czwartek, 24 maja 2012

#7- Szczerość? Szkoda, że tak późno.

Przysiadłam na schodku przed domem i położyłam plecak obok siebie. Przeczesałam palcami włosy i wyciągnęłam z kieszeni pogniecioną karteczkę, którą dostałam od tego idioty. Nie pewnie ją wyprostowałam i spojrzałam na jej treść. Zaśmiałam się niewyraźnie choć to wcale nie był powód do śmiechu. Rozerwałam papier na drobne kawałeczki pozwalając wiatrowi porwać je w siną dal. Obserwowałam tańczące drobinki wiadomości. Chciałabym tak jak one, odlecieć stąd daleko tak, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Po za tym nikogo nie obchodził widok mnie, a mnie nie obchodził widok nikogo. I tego się trzymajmy. Chociaż nie. Thomas. Co tak właściwie było między nami? Czy to tylko zakodowana w podświadomości odpowiedzialność za tą młodą istotę, czy może coś więcej? Coś w podobie braterskiej miłości? Nie, to chyba nie to. Tylko co? Eh... po co ja się przejmuje takimi pierdołami? Tylko się nim opiekuje, na pewno Thomas nie znaczy dla mnie tyle żebym mogła go nazwać bratem. Gdybym miała teraz wyjechać lub odlecieć jak te kawałeczki papieru, nie zawahałabym się ani chwili. Przecież nic mnie tu nie trzyma. Zupełnie nic. Spojrzałam w niebo. Białe, puchate obłoki szybko przemierzały kolejne kilometry w szybkim tempie jakby uciekając przed tymi ciemnymi, na pozór złymi. Zanosiło się na deszcz. To nic, serce mi mówiło: zakochaj się w deszczu. On przynajmniej nie zostawi za sobą nic złego jeśli będzie padał z umiarem. Tak chyba właśnie działała miłość. Nie wyrządzi ci żadnej krzywdy póki nie kochasz kogoś na tyle mocno żeby móc dla niego zmienić się w zimną, oschłą, bezduszną gówniarę. No na niektórych miłość oddziałowuje zupełnie inaczej. Na przykład odbierają sobie życie, popadają w obłęd, stają się zwykłymi szmatami by rozmazać swój ból pocieszeniem lub tak jak ja zawiesić się we własnym świecie i odciąć się od uczuć innych nie zostawiając po sobie ani krzty pozytywizmu. To tyle. Zamknąć duszę i jebać wszystko i wszystkich. Jak kto woli czysty egoizm- jedna z moich negatywnych cech. Właściwie nie mam żadnych pozytywnych. No bo co na przykład.
Popatrzmy jeszcze na życie z innej perspektywy. Nie ma szczęścia, to tylko złudzenie tak samo jak miłość. Kiedy miałam tatę nie dostrzegałam tego co miałam. Kiedy miałam Radka, te dwa miesiące były tylko dziwnie pozytywnym nastawieniem do otoczenia."Och, ach, nasza miłość może wszystko"- powiedzmy, że to było moje motto, a dziś? "Fuck everything and everyone". A teraz moim okiem. Najlepszy okres mojego życia to bez wątpienia czas spędzony z tatą. Całe 16 lat, okres, którego nie doceniałam. Hah, tanie wina, papierosy czy nawet skręty z mięty i coś bardziej wytrawnego- marihuana. Bez obaw, to tylko okres przejściowy. Nie mam już z tym nic wspólnego, bo to tak kurewsko nieładnie. Tak więc czym jest szczęście? Tymi pieprzonymi motylami w brzuchu? Chyba w planecie umysłu niedoświadczonej nastolatki lub w zatrutym umyśle gówniary. Szczęście to nie realia życia, ale jakieś zmyślone opowiastki stworzone przez jakiegoś niespełnionego marzyciela chodzącego z głową w chmurach. Nie ma uczuć, a ludzie to kurwy. Proste. A może najlepiej by było strzelić sobie w głowę? I Tak nic bym nie czuła. Mam zatruty umysł. Ha tak jakby te jebane malaki z "Pamiętników wampirów" L. J. Smith. W sensie metaforycznym rzecz jasna.
Wstałam i otrzepałam tyłek. Otworzyłam drzwi i wlokąc za sobą plecak weszłam do domu. W kuchni siedziała Caroline popijając chyba herbatę.
- Alex!- zawołała
Spojrzałam na nią obojętnie wystawiłam środkowy palec i powłóczyłam się do swojego pokoju nie zwracając uwagi na gniewne pomruki kobiety.
Rzuciłam plecak w kąt i weszłam do garderoby.
- Pomyślmy- podrapałam się po głowie- Karol! -wykrzyknęłam podekscytowana i pstryknęłam w palce.
Wzięłam wybraną deskorolkę i obróciłam ją dookoła sprawdzając jej stan techniczny. Była czarna i bardzo zwyczajna. Na wierzchu namalowany był prowizorycznie płomień. Przejechałam dłońmi po kółkach i uśmiechnęłam się blado. To była moja pierwsza deskorolka, którą dostałam na 13 urodziny od tatusia. Dlatego nazwałam ją Karol.
Pogładziłam opuszkami palców deskę. Była bardzo stara, trochę zniszczona, ale za to jaka solidna! To nic, że ma prawie 6 lat. Najwspanialsza pamiątka po zmarłym tatusiu. Zadowolona wyszłam z garderoby. Zabrałam telefon i słuchawki. Poprawiłam fioletową czapeczkę i wyszłam z pokoju.
- Alex! Czekaj!- usłyszałam przechodząc przez kuchnię
Odwróciłam się na pięcie i zmierzyłam Caroline zimnym wzrokiem.
- Musimy pogadać
- Ta idiotyczna baba już do ciebie dzwoniła?- zapytałam od niechcenia
- Co? Jaka baba i dlaczego miałaby dzwonić?
- Noo, nauczycielka...nie dzwoniła?
- Co znowu?-skrzyżowała ręce na klatce piersiowej
- Chciałaś coś? Śpieszę się -powiedziałam zniecierpliwiona
- Yyy... bo zaprosiłam jutro znajomą na kolację...
- A co ja mam do tego? - przerwałam jej
- Chodzi o to, że ona przyjdzie z synem i chciałam żebyś dotrzymała mu towarzystwa podczas gdy będę z nią rozmawiała w interesach. Zostaniesz?
- Jasne...- powiedziałam ze sztucznym uśmiechem -... żeby ci zrobić siary-dokończyłam moim zwyczajnym głosem, czyli kipiącym ironią i obojętnością
- Alex, ja mówię poważnie
- A ja poważnie odpowiadam
- Ale...
- Wychodzę
Skierowałam się do wyjścia i otworzyłam drzwi. Na zewnątrz powitał mnie świergot ptaków i fala chłodnego powietrza. Spojrzałam w górę. Deszczowe chmury były coraz bliżej. Wskoczyłam na deskorolkę i udałam się do Skateparku. W międzyczasie włożyłam słuchawki w uszy wsłuchując się w piosenki. Czułam się taka spełniona. W tym momencie nie liczyło się nic więcej tylko ja, muzyka i deskorolka. Mknęłam po nierównym chodniku zwinnie omijając ludzi. Nareszcie dotarłam do celu. Uśmiechnęłam się na widok wysokich ramp i równego podłoża. Tutaj nie musiałam uważać na ludzi. Krzątało się tu tylko kilku skaterów. Wjechałam na jedną z mniejszych ramp tak na dobry początek, bo dawno nie jeździłam. Jechał na niej jakiś żółtodziób, który słabo sobie radził z deską. W sumie nie aż tak źle, ale do pięt mi nie dorastał. Jaka ja skromna. Ruszyłam z miejsca coraz bardziej się rozpędzając. Kiedy dotarłam do krańca rampy zrobiłam jeden z najskromniejszych trików. Tylko podskok. Następnie zjechałam z powrotem w dół. Na przeciw mnie choć trochę bardziej po prawej jechał ten cienias. Nie wiem jak on jechał, że o mnie zahaczył. Przewróciłam się na tyłek, ale zachowałam ostatnie resztki rozumu i ochroniłam głowę przed spotkaniem z betonem. Jaka ze mnie idiotka! Nie założyłam kasku. Ech... Dźwignęłam się lekko na łokciach i rozejrzałam dookoła. Kawałek dalej leżał na kolanach ten chłopak. Na oko nic poważnego mu się nie stało. Jeszcze. Pewnie starł kolana i tyle. Podniosłam się i potarłam sobie dłonią pośladek, w który uderzyłam z dużą siłą. Zrobiłam kilka kroków w stronę sprawcy wypadku i zmierzyłam go zimnym wzrokiem.
- No i ?
Nie czekając na odpowiedź uniosłam głowę w górę, a ręce rozstawiłam ręce na boki chcąc poczuć na dłoniach zimne kropelki. Poczułam je nie Tylko na dłoniach, ale także na całej siebie. Przymknęłam oczy i usłyszałam w myślach już dziś po raz drugi- zakochaj się w desz...
- Może mi pomożesz? - głos z zewnątrz zakłócił moje myśli.
Zmarszczyłam czoło zaskoczona bezczelnością tego osobnika. Założyłam ręce na biodra i uśmiechnęłam się ironicznie
- Fajnie - mruknął - Żadnej pomocy z zewnątrz - wymamrotał powoli wstając
Prychłam i zlustrowałam wzrokiem otrzepującego się chłopaka
- Przesadzasz wcale tak źle nie upadłeś. Gdybym nie ochroniła głowy to bym dostała poważniejszego uszczerbku, ale dzięki mojej zwinności boli mnie tylko tyłek i szczypią dłonie - powiedziałam z naciskiem na "tylko"
Chłopak pokiwał głową wpatrując się we mnie.
- Dam ci radę. Nie wpraszaj się do Skateparku skoro nie umiesz jeździć na desce. Noo chyba, że masz zamiar pojeździć na wrotkach- uśmiechnęłam się sztucznie
- Przepraszam. To nie tak, że nie umiem jeździć, po prostu cię nie zauważyłem
- Nie zauważyłeś? Kiepska wymówka
- Okey, no dobra. Tak naprawdę zapatrzyłem się na twoją jazdę i ten podskok na szczycie. Wow! To było świetne! A poza tym... eee... twoje włosy bardzo przyciągają wzrok- powiedział lekko się czerwieniąc
Pogładziłam palcami końcówki ognistoczerwonych włosów i odrzuciłam je do tyłu.
- Pokażesz mi więcej trików? I może mogłabyś mnie ich nauczyć?
Zaśmiałam się głośno jakby powiedział jakiś idiotyczny kawał.
- A czy ja wyglądam na kogoś kto daje lekcję czy korepetycje jazdy na desce?- zapytałam retorycznie
- No Nie, ale...
- Nie ma ale. Sam musisz załapać, a ja nie jestem typem osoby, która interesuje się innymi.
Zapadła chwila ciszy podczas której dostrzegłam jak mocno się rozpadało.
Już chciałam odejść, ale chłopak mnie zatrzymał
- Jestem Edward, ale...-przerwałam mu gromkim śmiechem po którym zmierzył mnie surowym spojrzeniem
-... ale mów mi Ed albo Eddy-dokończył gdy przestałam się śmiać
- Ale ja wolę mówić ... Ed... wa...rd -odpowiedziałam krztusząc się kolejnym atakiem śmiechu
- To nie jest śmieszne- tupnął nogą- powiedz lepiej jak masz na imię
- A...lex...an...dra -odpowiedziałam wciąż się śmiejąc
- Ale mów mi Alex -powiedziałam gdy uspokoiłam się już odrobinę
Odwróciłam się na pięcie i nadepnęłam nogą na kraniec deski, tak  , że lekko się podniosła a ja chwyciłam ją w rękę.
- Dokąd idziesz?- odezwał się
- Pada deszcz. Chyba oczywiste, że do domu - uniosłam jeną brew
- O, no tak. Nie pomyślałem
- Chyba ci to trudno przychodzi- zaśmiałam się i zaskoczyłam z rampy
- Do zobaczenia! - krzyknął
- Mam nadzieję, że nie ! - odkrzyknęłam i odepchnęłam się nogą od ziemi i odjechałam


- Co robisz? - usiadłam na krawędzi łóżka i wpatrywałam się w panią Anderson
- Nie widać? Pakuję się. A skąd ty się tu wzięłaś - odpowiedziała nie przerywając czynności
- Przyszłam
Odwróciła się w moją stronę i zmarszczyła czoło
- Jesteś mokra jak mysz. Coś ty robiła?
Ton Stephanie był dość dziwny jak na nią. żadnego uczucia, tylko poddenerwowanie
Podeszłam do okna i odsłoniłam firankę
- Widzisz? Pada. Ale nie o tym.... Po co się pakujesz?
- Wyjeżdżam
- Dokąd? - zdziwiłam się
- Do Liverpoolu. Moja siostra miała wylew. Muszę jej pomóc.
- A Thomas?
- Zabieram go ze sobą
- Więc kiedy wyjeżdżacie? - opadłam z powrotem na łóżko
- o 6 rano
- ymmm Kiedy wrócicie?
- Zadajesz za dużo pytań. To do ciebie niepodobne
- A do Ciebie takie poddenerwowanie i brak uczucia
- Może nie do słyszałaś, ale moja siostra miała wylew. To nie jest dostateczny powód? A może ty po prostu nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa. Ale co ja mówię. Na pewno.
- Brawo- zaklaskałam w dłonie - dobrze, że wreszcie pani to dostrzegła. A może, droga pani Anderson, dopiero teraz pani o tym mówi. Zabrakło pani odwagi żeby być szczerą wcześniej zanim panią polubiłam?
- Alex...- dotknęła mojego ramienia - zrozum...
- Nie. Nie rozumiem. Jestem tylko tępą i pustą idiotką która nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Żegnaj! - powiedziałam i wybiegłam z pokoju. W korytarzu spotkałam Toma
- O! Lexii -  wyciągnął w moją stronę rączki
Ominęłam go i skierowałam się do wyjścia. Przystanęłam na chwilę oszołomiona swoim własnym zachowaniem w stosunku do małego brzdąca
- Przepraszam Tomciu, za wszystko. Po prostu nie jestem odpowiednią osobą, żebyś mógł się ze mną zadawać. Ja... nie mogę...
- to znaczy, że nie będziesz podlewać marchewek kiedy wyjadę?- zrobił podkówkę i wytarł rękawem małą łezkę
- Och Tomciu! - podeszłam do niego i przytuliłam go do siebie
- Pewnie, że będę podlewać
- bo Lexii ... ja muszę wyjechać z babcią... Ale tylko na trochę, poradzisz sobie beze mnie prawda? Powiedz, że sobie poradzisz.
- Poradzę sobie. Obiecuję- przytuliłam go mocno
- A teraz muszę iść. Będę do ciebie dzwoniła. Codziennie!Tylko nie płacz. Pamiętasz co ci mówiłam? u u u chłopaki u u u nie płaczą u u u chłopaki u u u nie płaczą nie, nie, nie... nie, nie nie-zanuciłam mu . Chłopiec uśmiechnął się i przetarł szybko mały strumyczek łez na jego policzku - no tak lepiej - pocałowałam go w policzek i wyszłam z domu


Pamiętniku!
No, jak już zaczęłam cię pisać, to nie wypada tak kończyć na jednym wpisie prawda? 
Mamy dzisiaj czwartek. Dość zwariowany czwartek. 
Pierwszy dzień w szkole. Zdążyłam wylądować u dyrka i poznać pięciu pajaców. Z jednym z nich, Niall'em pobiłam się o paczkę żelek i właśnie dlatego miałam spotkanie z szefuniem. On chyba ma obsesję na punkcie jedzenia. Zayn'a i Liam'a nie zdążyłam dobrze poznać. Za to ten lokowaty- Harry strasznie działa mi na nerwy. Jest jeszcze Louis. On wydaje się taki.... dziwny noo. Dał mi dzisiaj karteczkę z numerem swojego telefonu, którą podarłam by obejrzeć jak małe drobinki tańczą z wiatrem. A i zapomniałam jeszcze o takim jednym Edwardzie. Ha ha . Na samo wspomnienie jego imienia nie mogę przestać się śmiać. Poznałam go w Skateparku, kiedy jechał jak jakiś nieudacznik i przewrócił mnie. 
Echh... ale to nie wszystko. Pokłóciłam się z babcią i do tego sprawiłam przykrość Thomasowi. Ale co ja mogę? Ja to tylko ja, a jaka ja jestem? Nie mam ochoty o tym pisać. Po prostu... ech... jestem beznadziejna. Idę posłuchać muzyki może zapomnę. A i zapomniałam dodać, że Stephanie i Thomas wyjeżdżają do Liverpoolu, ale tylko na trochę. Jutro ci wyjaśnię.

Odłożyłam mój a'la pamiętnik wsunęłam się pod kołdrę i włączyłam muzykę.
Jestem do bani i wiem o tym

__________________________________________

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, że musieliście czekać cały tydzień, ale za bardzo zagłębiłam się w " Pamiętnikach wampirów" Skończyłam już wszystkie części i kiedy wczoraj kończyłam "Północ" normalnie się popłakałam kiedy Damon umierał. A dokładnie zaczęło się od tego
"Będziesz pamiętała? Dla mnie? Bo ja... kochałem tylko raz, tak naprawdę, przez całe życie. Będziesz pamiętała, że cię kochałem? To nadaje mojemu życiu... sens" 
Och to prawda, że czasem mnie porządnie wkurzał, ale kurdee... kiedy umierał , to normalnie tak mi było smutno;(  Ale co ja o tym piszę.
- Dziękuję Wam za 4444 wejść i OMG! że aż 90 osób czyta mojego bloga! To niewiarygodne! 
Komentujcie! Kto wie? Może rozdział pojawi się już w sobotę? To wszystko zależy od Was, od komentarzy. Działajcie! 


Kocham 
Majka ;** <3!

czwartek, 17 maja 2012

#6 - "To wy się ode mnie nie odczepicie?"

Wracałam ze szkoły do domu. Dzień nie był wcale taki zły pomijając fakt, że już pierwszego dnia byłam u dyrektora no i poznałam tych przygłupów. W sumie to tylko dwóch. Nialla i Louisa. Ten lokowaty już zaczyna działać mi na nerwy. Sama nie wiem. Tak bez powodu.
- Aaaalex poczekaj! - usłyszałam czyjś głos
Odwróciłam się, aby zobaczyć kto tak się drze, że przekrzykuje muzykę napływającą z moich słuchawek.
W moją stronę biegł Louis, a za nim szła reszta przygłupów.
Odwróciłam się na pięcie. Szłam dalej choć trochę wolniej.
- Poczekaj
Położył rękę na moim ramieniu i odwrócił mnie w swoją stronę.
Strzepałam Jego rękę i zlustrowałam go wzrokiem.
Oparł ręce na kolanach i oddychał ciężko. Na Jego widok kąciki ust samoistnie podnosiły się ku górze. Przekrzywiłam głowę na bok, a przez umysł przebiegła myśl: Ale on słodko wygląda, którą natychmiast potraktowałam kopniakiem w wyobraźni.
- Co chciałeś?
- Czy mogę dotrzymać ci towarzystwa w drodze do domu ?- zapytał nieśmiało
- Mi?
- No... tak - powiedział nerwowo bawiąc się palcami
- Z nimi?- wskazałam na zbliżających się chłopaków
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu
- Jasne. Bo to mam ochotę łazić z jakimiś idiotami
- No to fajnie. Chodźcie chłopaki - machnął ręką w ich stronę
Uderzyłam się ręką w czoło.
- Czy ty jesteś, aż takim idiotą, że nie wyczuwasz sarkazmu?
- Wyczuwam, ale staram się go ignorować. Tomlinson być mądry- poklepał się po klatce piersiowej i posłał uśmiech.
Właśnie doszła reszta. Popatrzyłam na nich obojętnie i już chciałam się odwrócić kiedy Louis przytrzymał mnie za nadgarstek.
- Poznaj moich przyjaciół. To jest Harry. Harry Styles- wskazał ręką na tego lokowatego - To Liam Payne - popatrzałam na ciemnego blondyna o brązowych oczach, który pokiwał lekko ręką- A to jest Zayn. Zayn Malik- powiedział klepiąc po ramieniu ciemnowłosego chłopaka o ciemnej karnacji- Nialla już znasz
- Aha, fajnie. Ułatwię ci sprawę, to był sarkazm. Nie obchodzisz mnie ani ty, ani Ci Twoi kolesie. Żegnaj...cie- powiedziałam i się odwróciłam.
Przyspieszyłam kroku, ale wciąż czułam na sobie spojrzenia chłopaków co mnie strasznie irytowało.
W pewnym momencie przystanęłam. Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na tych pięciu frajerów. Także stali. Przewróciłam oczami i szłam dalej. Kilka minut później ponownie odwróciłam się w ich stronę. Znowu stali kawałek dalej ode mnie. Ale oni są wkurzający. Podeszłam do nich i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Szczerzyli się jak jakieś głupki do sera.
- Wy macie zamiar tak za mną łazić i obserwować mój tył? - zapytałam zirytowana
- Taak - uśmiechnął się Louis
- Jak cię zaraz skrzywdzę
- To ja ci dam buziaka
- Głupi jesteś
- ta jak idziesz z nami?- odezwał się ten lokowaty
- Już wole iść obok was niż żebyście patrzyli na mój tył - powiedziałam
- Ja tam wolę patrzeć się na twoją twarz - uśmiechnął się Tomlinson i poruszył śmiesznie brwiami
- Zaraz ta pięść spotka się z twoją twarzą  - pomachałam mu przed oczami zaciśniętą dłonią
- Ty byś nie skrzywdziła takiego przystojniaka jak ja - przeczesał włosy dłonią
- A chcesz się przekonać ?
- Mówię, ci stary lepiej nie ryzykuj. Ona jest naprawdę groźna . Gdyby nie belferka to bym miał podbite oko - powiedział Niall przegryzając bułkę
- Dzięki Niall  spoko
Szłam między nieszczęsnym Louisem a tym śmiesznym Loczkiem, ale on śmiesznie mrużył oczy.
Poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. Spojrzałam w bok. Tomilnson uśmiechnął się zalotnie i puścił oczko. Delikatnie ale stanowczo zdjęłam jego rękę z moich ramion i powiedziałam
- Mnie się nie dotyka
Harry zachichotał za co uderzyłam go w ramię
- pozwoliłam się śmiać?
- Wyluzuj maleńka - teraz to ten lokowaty położył mi rękę na ramieniu. Tym razem porządnie strzepnęłam ją z siebie
- Nie jestem maleńka cieniasie! Nie moja wina, że jak byłeś młody wpierdalałeś drożdże
- Ey a dla niego byłaś delikatna! - poskarżył się
- Bo ciebie nie lubię bardziej
- A jego lubisz? - wskazał palcem na Tomlinsona
- Też nie
- A mnie ? - odezwał się Niall
- Ciebie jeszcze bardziej. A co do ciebie Harry to strasznie działasz mi na nerwy- popukałam go w klatkę piersiową
- Zawsze jesteś taka szczera?
- Jeżeli się nie odczepicie ode mnie to będziesz usiał się przyzwyczaić
- Jakoś wytrzymam. Chyba - uśmiechnął się
Przyspieszyłam kroku i stanęłam przed nimi. Przystanęli i wpatrywali się we nie, no nie wszyscy. Horan był zahipnotyzowany urokiem bułki
- To wy się ode mnie nie odczepicie ?
Pokręcili przecząco głową.
- Świetnie - odpowiedziałam moim słynnie ironicznym głosem
- No bo wiesz... - zaczął Zayn
- Jesteś...- kontynuował Liam
- Taka... - odezwał się Harry
- Słodziutkaa- dokończył Louis i chwycił mnie za dwa policzki i lekko potrząsnął po czym przytulił mnie a po nim reszta oczywiście bez Horana
Stałam w środku oszołomiona i przygnieciona masą czterech obcych ciał
- O fuck! Zaraz mnie zgnieciecie - wykrztusiłam
Rozluźnili trochę uścisk, ale nadal się nie odsunęli
- Ja tam i tak wolę bułkę z serem - powiedział Horan
- dobra odejdźcie ode mnie. Mam jeszcze kolanko a wy coś czego nie mają dziewczynki - uśmiechnęłam się figlarnie
Odsunęli się i lekko się zmieszali
- No chodźcie bo nie mam całego dnia
- Al my tu mieszkamy
- Mieszkacie? Tak w pięciu ? - zdziwiłam się
- A co w tym dziwnego ? - spytał Harry
- To wy jesteście...
- Tak. Louis to mój chłopak - urwał mi Harry
Przytulił Tomlinsona i zbuział mu policzek
- .... gejami- dokończyłam
- Nieeee!- wrzasnął przerażony Louis wyrywając się od loczka
Podbiegł do mnie i mnie przytulił. Stałam jak kołek i nie wiedząc co zrobić.
- Ale ty mu nie wierzysz, nie wierzysz mu, prawda? Błagam powiedz, że nie wierzysz!
- Nie wierzę, ale puść mnie już! - krzyknęłam mu do ucha
Odkleił się ode mnie i kiwnął na chłopaków.
- Zmykajcie! Ja tu sam sobie z nią pogadam
Chłopaki się skrzywili, ale posłusznie weszli do domu
- No i co chciałeś?
- Emm nie chciałabyś może wyjść ze mną na spacer czy gdzieś? - zapytał zakłopotany
- Chyba żartujesz?
- N.. Nie 
- Oj daj spokój. Po co ?
- No jak to po co? Żebyśmy mogli się lepiej poznać
- Poznać? - skrzywiłam się- ale ja nie chcę was poznawać. Mnie się przecież nie lubi - tupnęłam nogą
- Ale ja cię lubię - uśmiechnął się do mnie
Dotknął mojej dłoni i wcisnął jakąś malutką karteczkę. Pocałował w policzek i wszedł do domu.
Stałam jak jakaś głupia oszołomiona tym co się stało. Zacisnęłam mocno rękę tym samy gniotąc karteczkę. O ja pierdole, ale jak można mnie lubić. Mnie! Zimną, oschłą i obojętnę gówniarę, która nie liczy się z nikim, zupełnie z nikim.

______________________________________________

Krótki i beznadziejny. Chyba napisany najgorzej do tej pory. 
Przepraszam. Po prostu mam jutro 2 sprawdziany i pisałam rozdział na szybko, bo przecież obiecałam a czwartek. 
Nie wiem kiedy następny zobaczymy ile komentarzy. 
65 czytelników . Dacie radę nabić 40? Tylko bez oszukiwania. Paczę na godziny dodania także wiecie :D


Kocham 
Majka ;** <3




poniedziałek, 14 maja 2012

#5 - " Dla Ciebie władca marchewek "

- Droga młodzieży! Powitajcie nową uczennicę Alexandrę Courtney Nowak- powiedziała nauczycielka geografii
Stałam na środku klasy wlepiając swój obojętny wzrok w ludzi dookoła, którzy przyglądali mi się z zaciekawieniem.
- Możesz teraz powiedzieć coś o sobie
- Mam 19 lat i jestem pół Polką pół Angielką. Mieszkam w Londynie i...mam wyjebane- dwa ostatnie słowa powiedziałam po Polsku, tak żeby nikt nie zrozumiał.
Skierowałam się do jakiegoś wolnego miejsca.
- Może powiesz coś więcej? Od kiedy mieszkasz w Anglii,czy na przykład gdzie chodziłaś wcześniej do szkoły
- Nie
- Nalegam
- Nie mam ochoty mówić o sobie. Po co Wam wszystkim wiedzieć o mnie więcej? I tak już wyrobiliście sobie o mnie zdanie. To wszystko jest fikcja. Co z tego, że powiem, że moje życie jest po prostu do dupy. Was to i tak nie obchodzi. Też nie zależy mi na waszej przyjaźni czy koleżeństwie. Na co mi takie fałszywe mordy? Też mam Was w dupie. Myślicie, że coś się o mnie dowiedzieliście? Gówno o mnie wiecie. Dziękuję za uwagę!
Cała klasa zaczęła klaskać w dłonie. Wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce koło jakiegoś chłopaka.
- Alexandro proszę się tak nie wyrażać
- Będę mówiła jak mi się podoba. Jest takie coś jak wolność słowa. Powinna pani wiedzieć co to jest.
- Nieważne. Powiedz mi lepiej dlaczego Cię wczoraj nie było. Twoja mama zapewniała, że będziesz chodzić do szkoły od środy. Dziś mamy czwartek. Czy twoja mama o tym wie?
- Nie mam matki
- A pani Caroline Smith?
- Pfff... to tylko kobieta, która mnie urodziła, nikt więcej
- Nie będę mieszać się W osobiste sprawy uczniów. Cóż, to dlaczego nie byłaś w szkole?
- Nie muszę i nie mam zamiaru się Pani tłumaczyć
- Odpowiedz na pytanie
Przewróciłam oczami
- Miałam ważniejsze sprawy
- A co może być ważniejsze od szkoły?
- Zakładam, że to pytanie retoryczne
- Nie
- Nie będę z panią dłużej rozmawiać bez adwokata. Niech pani zacznie tą cholerną lekcję i skończy jakieś pieprzone gadki, które i tak nie mają znaczenia
Spojrzałam na kobietę, zacisnęła usta w wąską linię. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam zeszyt z plecaka. Zaraz na pierwszej stronie zaczęłam bazgrać cytaty Pezeta. A co mnie tam. Nauczycielka zaczęła pieprzyć jakieś głupoty, które nie zasługiwały na moje zainteresowanie.
Nagle osunęła mi się ręka na bok z taką prędkością, że zakreśliła długą linię na kartce przekreślając cytat: "Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół i,
nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół"Pisałam to z myślą o tacie. Może moje życie nie jest aż tak złe, ale brak taty odczuwam wciąż również mocno.
Natychmiast odwróciłam wzrok na osobnika, który ośmielił się mnie potrącić. Słodki, farbowany blondynek próbował otworzyć paczkę żelek.
- Daj to sieroto!- wyrwałam mu paczkę i otworzyłam
Chłopak szybko zabrał mi ją z rąk i przytulił do siebie.
- Ej! Daj jednego.
- Nie - pokręcił głową
- Daj
- Nie
- Daj
- Nie
- Plosee- zrobiłam oczka zbitego pieska
- Harry'emu wychodzi to lepiej, ale masz
Skierował paczkę żelek do mnie
Uśmiechnęłam się do niego i zabrałam garść gumowych misiów
- Ej! Jeden miał być
- A kto tak powiedział?
- Ja. Oddawaj
- Nie
Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zwinnym ruchem odsunęłam się od niego w taki sposób, że uderzył głową w ławkę. Zaśmiałam się i wpakowałam do ust kolejnego żelka.
- Ty małpo!- wycedził przez zęby pocierając dłonią miejsce uderzenia
- Horan i Nowak! Czy ja Wam nie przeszkadzam?- usłyszałam głos nauczycielki, który zignorowałam
Ważniejsze było teraz to, że ten cudak zaczął szczypać mnie po rękach. Moja reakcja była taka, że po prostu wypuściłam misie z rąk, które po chwili spotkały się z podłogą. Przerażony blondyn zanurkował pod ławkę tym samym przechylając moje krzesło tak, że Przewróciłam się wraz z krzesełkiem. Kątem oka zauważyłam, że ten cały Baron czy tam Horan zjada żelki z podłogi. Fuuj!
Natychmiast przykulałam się z krzesła i podniosłam chłopaka za bluzę.
- Mam teraz ogromną ochotę ci wjebać
- To nie ja zrzucam żelki na podłogę- odpowiedział hardo
- Tak? To nie ja szczypie dziewczynę, bo wzięła o kilka żelków za dużo
- Szkoda, że te kilka nazywasz garścią.
- Egoista!
- Idiotka!
- Żarłok!
- Morderca żelków!
- Obleśniak!
- Kretynka!
- Głupek!
- Dokończycie u dyrektora!- krzyknęła nauczycielka- Marsz!-wskazała palcem na drzwi
Dopiero teraz zauważyłam, że jesteśmy punktem obserwacyjnym klasy. Spojrzałam z ukosa na chłopaka. Jego mina nie była zadowalająca, ale on chyba musi mieć jakąś obsesje na punkcie jedzenia. Dziwak.
- To twoja wina- krzyknęłam na niego kiedy wyszliśmy z klasy
- Twoja
- Twoja
- Twoja
- Twoja
- Dobra, wyluzuj.-powiedział
Dalej szliśmy w milczeniu co jakiś czas rzucając sobie na przemian złowrogie spojrzenia.
Zatrzymaliśmy się przed sekretariatem
- Otwieraj!- powiedziałam
- Ale... ja się boję
- Mięczak! Odsuń się - Odepchnęłam go do tyłu i otworzyłam drzwi.
Sekretarka wynurzyła się spod sterty jakiś papierów i nasunęła okulary bardziej na nos.
- Słucham?
- My do pana dyrektora
- Proszę poczekać. Obecnie pan dyrektor ma ważne spotkanie
Pociągnęłam blondyna za rekaw i poradziłam go na krześle zajmując miejsce koło niego.
Szturchnął mnie łokciem w bok.
- Czego?- syknęłam
- Przepraszam, że cię przewróciłem
- No i słusznie
- Ale to i tak wszystko twoja wina.
- Moja?
- Yhy... przecież wiesz, że kocham jeść
- Niby skąd mam to wiedzieć?
- To ty mnie nie znasz?
- Brawo Szerloku! Cóż za odkrycie
- Bo ja myślałem, ...że wiesz
- Co?
- No kim jestem i miałem wrażenie, że jesteś moją antyfanką
- Antyfanką? No bez przesady. Celebrytą chyba nie jesteś?
- No, ekhm ... chyba nie. Bo... a z resztą nieważne
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam gładzić końcówki moich włosów. Nagle chłopak parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco.
- Czego znowu?
- A widziałaś jak się na nas gapili?
Odtworzyłam w głowie lekcję geografii i ujrzałam oczami wyobraźni zdziwione miny ludzi
- Taa to było dobre. Masz ładnego guza na czole - wskazałam palcem na granatowe, wypukłe kółeczko
Blondyn pogładził opuszkami palców czoło. Skrzywił się nieco i poruszył niespokojnie na krześle.
- Masz jeszcze te żelki?
- Jasne
- Ale teraz nie będziemy się bić?
- Chyba nie - posłał mi uśmiech
Wyciągnął z kieszeni bluzy żelki. Wzięłam dwa misie, ale za chwilę blondyn uderzył mnie w dłoń.
- Co znowu? - powiedziałam zirytowana
- Po jednym
- A ty możesz więcej?
- Po pierwsze to moje żelki, a po drugie ciesz się, że w ogóle pozwoliłem ci jeść
- Nie marudź
- Tak w ogóle to jestem Niall, a ty... Alexandra? - odezwał się po chwili ciszy
Kiwnęłam głową
- Wiesz co? Masz taką samą bluzę jak mój przyjaciel
Spojrzałam na siebie. Miałam czarną, szeroką z kapturem, tą samą, którą zapomniałam oddać temu nieznajomemu.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Nagle z gabinetu wyszedł jakiś koleś w garniturze i czarną teczką.
- Możecie już wchodzić- powiedziała do nas sekretarka
- Alex, ja się boję...- ścisnął moją rękę
- Ogarnij się mięczaku! - strzepnęłam ją z siebie i potrząsnęłam nim energicznie
- Chodź- pociągnęłam go za rękaw bluzy
Otworzyłam szeroko drzwi ciągnąc za sobą blondyna.
- Dzień dobry - przywitałam się obojętnie
- Dzień dobry. Usiądźcie - odpowiedział
Zrobiliśmy jak kazał i siedzieliśmy chwilę w ciszy
- To w jakiej sprawie przyszliście?
- Pani... yyy... zapomniałam. No od geografii nas przysłała - odpowiedziałam
- Więc co przeskrobaliście? - spytał nie przestając przeglądać jakieś dokumenty
- Horan,opowiadaj - szepnęłam szturchając go
- Dlaczego ja?
- Bo tak mi się podoba
- Ale ja nie mam czasu. Gadać szybko - powiedział dyrektor
Niall w końcu się przełamał i zaczął mówić. Oczywiście przedstawiał wszystko w taki sposób, w którym za wszelką cenę chciał oczyścić siebie z zarzutów. Przyglądałam się sytuacji z rozbawieniem. Lekcja mi leciała, Niall wciąż gadał, dyrektor i tak go nie słuchał, a ja bujałam się na krześle znudzona.
- Możemy już iść ?- przerwałam Niallowi
Dyrektor po raz pierwszy na mnie spojrzał i zmarszczył czoło. Horan popatrzył na mnie przestraszony.
- Tak. Tylko macie być grzeczni.
Opuściliśmy pomieszczenie.
- I co zjadł cię? - spytałam go
- No nie
- Co za los, żeby chłopacy byli takimi mięczakami- westchnęłam
- Chodź już na lekcje - odezwał
- Ey no! Ja tu tak ładnie się wypowiadam, a ludzie mnie ignorują
- Życie


Siedziałam sobie w pustym stoliku na stołówce kończąc hamburgera. Rozglądałam się po pomieszczeniu analizując wszystkich ludzi dookoła. Gdzieś tam jakieś dziunie rozprawiają o czymś zapewne na pozór ważnym. Tam jeszcze kolejka po jedzenie. Jeszcze dalej jakaś ogromna grupka zebrała się wokół jakiegoś stolika podniecając się nie wiadomo czym. Westchnęłam. Szkoda, że nie ma tu kogoś podobnego do mnie.
Nałożyłam słuchawki na uszy. Oparłam brodę na splecionych dłoniach i zamknęłam oczy.
Minęła jedna piosenka i zakłócono mój spokój. Nad sobą usłyszałam przeraźliwie głośno wypowiedziane słowo:
- Marchewkęęęę?
Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą TE oczy. I TEN uśmiech. Szybko obczaiłam teren. Chłopak trzymał w ręku garść marchewek. Prędko wyrwałam mu kilka warzyw i nagryzłam każde po kolei.
- Ej noo. Miała być jedna
- No przecież masz jedną
Rozejrzałam się dookoła. Miałam przed sobą pięciu chłopaków chociaż powiedziałabym, że czterech. Jeden z nich wpatrywał się zahipnotyzowany w hamburgera przymierzając się do ataku. To był ten Niall. Dalej obok niego stał jakiś chłopak z mopem na głowie, dalej jakiś czarnowłosy koleś a obok niego blondyn. Tych dwóch widziałam w klasie, a tego lokatego pierwszy raz.
Tuż obok mnie stał ten sam chłopak, do którego należała ta czarna bluza. Dzisiaj wyglądał inaczej. W jego oczach wychwyciłam radość, choć była dostrzegalna także iskierka smutku.
- TY chyba masz coś mojego - Uśmiechnął się
- Ach tak... kiedy widzieliśmy się ostatnim razem zapomniałam ci oddać. Sorry..- powiedziałam i już chciałam ściągnąć bluzę kiedy chłopak dotknął mojej dłoni. Przeniosłam wzrok na Jego dłoń a później na Jego twarz. Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Puścił mi oczko i zabrał swoją ciepłą dłoń.
- Możesz ją zatrzymać.
- To wy się znacie? - odezwał się ten lokowaty
- Tak jakby-odezwałam się
- Jestem Louis, a ty ? - wyciągnął do mnie dłoń.
Chwyciłam ją zdecydowanie i odpowiedziałam śmiało:
- Dla Ciebie władca marchewek
- O nie, nie- pokiwał palcem- to ja jestem królem marchewek
- Chyba śnisz
- Twoje marzenie
- jesteś tego pewny - uniosłam jedną brew
- stuprocentowo
- To patrz! - podciągnęłam rękaw bluzy ukazując mój tatuaż. Podsunęłam nadgarstek pod jego oczy
- Widzisz?
Otworzył szeroko usta i wytrzeszczył na mnie oczy. Chwycił moją rękę i przybliżył ją bardziej do oczu. Znów dziwnie się poczułam mając na swojej ręce te ciepłe palce. Spojrzałam na wyraz Jego twarzy. Zdziwienie zmieniło się w uśmiech.
- Wiesz, zawsze możesz zostać moją królową - poruszył brwiami
- A ty moim poddanym - uśmiechnęłam się sztucznie i delikatnie, ale stanowczo zabrałam swoją rękę i naciągnęłam rękaw bluzy zasłaniając napis.
- O! Alex, cześć! - odezwał się Niall. Chyba dopiero teraz mnie zauważył. Kurdee, zepsuł moją tajemniczość
- To wy się znacie?- kolejny raz loczek zadał to pytanie
- A no! Wylądowali razem u dyrka - tym razem odezwał się ten ciemnowłosy
- Poważnie?
- Oj no bez przesady
- Niall? Co ty zrobiłeś sobie z głową? - zapytał ten ciemny blondyn. Chyba dopiero teraz zauważył jego guza
- To ona! - wskazał na mnie palcem
- Co ona?! Ty masz jakąś obsesję na punkcie jedzenia. I do tego galanty z ciebie mięczak!- powiedziałam
Chłopak się zaczerwienił.
- A więc masz na imię Alex? Może chcesz się ze mną umówić po szkole? - zmienił temat yyy... Louis?
- Nie mam ochoty.
- To ty jesteś tą nową? I wywalili cię ze szkoły? - zapytał kędzierzawy
- Widzę, że informacje szybko się rozchodzą - uniosłam jedną brew- Tak to ja. Dzięki za uwagę- wstałam z miejsca - A i schowaj swoją opinię o mnie głęboko w kieszeń lub gdzie wolisz- rzuciłam przez ramię i odeszłam.


____________________________________________

Mamy rozdział piąty i pojawili się już chłopcy ;D <3
Trochę taki długi ten rozdział, ale wy  chyba takie lubicie?
Więc, mam 48 czytelników WOW.
Cóż wydaję mi się, że następny rozdział w środę lub w czwartek po hmmm... 25 komentarzach?
 Jak jest Was tak dużo to dacie radę. Ja  w Was wierzę.
Tylko mi nie oszukiwać Anonimki ;D
Co sądzicie o tym rozdziale?
Jaki Niall xD

Moje gg:43020310

Kocham
Majka ;** <3

czwartek, 10 maja 2012

#4- "Taka ja, to tylko wersja limitowana."

Obudziło mnie czyjeś szturchnięcie. Zdezorientowana skierowałam wzrok ku górze. Moim oczom ukazała się pomarszczona twarz z ciepłym uśmiechem i bladoniebieskimi oczami, które błyszczały radością i wiecznym optymizmem. Podniosłam się lekko i oparłam na łokciach. Pani Stephanie ruchem ręki zachęciła mnie abym wstała. Nie czekając na mnie wyszła z pomieszczenia. Przetarłam oczy piąstkami i spojrzałam na małego brzdąca smacznie śpiącego na boczku. Wysunęłam się spod kołdry i przeciągnęłam się jednocześnie ziewając. Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z ciemnego pokoju. Skierowałam się do kuchni, gdzie pani Babcia czekała na mnie z moją ulubioną herbatą. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i pocałowałam jej pomarszczony policzek.
No co? Nie jestem aż tak nieczułym potworem za jakiego mnie uważacie.
Pani Stephanie to bardzo miła staruszka i całkiem wyróżniająca się z tłumu zrzędliwych babć. Zachowywała się tak jakby całe moje zachowanie było oczywiste. Stosunek do matki, wrogość do świata, miłość do muzyki i marchewek. Jednym słowem rozumiała mnie. Dziwne, prawda?
- Dobry wieczór pani Babciu!
- Witaj promyczku! Herbata dla ciebie- podsunęła mi biały kubek z pomarańczową marchewką. Wydałam z siebie okrzyk zadowolenia i wdzięczne "dziękuję" po czym przyłożyłam usta do kubka popijając powoli gorący płyn. Spojrzałam na wielki zegar z kukułką. Wskazywał godzinę 20:20
- Wróciłam tak późno, bo poszłam na gorące ploteczki do Elizabeth
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i upiłam kolejny łyk herbaty. Staruszka przyjrzała mi się uważnie mrużąc delikatnie oczy. Znałam to spojrzenie. Wiedziała, że coś się stało.
- Więc? - spytała
- O co chodzi Babciu?
- To ty mi powiedz
- Co? Aaaa... no bo ten babsztyl nie umiał ugotować obiadu. Chyba nie jesteś zła, że zamówiłam pizzę?
- Nie o to chodzi- machnęłam ręką - Ale to też później obgadamy
- No to o co?
- Pokłóciłaś się z mamą- to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie nazywaj tej kobiety moją mamą
- Dobrze. Spróbujmy jeszcze raz. Pokłóciłaś się z Caroline?
Kiwnęłam głową i przyssałam się do kubka.
- O co tym razem?-spytała z dziwnym spokojem
- Nie uwierzysz jak ci powiem, że zabrała mnie dziś do psychiatryka i dlatego mniej więcej się spóźniłam.
Pani Anderson zakrztusiła się herbatą i spojrzała na mnie z niedowierzaniem
- To swoją drogą, ale do psychiatryka?
- Właśnie i do tego mnie okłamała! -nabrałam powietrza po czym wypuściłam je powoli z płuc- Chciała mnie zabrać na zakupy żebym kupiła sobie trampki i nową czapkę, a że centrum jest dość blisko spokojnie zdążyłabym do Thomasa na czas. Kłopot w tym, że to był tylko bajer. Wywiozła mnie gdzieś na obrzeża miasta 50 minut drogi samochodem od domu. Kiedy zorientowałam się, że to jest psychiatryk poszłam z buta do domu, znaczy się do Thomasa, gdzie zastałam to obleśne babsko...
Pani Stephanie ruchem ręki poprosiła mnie abym skończyła
- No to taka skrócona wersja- dodałam
Staruszka pokręciła głową.
- Odpowiedz mi jeszcze czemu wygoniłaś panią Leocadię
- To babsko...
- Odrobinę łagodniej- poprosiła mnie na co odpowiedziałam jej jęknięciem
- Stephanie, wiesz, że tak wyrażam swoje emocje...
Kobieta się zaśmiała
- Alex masz tendencje do nieświadomego zmieniania tematu
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Więc, Thomas nie zjadł obiadu, bo był niesmaczny. Ta baba nie umie gotować, z resztą sam jej widok przyprawia mnie o mdłości. Z resztą nie była nam przecież potrzebna.
- No dobrze, a...
- Zapłaciłam jej dziesięć funtów-urwałam, wiedząc o co chce zapytać - nie martw się tym. Pieniędzy mi nie oddawaj, przecież wiesz, że matce kipi z portfela
- W porządku, ale rozchmurz się. Ona jest dziwna i ją powinni zamknąć w psychiatryku- pogłaskała moją dłoń
- Dziękuję
- Ależ nic wielkiego! A co ze szkołą?
- Już jutro idę do jakiejś nowej i bardzo dobrze. W tamtej dla ważniaków czułam, że się duszę. I tak dziwię się, że tak długo mnie w niej utrzymali. Caroline musiała dać porządną łapówkę, ale jak widać przesadziłam
- Wiesz, że nie pochwalam twojego zachowania w stosunku do nauczycieli
- Oj tam. Też byś podłożyła nogę, temu przemądrzałemu historykowi, a raczej powinnam powiedzieć histerykowi.
Babcia zgromiła mnie wzrokiem, ale zaraz śmiała się wraz ze mną
- Mam prośbę...pójdziesz ze mną do fryzjera. Hmmm... jutro?
- Planuje się jakaś zmiana- uniosłam jedną brew
- Kolorek. Zastanawiałam się czy farbnąć się na zielono, niebiesko, różowo czy czerwo tak jak ty. Co o tym sądzisz?
Zaśmiałam się głośno i Spojrzałam na jej niepewne oblicze
- Mówisz poważnie?
- Jak najbardziej
- Pani Stephanie Anderson, proszę sobie ze mnie nie żartować- odparłam udając powagę, ale widząc jej niewzruszone spojrzenie, otworzyłam szeroko oczy
- A może fiolet?- zastanawiała się
- A może fiolet z kolorowymi pasemkami- zaproponowałam żartobliwie
- Tak! Wspaniały pomysł! -pogłaskała mnie po głowie
- Babciu! Ja żartowałam!
- A ja nie i sądzę, że dobrze myślisz z tymi pasemkami
Uderzyłam się otwartą ręką w czoło
- No co?
- Jesteś najbardziej pokręconą staruszką jaką godne było mi poznać!
Pokręciła głową z aprobatą i posłała czarujący uśmiech
- Ciesz się. Taka ja, to tylko wersja limitowana. A tak w ogóle to o której?
- Myślę, że o dziesiątej będzie spoko
- Hola, hola panno...
- Luzik babcia. Trza zacząć od wagarów
- Za moich czasów...
- Daruj sobie- przerwałam jej
- Masz rację to jest żałosne. Nie pochwalam tego co chcesz zrobić, ale...
- Ale...?
- Chrzanić to!
Zaśmiałam się i przybiłam jej żółwika
- Będę musiala pokręcić się trochę po mieście. Chociaż nie. Caroline idzie do pracy. Po prostu przyjdę do ciebie kiedy wstanę i się ogarnę. Pasuje?
- Spoko
Dopiłam resztę herbaty i wstałam z miejsca.
- Dzięki za herbatę i rozmowę
- To ja dziękuje, że nas odwiedziłaś
- Przecież wiesz, że czuje się tu Jak w domu
- No niezupełnie
- Miałam na myśli ten w Polsce, Ten w którym mieszkam obecnie to nie jest prawdziwy dom. Rozumiesz mię?
Kiwnęła głową.
- To będę się zbierać. Do jutra!
- Narka
- Babciu...
- No co? -wzruszyła ramionami i puściła mi oczko
- Pa!
Machnęłam jej na pożegnanie. Zamknęłam za sobą drzwi i otulona chłodnym powietrzem bardziej nasunęłam czapkę na głowę. Podniosłam twarz w górę.
Niebo było rozświetlone mnóstwem gwiazd. Uwielbiam niebo nocą, szczególnie bez żadnych chmur. Śmiało stwierdziłam w myślach, że nigdzie mi się nie śpieszy, więc usiadłam na schodku otulając się własnymi rękami i wlepiając paczałki wysoko nad swoją głową.
- Ciekawe gdzie jest moja gwiazda
Spojrzałam w górę próbując znaleźć coś niezwykłego. Moje oczy wychwyciły jakiś połyskujący obiekt."Spadająca gwiazda" a raczej meteoryt. Przez umysł przebiegło życzenie "znaleźć wielką miłość",ale natychmiast wyrzuciłam tę myśl z głowy. Nie bardzo wiedziałam o co prosić.
- Boże, zrób co uważasz za słuszne
Ulżyło mi, że nie będę musiała sama decydować o swoim losie. Przynajmniej jak mi nie wyjdzie nie będę musiała obwiniać samej siebie. Lepiej dla mnie.
Obserwując gwiazdy i wsłuchując się w martwą ciszę czułam się jakoś podejrzanie szczęśliwa. Mogłabym siedzieć tu tak przez resztę życia. Chociaż w końcu by mi się znudziło.


- Chodź już!
- Moment odkrzyknęła babcia
Czekałam aż się wyszykuje no i jeszcze Tomcio. Pojawili się już gotowi po kilku minutach.
Mały przybił mi piątkę, a Babcia żeby nie czuć się gorzej zrobiła to samo.
- Idziemy z buta?- spytałam
- A jak?
- Wybacz staruszko, ale Twoje nogi nie wytrzymają tyle
- Alex nie zadzieraj z Babunią- pokiwał palcem w moją stronę, a kobieta mu zawtórowała. Pokręciłam głową z dezaprobatą
- Oj mały,mały! A twoje nogi są zbyt młode na 10 minut drogi
- Ej! To nieprawda!- sprzeciwił się
- A zakład?- zaproponowałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę
- Zakład!- chwycił zdecydowanie moją dłoń i pokiwał wyzywająco głową
- Przetnij- odezwaliśmy się jednocześnie do pani Stephanie
Kobieta wzruszyła ramionami i Jednym ruchem ręki rozłączyła nasze dłonie. Uniosłam głowę wysoko uśmiechając się triumfalnie. Wiedziałam, że wymięknie. To tylko kwestia czasu. Najwyraźniej on także uparcie trzymał się swoich racji. Szedł między mną, a Babcią robiąc zdecydowanie krótsze kroczki przez co musiał nimi przebierać szybciej by nam dorównać. Uśmiechnęłam się widząc jego zmęczenie i znużenie. Wyraz twarzy stawał się teraz bardziej niepewny niż przedtem. Zadowolona szłam patrząc przed siebie aż nagle mnie oświęciło. Stanęłam sparaliżowana przypływem nowej myśli. Przecież z Tomciem nie określiliśmy warunków zakładu, a dokładniej nie powiedzieliśmy o co się zakładamy. Cóż za niedopaczenie! Oj, małemu się upiekło, a ja muszę podszlifować szybkie myślenie w przypadkach wymagających biegłego korzystania z mózgu
- Ej, idziesz?
- Mhm-mruknęłam i ruszyłam dalej.
Nie na długo cisza się nas trzymała
- Aleeeex- odezwał się Tom
Uśmiechnęłam się po raz kolejny i zmierzyłam chłopca wzrokiem
- No co?
- Nogi już mnie bolą
- Ha! Przegrałeś- wykrzyknęła Stephanie tak głośno, że ludzie przechodzący obok zwrócili na nas spojrzenia.
Pokręciłam głową i z powrotem spojrzałam na małego.
- Właśnie. Przegrałeś, ale masz szczęście, że nie określiliśmy warunków umowy. A teraz żeby okazać moją łaskę i miłosierdzie pozwolę ci się przyczepić do moich pleców pospolicie zwiąc to "baranem". Rozumiesz mnie młody?
- Dziękuję!
Przytulił się do moich nóg co wywołało u mnie śmiech
- Wskakuj
Nachyliłam się tak, aby THomas mógł wspiąć się na moje plecy po czym podniosłam się i powędrowałam dalej.


- Okey! Czyli wybrałaś już kolory, tak? - spytałam Stephanie, gdy staliśmy przed salonem fryzjerskim
- Tak!
- To myślę, że nie ma sensu tu z tobą zostawać. My z Thomasem pójdziemy na miasto. Jak będzie po wszystkim masz telefon, więc wyślij mi sms. Pamiętasz jak cię uczyłam?
- No mniej, więcej
- to mniej czy więcej
- czy. Oj Alex nie czepiaj się! Idźcie już. Poradzę sobie
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami
Patrzeliśmy jeszcze chwilę jak znika za drzwiami salonu po czym spojrzeliśmy na siebie.
- To gdzie teraz?- spytałam
- Na lody!- wykrzyknął
- Się robi
Znów wzięłam go na plecy i potruchtałam z nim do najbliższej budki.


Siedzieliśmy teraz w pizzerii zastanawiając się nad wyborem rodzaju.
- Nie sądzisz, że zbyt często jemy pizzę?- spytałam
Chłopiec wynurzył się spod menu, które zasłaniało go całego
- Nie
- Nie? Wczoraj jedliśmy, dzisiaj jemy. Czy to nie za dużo?
- Nie
- Możesz mówić całymi zdaniami?
- Nie
- Thomas
- No co?
- Nic, wiesz?
- No to o co chodzi?
- Thomas! Przestań się droczyć
- Jestem całkiem poważny. Widzisz tych ludzi wokół? Na pewno myślą, że mam jakieś 10 lat
Wybuchłam śmiechem tym samym zwracając uwagę innych.
- Patrz, patrz co robisz? Oni widzą cię jako dziewiętnastolatkę, ale tylko z wyglądu, bo masz umysł pięciolatki
- Po pierwsze nie pokazuje się palcem, a po drugie to ty masz pięć lat.
- Ale, ale... wyglądam jak uczeń podstawówki- ruchem ręki "ułożył" sobie włosy i zrobił poważną minę. Już chciałam załączyć tę rozmowę ciętą ripostą, ale powstrzymałam się, gdyż nie chciałam psuć dziecku zabawy.
Usłyszałam dźwięk sms. Wyciągnęłam telefon z kieszeni
- Babcia jest już gotowa
Pokazałam Thomasowi telefon z treścią wiadomości
- Gde jstci?- przeczytał
- Chyba chciała napisać "Gdzie jesteście"- powiedziałam- nieważne. Chodźmy
- A pizza?
- Kiedy indziej
Thomas wydał z siebie westchnienie smutku.
Szybko dotarliśmy do salonu fryzjerskiego, gdzie na ławeczce czekała Stephanie. Na jej widok o mało nie zaniosłam się śmiechem. Niestety Thomas nie potrafił się powstrzymać.
- Jak wyglądam?
- Jak podrasowana czterdziestka
- A naprawdę?
- Jakbyś przeszła wewnętrzne odmłodzenie umysłu lub jak wolisz pranie mózgu, ale zewnętrznie wyglądasz na jeszcze bardziej pokręconą staruszkę z tęczą na głowie
- Z tęczą, powiadasz? To mi się podoba
- A teraz chodźcie w jeszcze jedno miejsce


- Studio tatuażu?
- Tak - kiwnęłam głową
Stephanie spojrzała na mnie pytająco czekając na wyjaśnienia.
- Mam ochotę zrobić sobie tatuaż
- Tatuaż?- spytali jednocześnie Tom i Babcia
- Tak, a dokładniej na prawym nadgarstku. Dwa serduszka po bokach i między nimi napis.
- Jaki napis
- Carrots
- Ja też chce! - podskoczył Thomas
- Jak będziesz starszy to pogadamy
- W takim razie ja też chce- wyrwała się Stephanie
- Ty?!- odezwaliśmy się jednocześnie
- To samo co ty tylko napis inny.
- Jaki?
- William
Uśmiechnęłam się szeroko i poklepałam kobietę po ramieniu
- To chyba nazywa się miłość, prawda?
- Tak. Szkoda tylko, że go przy mnie nie ma
- Ależ jest Babciu! W twoim serduszku- odezwał się Thomas- I na pewno patrzy na nas z nieba dodał
- Na pewno - odpowiedziała i przytuliła mocno chłopca- na pewno


_______________________________________

Szczerze? Nie podoba mi się ten rozdział;/ A wy ? Co myślicie 
Pokręcona pani Anderson <3 

Następny rozdział pojawi się może w niedzielę, ale nic nie obiecuję .
W sobotę mam wycieczkę do Krakowa  zbiórka o 3:50 a powrót około godziny 24:00 podejrzewam, że bd padnięta ;D Muszę się porządnie wyspać na zapas ;) 

Wiecie co? Nienawidzę być chora ;( Mamy dzisiaj ognisko, a ja nie mogę wyjść z domu. tak się składa, że będzie tam taki słodziak ;** <3 A mnie nie będzie;( 
Najgorsze jest to, że jeszcze kumpela mi go odbije uhhh .... Ale zawsze jest Louis <3 :** 

komentujcie kochane;) Wiecie? To jest jak jakiś narkotyk. Daje takiego kopa i chce się więcej . Tak samo jest z komentarzami. 
Pokażecie na co was stać? Jak na razie mam 31 czytelników ;) Juuupi ;D

43020310 - moje gg piszcie jak chcecie ;) 

Dziękuję bardzo  black.character za polecenie bloga ;** 
Jesteś najlepsza ;** 


Jeśli chcecie to w następnym wpisie moge polecić Wasze blogi. Piszcie tylko na gg lub w komentarzach ;]


Słyszałyście już o teledysku do More than this? Normalnie jaram się <3 Nie mogę się doczekać premiery ;** 
Oj chyba się rozpisałam;D Ale chyba nie szkodzi co ?


Kocham <3 
Majka ;** <3

środa, 9 maja 2012

#3 - "Potrafi kochać za siebie i za mnie... "

Po całej godzinie drogi doszłam do Thomasa. Zatrzymałam się przed skromnym domkiem jednorodzinnym koloru jasnożółtego z czerwonym dachem. Niewielkie brązowe oprawy okna i drzwi tego samego koloru. Posesja ogrodzona była drewnianym płotkiem, a po lewej stronie mieścił się śliczny, zielony ogródek z mnóstwem kolorowych kwiatów. Gdzieś między tulipanami, a różami znajdowała się brązowa, drewniana huśtawka dla trzech osób, a gdzie nie gdzie porozrzucane były zabawki. Dom pani Anderson tak cholernie przypominał mi dom w Polsce. Warto także zaznaczyć, że za budynkiem mieliśmy z Tomem marchewkowy ogródek - naszą mini plantacje.
Uśmiechnęłam się szeroko i pomyślałam sobie, że to tu czuje się lepiej niż w budynku obok. Byłam sąsiadką pani Anderson i dlatego bywałam tu bardzo często. Tak naprawdę ta miła staruszka była dla mnie jak babcia, a ja dla niej jak wnuczka. Szybko przywykłyśmy do zmiany z " Pani Anderson" lub "Pani Stephanie" na "Babciu", "Pani Babciu" lub po prostu "Stephanie". Ja nic nie mówię, ale ona chyba chciała się odmłodzić. Zadziwiało mnie to, że pani Stephanie nie przeszkadzał mój styl, sposób bycia i muzyka. Polubiłam bardzo tą kobietę, ale czasem odczuwałam wyrzuty sumienia wobec prawdziwej babci, która mieszkała w Polsce. Dobre określenie "mieszkała". Umarła rok temu, kiedy byłam w tym przeklętym poprawczaku. Wtedy nie pozwolono mi nawet jechać na jej pogrzeb, ale ona już odeszła i na pewno nie ma mi za złe tego jak traktuję panią Anderson.
Otworzyłam furtkę i pokierowałam się do drzwi. Nie musiałam nawet pukać, gdyż pani Babcia miała problemy ze słuchem, więc nie było potrzeby wykonywania tej czynności. Z resztą miałam się tu czuć jak w domu i tak było.
Przekroczyłam próg i zamknęłam drzwi próbując zrobić to jak najciszej. Niestety charakterystyczny dźwięk nie umknął uwadze małemu chłopcu. Po chwili usłyszałam tupot drobnych nóżek. Uśmiechnęłam się delikatnie i zdjęłam jednego buta. Już chciałam zrobić to samo z drugim, ale Thomas przytulił się do moich nóg. Wzięłam go na ręce, a on wtulił się mocno i zaczął obdarowywać mnie serią całusów.
- No już starczy brzdącu-zaśmiałam się i dotknęłam noskiem jego noska i potargałam mu włoski. Chłopiec zareagował ruchem ręki, który miał poprawić mu fryzurę, a dokładnie z powrotem postawić je w nieładzie.
- Myślałam, że już nie przyjedziesz- powiedział swoim przesłodkim głosikiem i zdjął moją czapeczkę i założył na siebie po czym potargał moje włosy tak, jak ja zrobiłam to wcześniej.
- Zaraz ci wszystko dokładnie opowiem tylko pozwól mi zdjąć buta- postawiłam go na ziemię i zrobiłam to co zrobić miałam
- Babcia dawno poszła?
- Musiała wyjść wcześniej
- Zjadłeś obiadek?
Chłopiec pokręcił przecząco głową, a następnie otworzył buźkę, wystawił język i włożył palec wskazujący do ust robiąc przy tym przezabawną minę
- Zaraz dowiemy się dlaczego
Chłopiec wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Dyskretnie wskazał palcem na jakąś kobietę i pociągnął mnie za rękę z prośbą bym się nachyliła
- To pani Leocadia. Babcia poprosiła żeby przyszła się mną zaopiekować-szepnął mi na uszko
- Dzień dobry - powitałam ją
Kobieta podniosła głowę z nad gazety i spojrzała na mnie zimnym wzrokiem. Odłożyła czasopismo na ławkę i zdjęła okulary i zmierzyła mnie wzrokiem
- Skąd ty złotko się wyrwałaś?
- Jestem... siostrą Thomasa - wypaliłam
- Ach... tak? Pani Anderson mi nic o Tobie nie mówiła
- A mi nic o pani
- Jestem opiekunką tego chłopca
- Więc dlaczego pani nie dopilnowała żeby Thomas zjadł obiad- uniosłam do góry jedną brew i czekałam na odpowiedź. Tom wymamrotał coś w stylu "bleee"
- Nie chciał jeść- odpowiedziała obojętnie i znów wzięła czasopismo do rąk.
Wstrzymałam się od uwag i skierowałam się do kuchni. Na małym stoliczku gdzie zwykle jadał chłopiec, leżał duży talerz z kopcem ziemniaków i dwoma podziabanymi, a raczej zmasakrowanymi kotletami mielonymi. Podeszłam bliżej. Chwyciłam widelec i spróbowałam ziemniaków i mielonych. Natychmiast skierowałam się do zlewu i wyplułam posiłek. Usłyszałam za sobą śmiech Thomasa. Odwróciłam się i posłałam mu karcące spojrzenie. Zabawnie było widzieć przerażoną minę Toma
- Dobrze, że tego nie zjadłeś- Uśmiechnęłam się na co chłopiec odetchnął z ulgą- To jest ohydne- dodałam- chodź
Wzięłam go za rączkę i wróciłam do salonu
- Pani jest opiekunką, tak?
- Zgadza się
- To niech pani zmieni pracę
- Co takiego? Jak śmiesz zwracać się z taką bezczelnością do starszej osoby?- oburzyła się, a ja wzruszyłam ramionami
- Pani nie umie nawet ugotować obiadu
Kobieta posłała mi wrogie spojrzenie i milczała
- Ziemniaki są na w pół surowe, niedogotowane, a mielone jakieś rozlazłe- jak sobie przypomnę ten smak aż mnie mdli - Jedynie co zjadł Thomas to ogórki Babci. Nie dziwię mu się. Też bym nie zjadła takiego świństwa- kontynuowałam - Może powinna się pani udać na jakiś kurs gotowania, czy coś takiego-wzruszyłam ramionami i zwróciłam wzrok na kobietę, która powoli do mnie podchodziła. Patrzyła na mnie nienawistnym spojrzeniem, którym wcale się nie przejęłam.
Widziałam teraz opiekunkę z bliska. Potężne, grube babsko z włosami obciętymi "na chłopaka". Miała tak zwane dwie brody i nos z ogromnym hakiem, który przypominał raczej dziób jastrzębia. Najgorsze było to, że miała wąsy. Fuuuj!
Thomas zakrywał usta rączką, żeby przypadkiem nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie masz za grosz wychowania
- Mówię tylko prawdę- powiedziałam obojętnie - A teraz może pani już iść. Ja lepiej zajmę się Tomciem
- Słucham?! - zapytała z niedowierzaniem - Ja tu przyszłam do pracy!
- Naprawdę? To ja panią zwalniam- uśmiechnęłam się sztucznie
- Siedziałam godzinę z tym smarkiem chyba coś mi się należy
- Ach no tak... 5 funtów wystarczy ?
- Mi się płaci 20 funtów na godzinę
- Wybaczy pani, ale za ten masakryczny obiad zapłacę pani tylko 10 funtów i nie więcej- wyciągnęłam z kieszeni portfel i podałam kobiecie banknot. Pani Leocadia pomrukiwała coś pod nosem, założyła płaszcz oraz śmieszny kapelusz i przyodziała jakieś paskudne buty
- Nie do zobaczenia!-rzuciłam gdy kobieta już wychodziła i przybiłam piątkę z Tomem
- To co? Zamawiamy pizzę?
- Taaaak! - podskoczył i ucałował mój policzek.
- To ja zadzwonię, a ty zmykaj się bawić- pstryknęłam go w nosek. Tomcio wydał kolejny okrzyk radości i pobiegł do swojego pokoju. Zadzwoniłam po jedną pizzę i ruszyłam do malucha. Usiadłam na bujanym fotelu i przyglądałam się zabawie brzdąca.
Thomas Anderson naprawdę nie był moim bratem, chociaż z każdym dniem lubiłam go coraz bardziej. Ten w istocie mały chłopiec miał ogromne serduszko. Na pewno większe od mojego. Jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Tak było mi go żal. Starałam się wytłumaczyć mu to wszystko, ale nie musiałam się długo męczyć." Kiedyś się spotkam z mamusią i tatusiem, ale jeszcze nie teraz. Muszę przecież się Tobą opiekować, no bo przecież zginiesz beze mnie."- to były jego słowa.
Tom jak na pięciolatka był osobą bardzo inteligentną i rozumną. Szybko nauczyłam go czytać, pisać, dodawać i odejmować. Fakt, że nie szło mu to najlepiej, ale zawsze coś. Był taką małą pociechą, która daje wiele radości. Gdy byłam z nim serce się strasznie cieszyło i rozpierała je duma. Najważniejsze jest to, że potrafi kochać za siebie i za mnie. Wiedział kiedy jestem smutna i jest mi źle.
Oprócz wszystkich osiągnięć intelektualnych był bardzo ładnym chłopcem. Miał śliczne blond włosy, które stawiał w nieładzie przeczesując palcami do tylu w taki sposób, że sterczały na wszystkie strony, co dodawało mu ogromnego uroku. Oczy miał wyłupiaste w kolorze niebieskim przypominającym niebo. Miał mały, lekko zadarty nosek i drobne, ale zwinne rączki. Lubi mój styl i moje czapki. Podobnie jak ja, kocha marchewki.
Pewnego razu włączyłam mu bajkę " Fineasz i Ferb". Bardzo polubił tą bajkę, ale niestety leciała tylko w języku polskim, gdyż włączyłam mu ją na moim laptopie.
Thomas zapragnął nauczyć się mojego ojczystego języka. W ten sposób zaczęłam go uczyć. Składa już proste zdania, ale nie bardzo potrafi wymawiać niektóre słowa. Mimo to radzi sobie bardzo dobrze. I tak bardzo szybko się uczy. Podobno im człowiek młodszy tym lepiej sobie radzi.
Tomcio wskoczył mi na kolana i zaczął bujać się wraz ze mną na fotelu
- Powiesz mi czemu przyszłaś później- spytał jednocześnie jeżdżąc po moich rękach samochodzikiem
- Moja mama chciała mnie zabrać...-zawiesiłam głos
- No, gdzie? Mów szybko!- poganiał mnie lekko mną potrząsając
-... do psychiatryka- szepnęłam robiąc przy tym zabawne miny
- Poważnie? - zapytał podekscytowany
- Naprawdę! Ale uciekłam
- To dobrze! Przecież nie nie jesteś psycholem- odetchnął z ulgą
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdjęłam Toma ze swoich kolan i poszłam otworzyć. Okazało się, że przyjechała pizza. Zapłaciłam dostawcy tyle ile się należało i chciałam zawołać małego kiedy ten już siedział przy stole czekając na jedzenie. Położyłam pudełko na stole. Tomcio sięgał po nie swoimi drobnymi paluszkami, a ja zwinnym ruchem ręki oddaliłam od niego pudełko. Chłopiec zrobił kwaśną minę i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem
- Nic z tego! Najpierw umyj rączki- kiedy to wypowiedziałam Tom w trybie natychmiastowym poczłapał do łazienki. Uśmiechnęłam się triumfalnie i poszłam za nim, aby odkręcić mu kurek z wodą. Ku mojemu zdziwieniu Tomcio przystawił sobie małe wiaderko i stanął na nim, by łatwiej było mu dosięgnąć do kranu. Po raz kolejny pochwaliłam go w myślach. Ten maluch nieświadomie sprawia, że mordka mi się cieszy.
- W mydle- odezwałam się gdy Thomas zszedł z wiaderka. Opuścił ręce zrezygnowany i na powrót stanął na przedmiocie umywając rączki, tym razem w mydle.
Spojrzał w lusterko, do którego ledwo dosięgał. Uśmiechnął się widząc moje odbicie
- No co?- zapytał
- Nic. Chodź już, bo pizza nam wystygnie
Pomogłam mu zejść z wiaderka. Popędził przodem, a gdy już znalazłam się W kuchni jadł już kawałek pizzy. Usiadłam na przeciwko niego i również zajadałam się posiłkiem.


- Przeczytaj mi coś-usiadł mi na kolanach i przytulił się mocno
- Te młody! Najpierw przebierz się w piżamki
- No doooobra
Popędził w stronę szafeczki, w której chował ubrania
- Tylko nie patrz
- Dobra- zaśmiałam się i zakryłam oczy ręką
- Nie podglądaj!
- Oj tam
- Najlepiej się odwróć
- Okey
- No już. Nie będę czekał w nieskończoność - poganiał mnie
- Już? -spytałam po chwili
- tak -powiedział i usadowił się pod pierzynką
- Pan chyba o czymś zapomniał - uniosłam jedną brew
- Ojej!
- Nie "Ojej" tylko zmykaj umyć ząbki
Pomogłam mu wygramolić się z łóżka po czym delikatnie klepnęłam go w tyłek. Pognał szybko do łazienki. Rozejrzałam się po pokoju. Był mały, ale przytulny. Dwie równoległe do siebie ściany pomalowane były w kolorze żywej pomarańczy, a raczej powiedziałabym marchewki. Natomiast dwie pozostałe były zielone barwą zbliżone do natki marchwi. Gdzie nie gdzie wisiały narysowane na kolorowych kartkach moje ulubione warzywa, ludziki i wiele innych rysunków, które dzieci rysowały najczęściej.
Moją uwagę przykuł jeden obrazek. Podeszłam bliżej. Widoczny był mały ludzik trzymający za rączkę drugiego, o wiele większego. Ten drugi miał na sobie czapkę, a ten pierwszy stado stojących włosów. Oboje trzymali w rękach marchewki. Od postaci wybiegały dwie strzałki "me" i "Alex". Przejechałam dłonią po rysunku i uśmiechnęłam się delikatnie. Poczułam jakby całe moje ciało przeszedł prąd. W tej samej chwili przyszły wspomnienia. Przypomniało mi się , że kiedy byłam w wielu Thomasa także rysowałam. jednym z najlepszych rysunków był ten, na którym byłam mała ja trzymająca za rękę tatę. To było tak dawno temu, a teraz, gdy zamknęłam oczy miałam przed sobą tą chwilę. Zadziwiające było to, że pamiętałam sytuację sprzed 14 lat.
Po moim policzku popłynęła łza, której nie pozwoliłam opaść w dół.
Jestem Alexandra Courtney Nowak, która nigdy nie płacze. Nigdy. Już nie.
- Wczoraj to narysowałem- usłyszałam za sobą dumny głos
- Zdolniacha- potargałam mu włoski i dałam buziaka w policzek. Nie mogłam pozwolić, aby znaczył moje poruszenie, bo przecież ja nigdy nie okazuje słabości ani uczuć. chyba.
- Mówiłem ci tyle razy: nie naruszaj mi mojego artystycznego nieładu- powiedział niczym profesor na uniwersytecie.
- Co chcesz żebym ci przeczytała?- wzięłam go na ręce i poradziłam na łóżku
- Tomcio paluch
- Znowu? Czytałam ci to chyba sto razy - jęknęłam
- To przeczytasz stojeden. Proszęęęę- złożył rączki na znak prośby, wysunął dolną wargę, a oczka zrobiły się jeszcze większe i zaświeciły tak jakby za chwilę miały polecieć z nich łzy. Wszystko to sprawiło, że wyglądał przeuroczo.
- Oj dobra
 Uśmiechnęłam się widząc klaszczącego w dłonie malca. Sięgnęłam z półki książkę i zajęłam miejsce koło niego.
Przeczytałam zaledwie trzy strony, a Tom już zasnął. Pocałowałam go w czoło i solidnie przykryłam kołdrą.
Ziewnęłam szeroko i ułożyłam się koło niego po chwili sama oddając się w objęcia Morfeusza.


__________________________________________________


 Przyznać się nie spodziewaliście się takiego Thomasa , co ? xD


No no no mam 25 czytelników. Więc tak: 
15 komentarzy = następny rozdział, jutro 
Tak na dobry początek ;D


;D 
Pozdrawiam
Majka ;**<3

poniedziałek, 7 maja 2012

#2 - Wiesz jak to jest kiedy identyfikują cię z psycholem?

 
Obudziło mnie nie przyjemne ssanie w żołądku i wydobywający się z niego dźwięk. Z każdą chwilą ból nasilał się coraz bardziej. Skierowałam swój wzrok na telefon leżący bezwładnie na obrzeżach łóżka. Nie wiem jak ja to robię, że zasypiam ze słuchawkami w uszach, a rano telefon leży zupełnie gdzie indziej niż uprzednio. Skierowałam ekranik ku sobie. Na wyświetlaczu pojawiła się godzina 11:11. Byłam w szoku,że tak długo spałam mimo strasznego głodu. Odłączyłam słuchawki od urządzenia, z którego napływała jeszcze muzyka. Dźwignęłam się z łóżka i mocno się przeciągnęłam ziewając. Postanowiłam, że najpierw coś zjem, gdyż za chwilę mój żołądek skonsumuje sam siebie.
W kuchni było pusto. Czyżby matka poszła już do pracy? Na to wygląda, ale tak szybko zapomniałaby o całej sprawie. Normalnie powinnam być teraz w szkole, ale w zaistniałej sytuacji po prostu nie mogę... Westchnęłam cicho i wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki płatki. Przygotowałam sobie śniadanie i usidłam przy stole. Jakie plany na dziś? Mamy wtorek. Pani Anderson ma rehabilitację, więc pójdę dzisiaj do Thomas'a. Właściwie nie idę dziś do szkoły, dlatego pójdę do niego wcześniej. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami, ale nie wyjściowymi. Odgłos dochodził z głębi domu, a dokładniej z łazienki. Poznaje ten charakterystyczny dźwięk. Zaraz pojawiła się się postać kobiety z turbanem na głowie. A myślałam, że wyszła już do pracy. Napotkałam jej surowe spojrzenie, na które tylko prychłam.
-I co mam z Tobą zrobić?
-Co masz na myśli? - odpowiedziałam bez wielkiego przejęcia
-Gdzie ty teraz pójdziesz do szkoły?- zapytała a ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami
-Coś ty zrobiła?
-Ja? To ten imbecyl ci nic nie mówił?
-Nie mów tak!- skarciła mnie
-No co ? Jaki kretyn wywala uczennice ze szkoły miesiąc przed wakacjami? To jest chore.
-Jakbyś zachowywała się przyzwoicie to byś teraz była w szkole
- A co ja zrobiłam?
- Nie udawaj. Co to za odzywki do nauczycieli, niecenzuralne słowa, gadanie w innym języku, którego oni nie znają? Zresztą co cie napadło żeby podkładać nauczycielowi nogę? To porządna szkoła!
- Wiem, trochę to lipnie wyszło. Mogłam wymyślić coś bardziej ekstremalnego- Uśmiechnęłam się figlarnie
- Facet ma złamaną nogę!
- Nauczka i tyle -wzruszyłam ramionami
- A kim ty jesteś, że sama możesz wymierzać sprawiedliwość? Czy ty siebie słyszysz?
- No raczej tak. Logika- wskazałam palcem na głowę i ciągnęłam dalej - Jeśli nie wiesz kim jestem to ja ci powiem: Alexandra Courtney Nowak, córka najlepszego taty całego Wszechświata: Karola Nowaka. Arogancka i bezczelna. Już wiesz? Tak, wiesz o mnie tylko to. Nie znasz moich uczuć w głębi duszy i nie wiesz co tak naprawdę przeżywam. Nie możesz wiedzieć. Nikt nie może.
Patrzyła się na mnie chwilę w skupieniu nie odzywając się ani słowem. Zmarszczyła lekko brwi i podrapała się po głowie.
- Wyobraź sobie, że będę musiała zapłacić temu nauczycielowi odszkodowanie ?- spytała jakby nie słyszała mojej poprzedniej wypowiedzi.
Zacisnęłam pięść i Uderzyłam w blat stołu
- Co za odkrycie! A z resztą co to dla ciebie ileś tam funciaków? To będzie kosztowało mniej niż twoje szpilki od Parady
- Prady- poprawiła mnie
- Jedna dupa - wstałam z krzesła i wyrzuciłam pustą miseczkę do zlewu. Już chciałam wyjść z pomieszczenia kiedy kobieta pociągnęła mnie za rękę i posadziła z powrotem na krześle.
- Nigdzie stąd nie idziesz- wycedziła przez zęby
Mruknęłam pod nosem wianuszek przekleństw w jej stronę i Rzuciłam pogardliwe spojrzenie
- A już jutro idę do nowej szkoły. Ja to załatwię! - przygroziła palcem.
Prychnęłam pod nosem i z ubawieniem obserwowałam Caroline chodzącą w kółko po kuchni ciągnącą się za włosy
- Mój Boże! Taka porządna szkoła, bez łobuzów i debilizmu, a ty tak bezwstydnie się zachowałaś!
- Zaraz będziesz łysa
Nagle gwałtownie przystanęła. Obróciła się w moją stronę i wskazała na mnie palcem
- A dziś idziesz ze mną do centrum
- Co ?! Chyba cię straszy! Że niby z tobą? Pfff...
- Pomyślałam, że przyda ci się nowa czapka i te twoje trampki nie wyglądają najlepiej
- Jak będę chciała to sobie sama kupię
- Oj daj spokój- machnęła ręką- Nie będziesz musiała wydawać kieszonkowego. Zapłacę za swoje
- Ha! Pieniądze, pieniądze, pieniądze... dobrze się bawisz?
- Nie rozumiem
- Całe twoje życie kręci się wokół pieniędzy. I co daje ci to szczęście? Nie. Stałaś się nieczuła i ślepa. Widzisz tylko czubek własnego nosa, albo raczej obcas swoich butów.
- A co ma piernik do wiatraka?
- Taką samą liczbę liter i sylab. Pomyśl czasem trochę. Dlaczego masz pieniądze? Bo jesteś nieludzka. Nie żebym ja nie była, ale nie do takiego stopnia! No bo kto wychodzi za mąż za biznesmena, żeruje na jego pieniądzach po czym bierze z nim rozwód z upozorowanej winy męża. Dostałaś pieniądze w wyniku rozwodu i do tego Peter podarował ci sieć sklepów. I co z tego? Jesteś bogata, a tymi pieniędzmi próbujesz mnie do siebie przyciągnąć. A gdybyś ich nie miała? Zajęłabyś się mną? Zabrałabyś z Polski? Nawet wtedy byłoby lepiej nie musiałabym na ciebie patrzeć. Zrozum, że nigdy nie będzie dobrze. Nie myśl sobie, że tak po prostu zapomnę co chciałaś mi zrobić i co zrobiłaś. Nie wiesz jak to jest nie mieć matki, bo ty ją miałaś. Nie przeżywałaś tego co ja.
Ale żal mi cię, po prostu żal. Nie masz nikogo! Nikogo, kto by cię lubił. Wyobraź sobie, że wszyscy ci , którzy otaczają cię dookoła lecą na twoje pieniądze czy interesy. Nie myśl, że szanują ciebie lub że jesteś dla nich kimś super fajnym. To tak nie działa. Znikną pieniądze, znikniesz ty. Proste.
- Za godzinę jedziemy - znów zignorowała moją wypowiedź.
Uuh..
- Nie jadę nigdzie
- Owszem, jedziesz
- Nie! Umówiłam się z Thomas'em, nie zawiodę go!
- Zadzwonię do pani Anderson i powiem, że nie przyjdziesz. Thomas zrozumie
- Ty nic nie rozumiesz? Są ważniejsze rzeczy niż tylko pieniądze i centrum. Obietnica dana drugiej osobie i choćby się paliło i waliło należy ją spełnić.
- W takim razie pojedziemy wcześniej żebyś zdążyła na czas. O której masz tam być?
- przed 15
- Zdążymy
Zastanowiłam się chwilę. No przecież to tylko ja. Zimna, bezczelna i bez serca. Mogę ją wykorzystać, bo mnie nic i nikt nie obchodzi.
- Robię to tylko ze względu na może trampki. Żebyś czasem nie pomyślała, że dla ciebie-powiedziałam obojętnie


Czekałam już w samochodzie. Moja irytacja wzrastała z każdą sekundą. Jak zwykle Caroline nie umiała się wyszykować na czas. Zrezygnowana oparłam głowę o siedzenie i wyczekiwałam przybycia matki. Usłyszałam otwierające się drzwi samochodu.
- Dłużej się nie dało?- warknęłam
- Dało
Przekręciłam oczami, włożyłam słuchawki do uszu i przymknęłam powieki. Po chwili auto ruszyło. Jechałam jak w transie, znowu zatraciłam się w muzyce aż za bardzo. Straciłam kontakt z rzeczywistością. Na miejscu byliśmy po jakiś kilkunastu piosenkach. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół. Okolica wcale nie przypominała centrum handlowego. Co do cholery? Gdzie ja jestem? Spojrzałam rozwścieczona na Caroline
- Gdzie ty mnie zabrałaś?!
- Spokojnie...
- Nie spokojnie tylko gadaj.
Jeszcze raz spojrzałam w stronę budynku. Był ogromny i szary. Po jego prawej stronie ciągnął się wielki zielony park gdzie przechadzali się ludzie w szlafrokach. Czy to szpital? No raczej w szpitalu nie ma krat na oknach. Więzienie też to nie jest. Wytężyłam wzrok by przyjrzeć się uważnie osobom spacerującym wśród zieleni. Jednak byłam zbyt daleko by cokolwiek dojrzeć. Ogólnie rzecz biorąc, okolica mieściła się gdzieś na obrzeżach miasta.
Obróciłam głowę w stronę matki, która nie odpowiedziała jeszcze na moje pytanie.
- Pytałam gdzie jesteśmy, bo raczej na centrum handlowe to nie wygląda- wskazałam palcem na szybę
- Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie- odparła z nadzwyczajnym spokojem uciszając mnie ruchem ręki, jakby chciała popchnąć w dół coś niewidzialnego
- Nie wyjdę stąd dopóki nie powiesz mi co to za budynek i czemu tu jesteśmy!-krzyknęłam i założyłam jedną rękę na drugą czekając na reakcję z jej strony. Matka wciągnęła powietrze przez nos z przymkniętymi oczami i Po chwili wypuściła je ustami. Ona chciała się uspokoić czy co?
- Alexandro, zaufaj mi
- Tobie? Chyba cię pojebało - bardziej stwierdziłam niż zapytałam i wybuchłam głośnym, szyderczym śmiechem.
Kobieta ścisnęła tak mocno kierownicę, że aż pobladły jej palce. Nowy sposób wydalania energii z organizmu ?
- I mówi to kobieta, która zostawiła swoją córkę na 16 lat i na 2 lata wywaliła do poprawczaka?-prychnęłam
- Cały czas będziesz mi to wypominać?! - zapytała nieco wytrącona z równowagi
- Przyzwyczajaj się - po tych słowach nastąpiła grobowa cisza. Nie myślałam nawet by opuścić auto póki nie zostanę poinformowana o mojej lokalizacji.
Caroline uderzyła rękami o kierownicę i wydała z siebie okrzyk złości.
- Uważaj, bo paznokietki złamiesz- powiedziałam udając przesłodzony głos i zaczęłam wymachiwać delikatnie paluszkami- Oj chyba tips ci odpadł -zaśmiałam się głucho i napotkałam jej surowy wzrok- Ale ja tak mogę cały dzień i godzinę dłużej
- Chcesz wiedzieć?! Dobrze... dobrze...! Jesteśmy w zakładzie psychologicznym, czy tam psychiatrycznym... nie Wiem jak to tam się zwie, ale w każdym bądź razie żeby ci główkę wyleczyć- popukała palcem w moją głowę
- Co?!!!- wrzasnęłam tak, że było mnie słychać na zewnątrz - To chyba ty powinnaś iść do psychiatry. Głupia jesteś i jakaś pomylona! Ze mną jest wszystko okey, nie to co z tobą, kretynko- wydarłam się jeszcze głośniej- Sama sobie tam idź! - zaczęłam siłować się z odpięciem pasa, gdyż już z tej złości nie mogłam się odpiąć
- I widzisz? Nie potrafisz zapanować nad emocjami- skwitowała delikatnie klaskając w dłonie.
Kiedy wreszcie odpięłam pasy, wyszłam z samochodu
- A ty gdzie?
- Na pewno nie tam do tych psycholi. Za to ty tam pasujesz idealnie-wskazałam palcem na budynek
- Ale...
- Spierdalaj! - Rzuciłam przez ramię i szybkim krokiem pognałam przed siebie wyciągając rękę do tyłu ukazując honorowy środkowy palec.
Szłam przed siebie chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu, a raczej do Toma. Niestety było grubo po 14, a samym samochodem jechało się około 50 minut. I jak tu jej niby ufać? Miałam być na czas u Thomasa, a tu proszę. Ciekawe jakie zamiary mieli dla mnie tam w tym psychiatryku. I dlaczego musiał być tak daleko? Jakby w centrum nigdzie można było znaleźć. Oj inteligencji to ja po matce nie odziedziczyłam i dzięki Ci Boże!

_________________________________________________

Mamy rozdział 2 ;)
Nie wiem czy widzieliście, ale z boku u góry jest ankieta. Wszyscy czytelnicy klikają " Tak, czytam"
A no dobra , to był Louis, ale niestety chłopaki pojawią się dopiero w 5 rozdziale. Sorry ;/ 
W 3 rozdziale pojawi się Thomas. Na pewno jesteście ciekawi kim on jest dla Alex. Zobaczycie ;) 
Rozdział mam już napisany, więc jeśli się postaracie z komentarzami to rozdział pojawi się szybko. 
Nie narzucam Wam określonej ilości, bo nie wiem na ile Was stać. Pokażecie do czego jesteście zdolne?
Jeśli chcecie być informowani o rozdziałach piszcie na gg:43020310
A teraz powiem Wam coś od siebie. 
Zupełnie nie wiem po co to życzenie po zdmuchnięciu świeczek z tortu jak i tak się nie spełni.
Dzisiaj jest ten dzień kiedy formalnie mam 15 lat. ;/ 


Pozdrawiam 
Majka ;** <3

piątek, 4 maja 2012

#1 - Uciekam w samotność. Tam jest mi dobrze...


Leżałam na łóżku z przymkniętymi oczyma oddając duszę muzyce. Straciłam poczucie czasu i zupełnie o wszystkim co można zaliczyć do tego świata.
Otworzyły się bramy mojego królestwa.
- Puka się!- warknęłam w stronę kobiety
- wyłącz ten szajs!-odpowiedziała mi również nieprzyjemnym głosem
- Nie nazywaj tej muzyki szajsem. Obrażając ją obrażasz mnie!
- Teraz mi wszystko wytłumacz -zignorowała moją wypowiedź. Wiedziałam o co jej chodzi, ale nie chciałam drążyć tego tematu. Jednak jej nie przetłumaczysz.
- Nie ma co do tłumaczenia-odparłam zgryźliwie ponownie włączając piosenkę, którą przed chwilą wyłączyła matka
- Owszem jest - odłączyła wieżę od prądu
- Kurwa -powiedziałam po polsku, tak żeby matka nie zrozumiała, a nawet gdyby zrozumiała to nic.
- Alexandro Courtney Nowak masz dokładnie 5 minut na wytłumaczenie wszystkiego- jęknęłam cicho i usiadłam na łóżku zakrywając uszy rękoma.
- Alexiu...-wyszeptała zdejmując moje ręce, które po chwili wyrwałam z jej dłoni
- Nigdy do mnie tak nie mów. Tylko tata tak mógł mówić, ty nie masz prawa! - syknęłam przez zaciśnięte zęby. Chwyciłam jedno ze zdjęć, na którym byłam wraz z tatą. Uśmiechnęłam się delikatnie i przejechałam opuszkami palców po ciemnym blondynie z uśmiechem na pół twarzy i radością w oczach o odcieniu morskim ni to zielony, ni niebieski. Po nim odziedziczyłam te paczałki. Uniosłam fotografie na wprost twarzy i pocałowałam mężczyznę ze zdjęcia. Zupełnie zapomniałam o obecności Caroline w moim pokoju. Jeszcze raz spojrzałam na fotografie i wtuliłam się w ramkę.
- Alexandro! - przypomniała o swoim istnieniu
- Czego? - warknęłam
- Nie odzywaj się tak do matki. Trochę szacunku!
-A zasługujesz? - spytałam retorycznie chociaż z góry znałam odpowiedź
- Alex!- była wściekła, widziałam to w jej czekoladowych oczach. Zupełnie się różniłyśmy i z wyglądu, i z charakteru. Nie rozumiem za co tata ją kochał. Dlatego moje imiona są angielskie. Tata uwielbiał Wielką Brytanię i tą kobietę, która mylnie nazywała się moją matką. Nie czułam tego. Nie było jej przy moim pierwszym samodzielnie wykonanym kroku, wypowiedzianym słowie, pierwszych urodzinach, pierwszym dniu szkoły i całym moim dorastaniu. Wracając do tematu. Jak można kochać tak mocno osobę, którą znało się tak krótko i która zostawiła ci dziecko nie dając znaku życia. Całe szczęście, że tata sprzeciwił się aborcji, bo być może umarłabym w ciele tej bezdusznej kobiety. Tata później kontaktował się z nią, ale ona nie chciała mieć nic ze mną wspólnego. Cóż, a tatuś cieszył się, że może wychować dziecko swojej wielkiej miłości. O matce starał się mówić dobrze. Tak naprawdę nie mówił na nią nic złego oprócz drobnego szczegółu. Sprawę stawiał jasno: matka mnie nie chciała, próbowała usunąć ciążę, zostawiła nas na pastwę losu i miała nas szeroko i głęboko w dupie. Nie miałam mu za złe, że był taki bezpośredni. Owszem bolały mnie te słowa, ale za to nie byłam oszukiwana i od małego przyzwyczajana do tego, że matka się mną nie zainteresuje.
- Alex co się z tobą dzieje?
- Nie wiem o czym mówisz
- Czemu jesteś taka? - zapytała z wyrzutem
- Taka to znaczy jaka? - zbiła mnie z tropu
- Taka nieczuła, obojętna i Tak mnie traktujesz? Zmieniłaś się.
- Co?! Nie mów mi, że się zmieniłam, bo nie znasz mnie! Nie było cię przez 16 lat plus te 2 lata kiedy byłam w poprawczaku, więc nie wiesz jaka byłam, a teraz masz czelność tak mówić? Masz rację, zmieniłam się, ale w stosunku do otoczenia. Do ciebie zawsze czułam niechęć, złość, żal i obojętność. Dziwisz mi się? Nie sądzę. Nie wiesz jak się czułam słysząc słowa taty: " Mama nas zostawiła" , " Mama nie chciała żebyś się urodziła" czy " Alexiu, mama nie przyjdzie ". Nienawidzę cię za to, że pozwoliłaś mu to mówić! Rozumiesz? Nienawidzę! - wykrzyczałam
- To chyba ta muzyka tak na ciebie działa- starała zachować spokój i opanować łzy.
- Muzyka? Muzyka?- powtórzyłam zirytowana - Nie masz prawa mówić nic na moją muzykę, To dla mnie rzecz święta!-wrzasnęłam już zupełnie wściekła
- Jak inaczej to wytłumaczysz?
- Całe 18 lat nie było cię przy mnie. Dwa lata nie pozwalałaś mi odwiedzać babci i umieściłaś w jakimś beznadziejnym ośrodku poprawczym dla trudnej młodzieży. Mieszkasz ze mną prawie rok i do tego nazywasz się moją matką, a matka to chyba osoba, która cię wychowała, a nie człowiek pragnący twojej śmierci. Nie mam ojca, który był dla mnie najważniejszy. Kochałam go bezgranicznie i kocham nadal tylko jego. Nikt inny na to nie zasługuje- powiedziałam ze złością - no, może muzyka i marchewki- dodałam po chwili namysłu
- Przepraszam - zwiesiła głowę, a z oczu popłynęły łzy
- Żałosne. Teraz nie da się tego odkręcić. Mogłaś w ogóle mnie tu nie zabierać tylko żyć swoim życiem, a ja zastałabym z babcią. A od mojej muzyki się odwal, bo to ona jeszcze mnie trzyma na tym świecie! -warknęłam i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju
- Martwię się o ciebie - powiedziałam cicho kładąc rękę na moim ramieniu.
- od kiedy? -prychnęłam i zgarnęłam telefon i słuchawki. Nałożyłam trampki i skierowałam się ku wyjściu z domu
- Gdzie idziesz? - usłyszałam za sobą głos Caroline
- Do diabła! - warknęłam - przecież i tak to cię nie obchodzi! - trzasnęłam jej drzwiami przed nosem
Coraz mocniej podkręciłam muzykę w słuchawkach, które sprawiały wrażenie, że za chwilę eksplodują tylko po to by zagłuszyć wszystkie myśli zabijające ten wieczór. Dawało mi to ukojenie, w jakimś sensie odstresowanie, odlot. Szłam środkiem chodnika, jeśli można to nazwać chodzeniem. Próbowałam chociaż tak rozładować napięcie lecz z chęcią bym komuś lub czemuś przywaliła.
Londyńskie wieczory były dość chłodne, ale napierająca złość ogrzewała mnie od środka. Było ciemno, co jakiś czas chodnik oświetlały 'palące' się lampy, a ludzi było mało. Ruszyłam w stronę ławeczki, na której dzisiaj pozwoliłam porwać się wspomnieniom. W międzyczasie ze słuchawek dobiegały bity pezeta, które tak mnie wciągnęły, że wsłuchana w słowa nie krępowałam się powtarzać ich na głos. Przechodzący ludzie zawieszali na mnie przeszywające pogardą i zaskoczeniem swoje oczy. Cóż w tym dziwnego jeśli się widzi dziewiętnastoletnią dziewczynę w ciemnościach i do tego rapującą w obcym języku? W sumie dawało mi to pewną satysfakcję. Słowa mające dla mnie tak wielkie znaczenie były zagadką dla innych, zwykłym, niezrozumiałym bełkotem. Mi dawały siłę i utwierdzały w przekonaniu, że jestem wersją człowieka odrzuconego przez innych takim Brzydkim Kaczątkiem z jedynym dobrym szczegółem: ja nigdy nie stanę się pięknym łabędziem.
Zbliżyłam się do ławeczki, na której grzał miejsce jakiś młody chłopak.
Siedział w lekkim rozkroku z głową pochyloną do przodu, na której założony był kaptur. Ręce podpierał na kolanach trzymając twarz w dłoniach. Przyglądałam mu się z niekrytą uwagą, a ze słuchawek płynął najlepszy fragment piosenki:

Ludzie kpią z nas zanim zdążą nas poznać
Biorą nas za przestępców bo nie widzą w nas dobra
Nie ma problemów to nie ma przyczyn czy uczuć
Przyczyny zawsze są, a uczuć nie ma bez zarzutów
Nie znajdziesz w sobie Bonda, nie stworzył cię Hollywood
Twardo stoisz na nogach, chcą okraść cię z twoich ról
Bliscy nie chcą się oddać, nie wierzą w nasz intelekt
W naszą muzykę, we wszystko co w nas szczere
Rujnują nasze plany, jesteśmy diabłami dla nich
Biorą nas za nic, a w tłumie też jesteśmy sami



To było dość dziwne, chłopak nie zwracał na mnie uwagi, mimo że wciąż rapowałam. Odwróciłam wzrok i gapiłam się w przejeżdżające co jakiś czas samochody, nie przestając wypowiadać słów w rytm muzyki.
Bity się skończyły, nastąpiła chwila ciszy po czym zaczęły lecieć pierwsze nuty GrubSona "Nowa fala". Teraz już nie rapowałam, kiwałam się lekko w rytm muzyki. Zamknęłam oczy i zatraciłam się w słuchaniu aż do momentu gdy mi bezczelnie przerwano. Poczułam dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłam głowę i ujrzałam twarz nieznajomego chłopaka. Ładne, duże oczy o dziwnym odcieniu niebieskiego mieszającym się z delikatną zielenią. Były tak dziwnie podobne do moich. Widziałam w nich coś jeszcze: smutek, żal i... łzy? Zdecydowanie. Poza tym były strasznie opuchnięte, zapewne od płaczu. Usta wykrzywione w cienką, prostą linię i nieodgadnięty wyraz twarzy. Spod czarnego kaptura wychodziły kosmyki grzywki zaczesanej na bok. Całość dodawała mu tajemniczości, która w dziwny sposób mnie przyciągała. Wszystko to sprawiło, że chciałam gapić się w te smutne oczy będące bezczelną kopią moich. Siedzieliśmy w bezruchu patrząc na siebie w milczeniu. Z tego co widziałam nieznajomy przyglądał mi się uważnie. No tak. Miałam na sobie szerokie, fioletowe spodnie dresowe z obniżonym krokiem, szeroką, za dużą, zieloną bluzkę na krótki rękaw, a włosy w odcieniu żywej czerwieni splecione w niedbałego koka. Może ten obraz wydawał się dziwny dla nieznajomego? Istota przypominającego stylem chłopaka, twarz bez ani grama makijażu, lekko odstające uszy i te włosy. Od zawsze byłam postrzegana jako chłopczyca. Nikt nie widział we mnie dziewczyny, no może Radek, chociaż nie, tylko tata. Czułam się dość dziwnie w towarzystwie chłopaka, ale nie czułam zakłopotania. Zwyczajnie skanował mój wygląd tak jak każdy inny człowiek widzący mnie pierwszy raz. Norma. Powiedzmy sobie szczerze, nie wywieram specjalnie pozytywnych emocji czy po prostu pierwszego, dobrego wrażenia.
Wyjęłam słuchawki z uszu widząc, że chłopak próbuje się ze mną skontaktować
- Czy ty jesteś mądra? Zimno jak cholera, a ty siedzisz w krótkim rękawku?-odezwał się z pretensją w głosie. Nagle cała fascynacja jego osobą odeszła wraz z wypowiedzianymi przez Niego słowami. Może w jego głosie można było dostrzec troskę? Nie wiem sama...
- A ty? Jak można ubierać vansy na gołe stopy?- skrzywiłam się.
Zawiesił wzrok na swoich stopach i nerwowo zaczął przytupywać w jakimś rytmie. Wyruszyłam ramionami i z powrotem Nałożyłam słuchawki.
Poczułam na ramionach zapach męskich perfum, które wraz ze swoją intensywnością przywoływały wspomnienia. Otrząsnęłam się na samą myśl o Radku i wróciłam do rzeczywistości. Ktosiek nałożył mi bluzę na ramiona i uśmiechnął się delikatnie, taki uśmiech przez smutek. Spojrzałam na niego niepewnie. Faktycznie zrobiło mi się cieplej
- Teraz ty jesteś na krótki rękaw - mruknęłam do niego
- I Tak gdy na ciebie patrzę automatycznie robi mi się zimno, więc co to za różnica- wyruszył ramionami
- To po co patrzysz? - Uśmiechnęłam się. Chłopak chyba poczuł się niezręcznie, bo spuścił głowę
- Masz bardzo smutne oczy - cholera, powiedziałam to głośno? Idiotka. Podniósł głowę i skierował na mnie swój wzrok po czym delikatnie zamrugał
- A teraz?- zapytał i zrobił zeza. Odpowiedziałam mu uśmiechem, bo na śmiech nie było mnie stać.
Szukałam w głowie racjonalnych powodów tego smutku. Cóż takiego chłopaka może dołować.
Pomyślmy... dzisiejsza młodzież... jakich problemów ma najwięcej? Miłość? Tak to chyba to. Ale po co ja się w to angażuję? Nie, dam sobie spokój. Cholera, nie mogę. Nie wytrzymam jak nie zapytam.
- Dziewczyna?
- yhm...-mruknął patrząc w dal. Wyruszyłam ramionami. Czemu tyle ludzi ma taki problem? Chłopak, dziewczyna, dziewczyna, chłopak. To już robi się nudne, standardowe.
- Kłótnia czy rozstanie? - zajebię się zaraz za tą dociekliwość
- rozstanie...- westchnął
- Nie pozwól by twoje życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie jest ciebie warta - ale mnie wzięło na filozofowanie. Może przynajmniej jemu coś się w życiu ułoży, choć to tylko kilka głupich słów, które dla mnie nie miałyby najmniejszego znaczenia
- Byłabyś dobrą przyjaciółką - powiedział posyłając mi uśmiech. Co? Że niby ja przyjaciółką, przecież ja nie wiem co to za uczucie.
- Nie wierzę w przyjaźń, gdyż wiem, że ludziom ufać nie można - chyba zaskoczyłam go tą wypowiedzią. A niech ma powód do rozmyślań.
- Czemu ona mi to zrobiła? - zignorował moją poprzednią wypowiedź. Czy to pytanie retoryczne? Dlaczego ludzie zadają takie trudne pytania?
- Bo wiesz, większość ludzi jest z kimś ze strachu przed samotnością, a ona nie jest wcale taka zła. Trzeba ją tylko lepiej poznać. Przyjdzie taki czas, że to właśnie samotność będzie tym czego tak naprawdę pragniemy. Coś o tym wiem ...-ostatnie zdanie było wypowiedziane szeptem i nieznajomy tego nie usłyszał, mam nadzieję.
- Coś w tym jest - powiedział chyba bardziej do siebie niż do mnie - A ty?
- Co ja?
- Masz jakiś problem w tym życiu? - zapytał
- Całe moje życie to jeden wielki problem- odparłam z oschłością w głosie
- I jak sobie z tym radzisz?
- Fuck everything and everyone. Moje życie to jeden wielki nieogar
- Aż tak źle ?-zapytał zdziwiony
- wywiad środowiskowy przeprowadzasz? - odparłam zgryźliwie. Oho, obudziła się prawdziwa ja: zimna, oschła i obojętna
- Nie, tak tylko pytam - zmieszał się
- Sorry, ale muszę już iść, a ty smuć się dalej, bo to ci akurat pomoże - wypowiedziałam to moim jakże zwyczajnym, pełnym obojętności głosem kipiącym sarkazmem.
Włożyłam słuchawki do uszu i szłam powoli. Była już 23:02. Matka o tej porze zwykle śpi, więc nie będzie kolejnej awantury.
- Fuck! Bluza! - obróciłam się na pięcie i wróciłam do miejsca nieplanowanego spotkania. Niestety chłopaka już tam nie było. Trudno, jego strata. Szeroka, czarna bluza z kapturem całkiem w moim stylu. A przede wszystkim ładnie pachnie. Zapach męskich perfum to jedna z nielicznych rzeczy, które lubię. Tak więc nic ie straciłam a jedynie zyskałam.
Wróciłam do domu a w słuchawkach na zmianę Pezet, Pih, Grubson, Eldo i wielu innych polskich artystów, królów rapu.
Szarpnęła za klamkę. W powietrzu unosił się lawendowy zapach odświeżacza powietrza. Tak jak myślałam, matka już śpi. Poszłam do swojego pokoju. Rzuciłam bluzę na łóżko zakrywając przy tym Frogusia
- Sorry Mr. Frog, ale czy nie sądzisz, że ładnie pachnie? - zagadałam do żabiej maskotki. Skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i przebrałam się w piżamy, które składały się z czarnych szortów i turkusowej, szerokiej bluzki na krótki rękaw. Ułożyłam się w ciepłym łóżeczku i kolejny dzisiaj raz włożyłam słuchawki do uszu. Leżąc myślałam nad tym jaka jestem strasznie głodna. No, żołądkowi się nie odmawia, ale nie w tym przypadku. Wygrzałam łóżeczko, w słuchawkach buzuje zajebista nuta, a moje kończyny nie chcą wykonać żadnego ruchu. Nie pozostaje nic, tylko zasnąć zapominając o niemiłym odgłosie wydobywającym się z brzucha. Oh, life is brutal, baby.


 _____________________________________________

Witajcie pyszczki ;** 
Proszę rozdział 1. Osobiście nawet mi się spodobał ;D But... Never mind! ;P
Co wy o tym myślicie? 
Ppowiem Wam, że ten chłopak to jeden z 1D, ale który? -Może się domyślacie? 
Możecie pisać swoje propozycje ;) 
A tak wgl. Ile nas jest? Skomentujecie? Każdy kto czyta. ;) 

Kocham Was pyszczki <3 !
Majka ;** <3 !