sobota, 30 czerwca 2012

#12 - "Kim jesteś i co zrobiłeś z Edwardem?"

 Niedziela 14:14
Drogi Pamiętniczku!
Akcja z Caroline wyszła pomyślnie. W pewnym sensie. Upokorzyłam ją przed panią Styles. Wiem, że jest na mnie zła. Bardzo zła, ale przecież o to chodziło. Nie zamierzam z nią o tym rozmawiać, a raczej znów się kłócić. Właściwie to carol wcale się do tego nie pali. Wydaje mi się to dość dziwne.. Bo przecież zwykle opieprza mnie za każdą niedogodność. Coś jest na rzeczy. tylko jesze nie wiem co. Ale wkrótce się dowiem. 
Kiedy wyszłam z kolacji rozmawiałam trochę z Harrym. W sumie wyszło, że poszłam na i8ch imprezę. Niall i Louis. To oni mnie najbardziej wkurzyli. No i może ta Avery chociaż tak naprawę nie było potrzeby się na nią denerwować. To bardzo ładna i miła dziewczyna. Aż przesadnie. Przy niej czułam się jak jakaś brzydula. No popatrzmy. Ja: długie ognistoczerwone włosy, lekko odstające uszy, blada cera, twarz pozbawiona szczerego uśmiechu( tylko ten ironiczny) Chłopczyca, wredna, niemiła, nie mająca przyjaciół, odpychająca każdego kto próbuje się z nią zaprzyjażnić, bezczelna, niegrzeczna, szanująca tylko siebie. Avy: Długie, kręcone, kasztanowe włos, Ładne czarne oczy, śliczna, zgrabna, miła serdeczna( nawet dla mnie, ogółem: chodzący ideał. 
Nawrzeszczałam na Harry'ego Nialla i Louisa. Mam nadzieję, że się teraz odczepią. Chciaż i to nie jest pewne. 
Kończę. Dzięki za wysłuchanie. O Boże, przecież ty tak naprawdę Pamiętniczku mnie nie wysłuchałeś. To tylko porządkowanie myśli. Ech, nieważne  


Zamknęłam pamiętnik i przeciągnęłam się. Zeszłam na dół gdzie przywitał mnie wspaniały zapach kaczki z jabłkami przygotowany przez Wandy- naszą gosposie.
- Alexis! Właśnie obiad -zawołała
- Alexandra- upomniałam ją zdenerwowana. Nie mogła zapamiętać, że mam na imię Alexandra, a nie Alexis. Westchnęłam Zrezygnowana. Nie będę się wyżywać na 60-latce.
- Ach, wybacz. Usiądź i jedz
Usiadłam posłusznie i jadłam posiłek
- Jeszcze tylko posprzątać u Alexis i wolne -mówiła tak jakby do siebie. Ciekawe czy ja też zdziwaczeje na starość.
- Wandy, tyle razy ci mówiłam, że u mnie masz nie sprzątać.
- Ale pani Caroline powiedziała...
- To co, że Caroline tak powiedziała. Ja mówię nie To nie. Ona nie ma tu nic do gadania. To mój pokój. Nikt nie będzie ruszał moich rzeczy.
- Ale pani Smith nie wypłaci mi pieniędzy - dramatyzowała
- Ja się tym zajmę, Wandy. Dostaniesz pieniądze.
Kobieta odetchnęła z ulgą. Umyjesz tylko naczynia i jesteś wolna.
Kobieta Uśmiechnęła się radośnie i zabrała się do pracy. Skończyłam jeść i podałam jej talerz. Pobiegłam szybko do swojego pokoju i wparowałam do garderoby. Wzięłam moją najlepszą deskę. Po chwili namysłu wzięłam jeszcze drugą. Obkręciłam żeby zobaczyć ją w całej okazałości. Deskorolka była długa. Specjalna do jazdy na rampach. Długi czas jej nie używałam i teraz też nie zamierzam. Była trochę przyniszczona, ale solidna i jak najbardziej nadawała się na ekstremalne wyczyny. Deska o której mowa nosiła imię Radek. Czy już wiecie dlaczego tak rzadko, a raczej wcale od trzech lat jej nie używałam? Wzięłam pamiętnik i schowałam go głęboko do ubrań tak żeby nikt nieupoważniony nie użył go do działań przeciwko mnie, na przykład Caroline. Dlaczego w garderobie? Ponieważ tylko ja miałam do niej klucze. Dlaczego głęboko w ubraniach skoro drzwi będą zamknięte? Ponieważ Carol może wzywać ślusarza. Właściwie żadna kryjówka nie będzie odpowiednia. Zawsze jest jakiś sposób żeby dostać się do upragnionej rzeczy. Wyszłam z pokoju zamykając drzwi na klucz. Zeszłam na dół gdzie spotkałam Wandy.
- Pamiętaj: nie sprzątaj w moim pokoju i kiedy będziesz wychodzić zamknij drzwi. Właściwie to gdzie jest Caroline?
- Pani Smith wyszła załatwić pilne interesy.
- Znaczy się poszła do pracy? -upewniałam się
- Tak.
- Mój Boże! Do czego to doszło? Żeby pracować w niedzielę?
Wandy patrzyła się na mnie dziwnie, a Ja uświadomiłam sobie, że tu w UK mało ludzi jest wierzących. Prawdę mówiąc wierzę w Boga i Zmartwychwstanie tylko, że tu nie ma takich kościołów jak w Polsce. Nawet nie wiem jakie tu są wiary. W gruncie rzeczy w Polsce kobieta nie odprawia mszy jak tu.
Wyszłam z domu, wepchnęłam słuchawki do uszu i ruszyłam przed siebie.
Dzień był chłodny, ale przynajmniej nie padało. Za to chłodny wiatr targał moje włosy nie zważając na moją frustrację. Jechałam po chodniku skutecznie omijając przechodniów. Jechałam może ze cztery piosenki aż w końcu dotarłam do domu Edwarda. Dlaczego? Ponieważ Eddy nie miał być tylko strachem na przygłupy, ale moim towarzyszem do deskorolki. Chciałam sprawdzić co umie dlatego przyniosłam mu deskorolkę, która w przeciwieństwie do darczyńcy była niezawodna. Ostatnio gdy spotkałam go w Skateparku nie popisał się zdolnościami, ale jak sam mówił widok ognistoczerwonej dziewczyny, a raczej chłopczycy na deskorolce przewyższającej go zdolnościami napawał go takim zdziwieniem, że zapomniał jak się jeździ na deskorolce.
Zapukałam do drzwi, które otworzył mi Edward.
- Chodź! Idziemy do Skateparku
- Ale ja...
- Oj nie marudź tylko chodź - przerwałam mu
- Ale posłuchaj...
- Jeszcze jedno słowo a rozkwaszę ci nos. Nie po to przyszłam żebyś mi odmawiał
Chłopak zrobił wielkie oczy i zdziwioną miną zawahał się chwilę, ale zaraz kiwnął głową ze zrozumieniem
- Poczekaj tylko wezmę kask
- Ach, no tak. To weź dwa jak masz- krzyknęłam za nim.
Za chwilę pojawił się z dwoma kaskami. Jeden był różowy, a drugi niebieski. Wyciągnęłam rękę po ten drugi, ale Ed się cofnął.
- No co ty! Myślałam, że różowy to ulubiony kolor gejów
- A Ja, że różowy to ulubiony kolor dziewczyn .
-Czy wyglądam na zwykłą dziewczynę? - odparłam
- A czy wyglądam na geja? - spytał z wyrzutem
Spojrzałam na niego z przymrużonym okiem i zlustrowałam go wzrokiem. Nie dostrzegłam żadnych zewnętrznych zmian.
- Z tego co wiem to jesteś gejem. Czyżbyś znów zmienił orientacje? - zasugerowałam
Chłopak wydał się zakłopotany co wydało mi się dość dziwne jak na niego. Przecież jeszcze wczoraj wolał chłopców
- Dobra zostawmy to. Nie bierz deski. Nie będzie ci potrzebna.
Ed spojrzał na mnie pytająco
- Przecież mówiłaś, że idziemy do Skateparku. Ach dobrze!- Wykrzyknął- Pójdę po rolki!
Już chciał pobiec z powrotem do domu kiedy go zatrzymałam, mocno ściskając za nadgarstek.
- Hulajnogę?- zapytał
- Co z tobą Edward? Rolki? Hulajnogę? Ty się dobrze czujesz? - spytałam zdenerwowana- przyniosłam ci deskorolkę. Wiem, że masz, ale ta jest wyjątkowa. 22 cm szerokości długość 84, kółka duże o współczynniku 100 A. Czyli co z tego wynika?
Chłopak zmarszczył czoło jakby się zastanawiał
- Że są przeznaczone do rampy, głąbie. No nie mów, że tego nie wiedziałeś
- Wiedziałem, Ale zapomniałem- odpowiedział hardo
- Taa jasne
Edward założył na głowę niebieski kask a mi dał różowy
- Chyba śnisz jeśli myślisz, że założę ten różowy.
- Niby dlaczego nie?
- Bo to ty jesteś gejem
- Nie... znaczy się. TO nie znaczy że lubię różowy.
- Mnie , to gówno obchodzi. Ubierasz różowy i nie pierdolisz głupot
- Nie!
- Mówiłam ci już, że nie jestem zwykłą dziewczyną. Nie przestraszysz mnie i nie dowalisz. Jestem przygotowana na każdą ewentualność. Jak nie ripostą to pięścią. Czaisz?
Kiwnął głową na znak zrozumienia i wziął ode mnie różowy kask.
Uśmiechnęłam się triumfalnie. Ruszyłam przed siebie nie czekając na chłopaka. Wiedziałam, że mnie dogoni, ale nie wiedziałam jak długo to potrwa.
- Ruszasz się jak mucha w smole. Szybciej się nie da?
Zwolniłam trochę i obejrzałam się w tył.
- Jeździsz jak ślamak. Dałam ci deskę, na której spokojnie możesz pędzić po drodze i po rampie, a ty ją tylko marnujesz.
- Czy ty musisz cały czas stękać? Dawno nie jeździłem
- Mam wątpliwości czy ty w ogóle jeździłeś-warknęłam
- Wiesz? Moim żywiołem to są raczej rolki, a nie jakaś debilna deska
- Rolki? Debilna deska? Czy ty siebie słyszysz. Zmień dilera bo daje ci zły towar.
- Nic nie biorę i czuje się całkiem w porządku. Może tobie coś dolega?
- Edwardzie, uważaj, bo zaraz stracę cierpliwość.
Dalej jechaliśmy w milczeniu, a raczej wlekliśmy się, bo tempo Eda nie było najlepsze (delikatnie mówiąc)
Dojechaliśmy na miejsce. Uśmiechnęłam się zadowolona na widok Skateparku
- To co? Pokaż co potrafisz. Wskakuj na tą- wskazałam ręką jedną z ramp
- na taką dużą? - jęknął
Popatrzałam na niego jak na idiotę i powiedziałam
- to jest najmniejsza jaka tu się znajduje. A poza tym ostatnim razem gdy cię tu widziałam wywijałeś na największej
- Chyba na rolkach - mruknął
Puściłam jego uwagę mimo uszu i popchnęłam go w stronę rampy.
- Chcę wiedzieć na jakim poziomie jest mój towarzysz deskorolki i strach na przygłupów
- Strach na kogo?
- Przestań się zgrywać. Rozmawialiśmy już o tym. Nie mam ochoty tłumaczyć ci tego od nowa
Popchnęłam go kolejny raz w stronę rampy tym razem mocniej
- No dalej, wskakuj
- Jakich przygłupów?
- Podmienili cię czy co? Gadaliśmy o tym wczoraj. Mówiłam ci o przygłupach.
- Jakoś sobie nie przypominam
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Edwardem? - zapytałam podejrzliwie
- Nic.... to ...ja - odezwał się przestraszony
- Więc dlaczego nie pamiętasz o naszej rozmowie ?
- Byłem zamyślony
- Ciekawe o czym tak myślałeś? - dociekałam
- A... tak trochę o Zaynie Maliku
- Co?!
- Noo
- jak chcesz mogę załatwić ci numer do niego - dałam mu sójkę w bok i poruszyłam zalotnie brwiami
- Nie, no co ty. Nie Jestem przecież...
- Oj daj spokój. Nie musisz się wstydzić innej orientacji. To nic złego.
- No To... możesz załatwić-powiedział niepewnie
- No coś ty. Przecież żartowałam. Wtedy nie byłbyś strachem na przygłupów.
- To on jest tym przygłupem? -zdziwił się
- No on, Liam, Niall, Harry i Louis
- Co?!
- Gówno! Wskakuj na rampę
- N-n-nie
- Wskakuj!
- Mam jechać na tym czymś?
- To jest najbardziej przystosowana deskorolka na tego typu jazdę! - zdenerwowałam się - No może nie najbardziej, Ale to nie zmienia faktu, że jest zła
- Alex?- usłyszałam za sobą czyjś głos.
Odwróciłam się błyskawicznie i przetarłam oczy ze zdumienia. Przerzucałam spojrzeniem z Edwarda na .... yyy... Edwarda.
- Co jest do cholery? Sklonowali Edzia?
Obydwoje byli identyczni.
- ogłupiałam? Mam halucynacje? Czy Wendy mi coś dosypała?
- Dlaczego masz mój ukochany różowy kask?! - klon Edwarda lub może on sam poczerwieniał ze złości
- Co tu się dzieje do cholery?! - krzyknęłam
- Alex, ten który ukradł mi mój ukochany kask to Jeremy. Mój brat bliźniak
Kierowałam wzrok od jednego do drugiego. Nagle zaczęłam się głośno śmiać. Sama nie wiem czy z komizmu czy z własnego niedopatrzenia.


______________________________________________


Proszę. Rozdział 12 :) Więc klamka zapadła. Rozdziały będę dodawała w wakację. 
Ale nie tak często jak planowałam, ponieważ od poniedziałku zaczynamy rwać wiśnie. Chcę sobie trochę zarobić ;) 


Jak się podoba? Kolejny nowy bohater Jeremy :) 


Udanych wakacji Pyśki ;**


Pozdrawiam i kocham, 
Majciak <3

piątek, 29 czerwca 2012

Przepraszam...

Hay pyśki ;) 
I know, I know... jest już 37 ikom, a więc powinnam dodać rozdział. Właśnie, rozdział. Mam napisane, ale jeszcze za mało. Jutro dodam na pewno. 
A teraz pytanie: Chcecie żebym dodawała rozdziały we wakacje?


Kocham i Przepraszam,
Majka <3

niedziela, 24 czerwca 2012

#11- Uwielbiam twój cynizm


Dom był przepełniony ludźmi, których nie znałam. Nie wiadomo skąd napływała głośna muzyka. Szukałam wzrokiem Harry' ego, który jeszcze przez chwilę stał obok mnie. Rozejrzałam się bezradnie , bezskutecznie odnajdując wzrokiem chłopaka. Nie pojmowałam jakim sposobem tych pięciu przygłupów ma tylu znajomych. Nie chciałam się tym dłużej zastanawiać. Bardziej kusił mnie fakt, że gdzieś w tym domu musi być alkohol i do tego za free. Napełniona nowym celem ruszyłam w nieznanym mi kierunku przepychając się przez masę wyginających się ciał. Ukratkiem spoglądałam na wyzywające stroje otaczających mnie dziewczyn. W jednej chwili zawstydziłam się swoim ubiorem. Nikt z zebranych nie miał na sobie szerokich dresów, oprócz mnie. Trzeźwość umysłu powaliła mnie jedną myślą: ja jestem inna, nie mam na imię "Każda". A z resztą szpilki, krótkie miniówki czy bluzki odsłaniające cycki, nie są dla mnie. Popychana przez spragnienie alkoholu. Doszłam do miejsca, które prawdopodobnie było kuchnią. Obczaiłam teren i na szczęście lub nieszczęście zauważyłam Nialla robiącego sobie drinka. Odważnym krokiem podeszłam do niego i wyciągnęłam mu z ręki szklankę.
- No ey! - krzyknął, a raczej próbował przekrzyczeć muzykę
- Dziękuję- przechyliłam szklankę i wypijam cały płyn
- To nie było dla ciebie - zmrużyłłam oczy jakby chciał mnie zabić wzrokiem. Powstrzymałam się od śmiechu i zachowałam spokojną minę.
- Ja nie widzę problemu, zrobisz sobie drugiego.-wzruszyłam ramionami
- To kosztuje mnie dodatkową minutę pracy. Nie lekceważ tego!
- Jakbym śmiała- Przyglądałam się pracy blondynka czekając aż skończy, by móc zabrać mu kolejnego drinka. Zrobiłam jak planowałam.
- Co jest z tobą nie tak? -warknął
- Hmm... prościej by było zapytać " Co jest z tobą tak " mniej do mówienia- powiedziałam i wypiłam drinka
- Wiesz, dziwna jesteś
- A ty robisz za słabe drinki
Wzięłam od niego butelkę wódki i upiłam łyka
Następnie wlałam ponad połowę alkoholu do szklanki po czym dolałam trochę kolorowego płynu
- To się nazywa drink - podałam mu do ręki i uśmiechnęłam się zachęcająco. Nie mogłam powstrzymywać śmiechu widząc komiczną minę Nialla. Po wypiciu drinka rzucił się na butelkę z sokiem.
- Cienias z Ciebie - drwiłam
- Jesteś okropna - powiedział z wyrzutem i odrobiną żalu, którą zignorowałam
- Uznam to za komplement
- Wiesz co, Lex?
- Po pierwsze: nie nazywaj mnie Lex, Lexi, Lexia i tym podobne, bo zaliczysz bliższy kontakt z moją pięścią. A wierz mi, nie będzie to zbyt przyjemne. Po za tym dla Ciebie jestem Alexandra, ewentualnie Alex. No, możesz mnie też nazwać Władcą Marchewek, ale nie o tym... wkurzasz mnie jak reszta tej waszej bandy. Nie wiem o co wam chodzi i co chcecie osiągnąć poprzez kontakt ze mną, ale strasznie mnie to irytuje. Mam nadzieję, że Eddie skutecznie odstraszy Was ode mnie! Mimo naszego pierwszego spotkania, wtedy w szkole ty zachowujesz się jakby nic się nie stało, jakby tej naszej bitwy o żelki nie było. Dlaczego? - wylewałam z siebie potok słów łącząc je w niejasny ciąg żalów. Nie byłam pewna czy chłopak zrozumiał cokolwiek z mojego przekazu. Obserwowałam uważnie jego twarz kalkulując każdą zmarszczkę, która pojawiała się kiedy intensywnie się zastanawiał. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie zrozumiał całego mojego przekazu. Nie wiem czy jest coś w tym dziwnego. W końcu był tu wcześniej ode mnie, więc nie wiedziałam ile wypił. Może jest już wstawiony. Nie mogłam go rozgryźć. Każdy z przygłupów był dziwnie dziwny. Wiem, że to brzmi dość zabawnie, ale nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Nie wiem co sprawiało, że czułam się taka otępiała. Może to przez alkohol, może zwyczajna złość? Ale cóż takiego się stało? Bo Niall powiedział do mnie "Lex"?
- Właściwie to zgłodniałem. Zaraz wrócę
- O Boże, dlaczego wszyscy mnie ignorują- uniosłam ręce do góry w geście rozpaczy, ale nie trwało to długo. Rzuciłam w stronę chłopaka niegrzeczne " Nie wracaj", ale i tak przypuszczałam, że mnie nie posłucha. Zadziwiające było to, że jeszcze żaden z moich "prześladowców" nie odpuścił i nadal byli w stosunku do mnie uprzejmi i mili mimo mojej wrogiej postawy. Musieli mieć naprawdę anielską cierpliwość żeby znosić moje humory. Choć ich główną taktyką była ignorancja, bardzo zaimponowała mi ich postawa. Fakt, że taka myśl przebiegła szybko moje myśli i ulotniła się równie prędko jak się pojawiła. Nie cierpiałam gdy ktoś mnie ignorował. Ba, nienawidziłam tego. Każdy myślał, że to najlepszy sposób, tymczasem według mnie był banalny i symbolizował tchórzostwo. No bo tylko desperaci uciekają się do takich sztuczek, gdyż nie mają na tyle wyostrzonego języka żeby odpowiedzieć ripostą dorównującą przeciwnikowi.
Tymczasem zostałam zaszczycona powrotem w wielkim stylu. Tak, "wielkim" to naprawdę odpowiednie określenie. Miałam ochotę wyśmiać jego skłonności do jedzenia, ale zdobyłam się na chłodną postawę. Zakodowałam sobie w myśli każde jego przemilczenie ciętej riposty, czy po prostu wyrzucania z siebie żalu. Właściwie to wolałam przyjąć z godnością zgyźliwą uwagę niż przyjąć obojętność w stosunku do wypowiedzianych przeze mnie słów. Mówiąc krótko-ignoracje. I w tym właśnie się różniliśmy. On nie potrafił być taki cyniczny jak ja. Jako taktykę obrał sobie ignorację , chociaż możliwe, że robił to nieświadomie.
Wyszarpnęłam od niego paczkę żelek i szybko je Otworzyłam. Kątem oka ujrzałam ruch jego głowy, który oznaczał dezaprobatę. Jednak nie podjął żadnego działania by odebrać mi jedzenie.
- Nie zamierzasz się na mnie rzucić jak wtedy w szkole?- spytałam
- Ostatecznie pozwoliłem sobie na zabranie więcej żelków, gdyż wiedziałem, że zabierzesz mi trochę.
- Cóż za błyskotliwość. A skąd ta pewność, że nie zabiorę ci wszystkich żelków? - zadałam pytanie jednocześnie przerzuwając gumowe misie.
- Ponieważ zabrałem to-wyniósł na wysokość moich oczu, to, co uważałam za najwspanialszy wytwór natury- marchewki. Wyciągnęłam rękę by je chwycić. Zupełnie zapomniałam o żelkach. Teraz liczyły się tylko one. Niestety nie dosięgłam ich, ponieważ Niall cofnął rękę w taki sposób, że musiałam wstać by dosięgnąć warzywa.
- Czemu tak po prostu mi ich nie dasz? - spytałam z wyrzutem. Chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- Po pierwsze te marchewki należą do Louisa. Po drugie chce się dowiedzieć od ciebie kilku rzeczy. A po trzecie nie ma nic za darmo
W jednej chwili myśli o Niallu jako miłym i uprzejmym chłopcu odfrunęły wraz z zabranymi marchewkami
- A więc to szantaż? - zapytałam choć znałam odpowiedź. Splotłam ręce na klatce piersiowej wyczekując na następne słowa
- Ja bym tak ostro tego nie nazwał. Po prostu... hmm... przysługa za przysługę?
- Równie dobrze mógłbyś to nazwać wyzysk człowieka przez człowieka
- Czy to źle że chcę się dowiedzieć o tobie czegoś więcej?
- Nie w takich okolicznościach
- Co to za różnica. Na pewno nie dowiedziałbym się tego czego chcę usłyszeć bez haczyka
 Przewróciłam oczami i nalałam sobie do kieliszka wódki i wypiłam od razu. Nie zwracając uwagi na palenie w gardle przygotowałam się na najgorsze.
- Dobra. Co chcesz wiedzieć? - rzuciłam od niechcenia
- Na początek dlaczego wywalono cię ze szkoły
Zaskoczyło mnie to pytanie choć starałam się tego nie okazywać. Mogłam się domyślić, że przygłupy w końcu o to zapytają.
Wzruszyłam ramionami i wypiłam kolejny kieliszek
- Po prostu. Ta denna szkoła była dla ważniaków. Byłam niezdyscyplinowana. Balansowałam na krawędzi aż w końcu wkurzyłam dyra, bo podstawiłam nogę nauczycielowi. A poza tym to dużo mówiłam po polsku. Nikt mnie nie rozumiał i to było najzabawniejsze.
Spojrzałam na zdziwioną minę blondyna. Uderzyłam go w ramię.
- No dalej. Chcę już marchewki
- Zaprzyjaźniłaś się z Edwardem tylko dlatego żeby nas odstraszyć? To niemoralne. Wykorzystujesz go do własnych celów.
- Myślę, że przesadzasz. W końcu to nie ja odpycham od siebie chłopaka, który jest innej orientacji. I kto tu jest niemoralny? Zachowujecie się jak egoiści traktując Ed'a jak trędowatego- Niall się zaczerwienił, a Ja ciągnęłam dalej - wracając do pytania. Nie, nie tylko dlatego. Choć tak właśnie było na początku. Edward jest podobny do mnie. Mamy wspólne zainteresowanie- jazdę na deskorolce i właśnie z tego powodu zdecydowałam się na znajomość z nim. Poza tym wszyscy się od niego odwrócili. A Ja, choć możesz w to wątpić, nie jestem aż tak zimną suką pozbawioną uczuć jak wam wszystkim się wydaje
- Nie uważam, że jesteś zimną suką - zaprzeczył
- dalej
- Ostatnie pytanie. Gdzie twój ojciec i matka. Czy dla nich też jesteś taka wredna i nieuprzejma? - powiedział to z takim spokojem jakby pytał co na obiad. No dobra to zły przykład zważywszy na jego hobby. Ale mniejsza o to. Liczyła się treść kierowanego w moją stronę pytania.
- Wiesz? To najgłupsze pytanie jakie kiedykolwiek zadałeś. Myślę, że Harry z chęcią przedstawi ci moje życie rodzinne. Tymczasem mam ochotę na marchewkę. Sądzę, że dowiedziałeś się już dużo. Zbyt wiele. Nie lubię się zwierzać- zabrałam z jego dłoni marchewki i zaczęłam je jeść nie zwracając uwagi na zakłopotanie na twarzy Horana. Domyślił się, że sprawy rodzinne nie są odpowiednim tematem rozmowy z osobą taką jak ja. Nie wiedział jak bardzo. Nie miałam skrupułów aby pobudzić u niego poczucie winy.
 Siedzieliśmy w milczeniu przez dłuższy czas spoglądając na tańczących ludzi sącząc drinki. Niall odezwał się do mnie bez najmniejszego skrępowania:
- Widzisz tę blondynkę?-wskazał palcem na dziewczynę stojącą samotnie pod ścianą . Kiwnęłam głową w geście zrozumienia i patrzałam wyczekująco to na chłopaka to na dziewczynę
- Jest bardzo ładna nie sądzisz?
- Nie wiem, nie gustuję w dziewczynach -Wzruszyłam ramionami
- Za to w mężczyznach tak, prawda? Czy wykluczasz obecność także płci przeciwnej i tolerujesz tylko siebie na tym świecie? - usłyszałam za sobą męski głos z nutką rozbawiena. Treść jego wypowiedzi podkreślała moją powszechnie znaną cechę-egoizm
Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka z potarganymi włosami ułożonymi w artystyczny nie ład. Twarz świeciła uśmiechem, a oczy połyskiwały ekscytacją i rozbawieniem. Przed sobą miałam irytującego Louisa. Z triumfem przegryzałam marchewkę przechwyconą przez przez Nialla, która teoretycznie należała do Tomlinsona. Blondyn widząc surowy wzrok z odrobiną rozbawienia, który mówił wyraźnie "Rozliczymy się później", wycofał się i pewnie poszedł w stronę wspomnianej blondynki
- Dla twojej wiadomości gustuję w mężczyznach, chociaż nie wiem czy ty należysz do tej kategorii
Louis uśmiechnął się i zrobił sobie drinka
- Ach, Lexi, jak ja uwielbiam twój cynizm
Zmrużyłam oczy, które miały zabijać, ale nic takiego się nie stało. Nie spłonoł, nie zaczynał się dusić czy cokolwiek. Czasem Louis mnie wkurzał, a raczej zawsze. Miałam ochotę się go pozbyć. Tak po prostu, ale... Właśnie "ale". Nie powinno być żadnego "ale". Tylko, że coś sprawiało, że jakaś cząstka mnie go lubi. Tak zwyczajnie. Zwykle w takich momentach miałam ochotę komuś przywalić, odpowiedzieć ciętą ripostą czy po prostu oblać go drinkiem i odejść z godnością. Ale nic z tych rzeczy się nie stało. Westchnęłam dając upust moim negatywnym emocją i bezsensownymi myślami, które były nie na miejscu.
- Dlaczego rozmawiasz ze mną w taki sposób jakbyśmy się znali..-zrobiłam pauzę - ..co najmniej pięć lat?
- Po prostu takie mam wrażenie i mimo wszystkich twoich wad lubię cię. Tylko tyle - wzruszył ramionami
- Tylko tyle? Aż za dużo
- Nieważne. Czy ty właśnie zjadłaś moje marchewki?!
Spojrzałam na jego złowrogą minę. Byłam gotowa do obrony i w słowie, i w czynie. Jednak to co zrobił wydawało mi się bardzo dziwne i zaskakujące. Uśmiechnął się promiennie i poklepał mnie po plecach
- Ach, Lexi, Lexi. Mam duże zapasy marchewek, a to co ty mi zjadłaś równa się zero.
Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- I ty śmiesz się nazywać Władcą Marchewek? Zostawiasz na pastwę losu aż pięć marchewek. Wstyd ci Tomlinson. Wygląda na to, że jest tylko jeden Władca Marchewek. A to proste: ja- Uśmiechnęłam się triumfalnie
- Ale to wszystko twoja wina. Twoja uroda mnie rozprasza- puścił mi oczko
Analizowałam każde jego słowo."Twoja uroda mnie rozprasza" Bzdura. To nic nie znaczy. Może jestem taka brzydka i dlatago. Ja tam nie widzę w sobie nic ładnego. Postanowiłam nie okazywać zainteresowania i nalałam sobie wódki do kieliszka i wypiłam całość. Siedzieliśmy w milczeniu obserwując tańczących ludzi. Niall dobrze się bawił z tą blondynką. Zayn siedział gdzieś z boku z jakimś chlopakami i jak mniemam robili zawody kto najwięcej wypije. Reszty nigdzie nie dostrzegałam.
Jednak moją uwagę skupił ktoś inny. Długonoga brunetka z lekko kręconymi włosami. Miała na sobie małą czarną bez ramiączek, która podkreślała jej figurę. Mój wzrok powędrował na jej buty. Wysokie, czarne szpilki z czerwoną podeszwą. W jednej chwili żałowałam, że wyrzuciłam szpilki od Louboutina. Ciekawiło jak ja wyglądałabym w takim stroju. Otrzasnęłam się nieco widząc, że dziewczyna zbliża się do nas. Wielki uśmiech rozświetlał jej twarz. Szła odważnie, ale z gracją. Stała teraz przed nami na tyle blisko, że bez problemu mogłam dostrzec jej kolor oczu. Były czarne jak noc i bardzo przenikliwe. Uśmiechnęła się na powitanie i zabrała Louisowi drinka. Obserwowałam ją uważnie.
- Cześć. Jestem Avery, ale mówcie mi Avy. Nienawidzę swojego imienia, za to zdrobnienie jest całkiem ładne - powiedziała i zajęła miejsce między mną a Tomlinsonem
- Witaj ślicznotko. Jestem Louis- i udając szlachetnego rycerza rodem z średniowiecza pocałował ją w dłoń. Avy się zaruminiła co świadczyło o tym, że Louis ją onieśmiela. Przewróciłam oczami i brutalnie przerwałam im tą "romantyczną" chwilę
- Jestem Alex. Coś chciałaś czy przyszłaś nam poprzeszkadzć?- powiedziałam nie kryjąc niechęci do dziewczyny. Louis skarcił mnie wzrokiem na co zareagowałam przewracając oczami. Spojrzałam teraz na Avy. Jej twarz nie wyrażała złych emocji. Uśmiechnęła się do mnie radośnie jakby nie zauważała nienawiści w moim głosie. Prawdę mówiąc nie wyglądała na słodką idiotkę. Przeciwnie. Była ubrana wyzywająco, ale nie zachowywała się ani jak dziwka, ani jak pusta idiotka. Była dziwnie uprzejma nawet dla mnie, a jej oczy ciemne jak noc nie wyrażały nic innego jak zwykła serdeczność. Zrozumiałam, że dziewczyna gasi mnie urodą jak i szlachetnym charakterem. Bowiem nie trzeba było jej dobrze znać żeby się tego dowiedzieć. Wystarczy starcie z taką osobą jak ja
-Miło mi cię poznać. Po prostu szukałam towarzystwa, a wy wydaliście mi się przyjaźni
Uśmiechnęłam się drwiąco i zachichotałam w duchu słysząc określenie "przyjaźni"
Avery zajęła się rozmową z Louisem a ja popijałam wódkę. Powoli zaczęło mi się kręcić w głowie. Obserwowałam całą sale jak i pochłoniętych rozmową towarzyszy. Byłam zła na Avy, że odebrała mi chwilę droczenia się z Tomlinsonem. W gruncie rzeczy lubiłam go denerwować, a na obecną chwilę ta dziewczyna mi to uniemożliwiła. Za chwilę jednak poderwali się z miejsc bezprzerwy się śmiejąc. Ruszyli w kierunku wolnej przestrzeni gdzie mogli spokojnie zatańczyć. Leciała właśnie wolna muzyka, a Louis nie krępował się objąć Avery. W sumie ona też nie miała nic przeciwko.
- Już nie jesteś głównym celem podbojów Louisa, co? - usłyszałam za sobą głos Loczka
- Czy wy mnie nigdy nie zostawcie samej? - zapytałam z wyrzutem
Harry zaśmiał się i usiadł na miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedziała Avy.
- Ale oni razem ładnie wyglądają - powiedział
- Ale słodko- odpowiedziałam przesłodzonym głosem - mogę już rzygać?
Znów wywołałam śmiech u Stylesa
- A ciebie co tak śmieszy? -zwróciłam się do chłopaka
- Wiesz co to romantyzm ?
- Wiem. Taki przereklamowany kicz o którym marzą stuknięte nastolatki.
- Och, Alex. Lubię ten twój cynizm
- Co ty do cholery do mnie macie. Moja postawa nie jest przeznaczona żebyście mogli ją podziwiać. Mam was dość! Odpierdolcie się ode mnie raz na zawsze! -krzyknęłam i skierowałam się do wyjścia. Dość tego imprezowania. Nawet to mnie męczy w ich towarzystwie



_____________________________________________________

Proszę. Dzisiaj dość długi, ale to taka rekompensata za tydzień nieobecności. Przepraszam, że winicie mnie za to, że żadko piszę, ale juz Wam mówiłam o moich zamiarach z usuięciem bloga. Moje lenistwo itp, itd. 
Jak wam podoba się postać Avy? Nie chciałam żeby to była kolejna pusta laska, która przystawia się do chłopaków. Z resztą tak jest bardzo często. Chciałam żeby Avy była fajną osobą ;) 


Zapraszam na mojego Twittera: @Majciak_Love1d 


Następny rozdział w czwartek jeśli będzie 35 komentarzy ;P

niedziela, 17 czerwca 2012

#10- Nienawidzę Cię. Nie czaisz?

- A to ty- próbowałam udawać, że jest mi obojętne kogo przywlokła ze sobą ta znajoma Caroline i właściwie dobrze mi to szło. Tłumiłam w sobie śmiech z ich min. Podeszłam do blatu i nalałam sobie soku pomarańczowego. Spojrzałam na wszystkich niewinnie.
- Córeczko, czemu nie ubrałaś sukienki od Prady, ani szpilek od Louboutina?
- Bo mi się nie podobało. Wyglądałam w tym jak dziwka... och przepraszam chciałam powiedzieć prostytutka - Uśmiechnęłam się sztucznie
- Więc gdzie to teraz jest?
- W ogródku. Chyba ci to nie przeszkadza, Caroline? - spytałam głupkowato
Kobieta mruknęła coś pod nosem
- Czy ona powiedziała do ciebie " Caroline" ? Po imieniu ?
- To pani nie dosłyszała? - odezwałam się
- Alexandro...
- No co? Zawsze tak do ciebie mówię. A niby jak inaczej ?
- Na przykład "mamo"- odezwał się przygłup
- To nie jest moja mama. Ja nie mam mamy.
- Alex, co ty opowiadasz- wycedziła przez zęby
- Nie wiem czy matką można nazwać kobietę, która porzuciła mnie dziewiętnaście lat temu odzywając się po szesnastu latach wsadzając na dwa lata do zakładu poprawczego dla trudnej młodzieży. Co z tego wynika? Że mieszkam z moją niby matką przez prawie rok.
Spojrzałam na wszystkich. I uśmiechnęłam się triumfalnie widząc zdziwione miny gości i skamieniałą twarz Caroline.
- Przepraszam, że musieliście tego słuchać, ale nie chciałam tu odgrywać jakiś scen miłości rodzicielskiej, której nie ma ani ziarenka. No to co? Co jemy? Caroline, ty robiłaś kolację? To nie dziękuję, ale nie jestem przekonana co do twoich zdolności kulinarnych. Za to w oszukiwaniu i wyłudzaniu pieniędzy jesteś dobra.
Usiadłam sobie przy stole nogi opierając o sąsiednie krzesło
- Alex co ty pleciesz
- Och proszę cię, chyba nie muszę przypominać ci o historii z Peterem? - ugryzłam marchewkę, którą przyniosłam z kuchni- Wie pani, że Peter był właścicielem sieci sklepów obecnie prowadzonych przez Caroline? Właściwie to jej to podarował tyle, że ona odwdzięczyła się mu rozwodem. Chyba nie muszę mówić jak na tym skorzystała?
- Co ty wyprawiasz? - syknęła mi do ucha
- Robię to co ci mówiłam. Siarę- odpowiedziałam jej
- To chyba czas na mnie- wstałam z miejsca- Miło mi było panią poznać pani...?
- Styles - dokończyła za mnie
- Właśnie. Miło z twojej strony, Caroline, że nas sobie przedstawiłaś- powiedziałam z niekrytym sarkazmem
- A ciebie niestety już znam -kiwnęłam do chłopaka
- Alexandro dokąd ty idziesz?
- Nie wytrzymam z tobą dłużej. Zmywam się
- Miałaś dotrzymać towarzystwa koledze
Spojrzałam na zawstydzonego chłopaka i parskłam śmiechem
- Nie sądze żeby to było coś interesującego
Odeszłam od stołu
- Wróć tu, jeszcze kolacja się nie skończyła!
- Nie jesteś moją matką!
- Urodziłam cię!
- Szkoda tylko, że chciałaś usunąć ciążę!
- Spokojnie, ja pójdę z Alex, a pani niech omówi z mamą interesy - odezwał się przygłup tym samym przerywając jakze pasjonującą wymianę zdań. Zgromiłam chłopaka wzrokiem i nie czekając na niego wyszłam z domu solidnie trzaskając drzwiami. Moja zdolność do tłumienia emocji była bardzo mocno naderwana. Sądząc po zdarzeniach sprzed chwili, operacja "Siara dla Caroline " odniosła odpowiedni skutek. Mimo wszystko wyjawienie wszystkich sekretów dotyczących mnie i mojej niby matki nie było czymś zadowalającym szczególnie gdy ceniłam tajemniczość. Zajrzałam w głąb swoich myśli, podsumowując całe zajście. Stanęłam oszołomiona falą nowych myśli. Ten syn znajomej Caroline to przecież Harry jeden z tych przygłupów. A co za tym idzie? Wyjawienie stosunków matki i moich. Tego całego osamotnienia i potyczek rodzinnych. Wszystko poszło nie tak. Może i zrobiłam siarę Caroline, ale za to wkurzający dręczyciele mieli nade mną wyższą pozycję.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Toma. Kolejny raz dzisiejszego dnia.
- Halo? Cześć Tom.
- Cześć Lexi!
- Już po kolacji. Dzwonię żeby ci powiedzieć, że operacja "Siara dla Caroline" się powiodła . Jest jeden skutek uboczny ale to nic szkodliwego
- Wiesz? Myślę, że to nie było dobre z twojej strony.
- Dlaczego? Proszę, Cię Thomas nie mówmy teraz o tym. Jaka to ja jestem wredna i bez serca.
- Dobrze.
- ty pewnie już idziesz spać?
- Tak
- Dobranoc i pamiętaj że tęsknię za tobą
- ja za tobą też.Branoc.
Włożyłam telefon do kieszeni. W glowie kłębiła mi się masa dziwnych myśli.
- No, no, no cóż to za tajemniczy Thomas? - usłyszałam za sobą głos Stylesa. Odwróciłam się pospiesznie.
- Styles, ja naprawdę to kiedyś cię uderzę! - syknęłam mu w twarz
- Spokojnie, nie wiedziałem, że pakuję się do jamy lwa
- To komplement, bo nie kumam - uniosłam jedną brew, a ręce splotłam na klatce piersiowej
- Nieważne. Ten Thomas to twój chłopak? -spytał zaciekawiony
Parskłam śmiechem i skierowałam się na najbliższą ławkę. Widząc jak bacznie jestem obserwowana przez Harry'ego powróciłam do zwykłej obojętności i nienawiści do ludzi. Jednym słowem spoważniałam. Zaraz w końcu zrozumiałam samą siebie, a raczej wewnętrzny głos wrzeszczący na mnie. Wystarczy, że udam przed Harrym Toma za swojego chłopaka, zaraz reszta się dowie i nie będą próbowali się we mnie zakochać (jeśli to w ogóle możliwe ). Jedno tylko nasuwa mi się na myśl: może przestaną tak za mną łazić. Jasne jest jeszcze Eddy, ale należy także powściągnąć pewne środki ostrożności. Powinnam jednak zwrócić na uwagę na możliwość spotkania chłopaków i małego Toma. Nie mogłam go jawnie przedstawić jako mojego chłopaka. Oczywiście cała ta akcja była strasznie żałosna. No bo od kiedy obchodzi mnie zdanie innych.
- Nie interesuj się. To nie twoja sprawa!
- Tak tylko pytam- podniósł ręce w geście poddania się i przysiadł obok mnie na ławce
- Przez ciebie wszystko się zjebało. Po pierwsze i najważniejsze: CIEBIE nie miało tam być. Po drugie dowiedziałeś się za wiele. A po trzecie nikt nie miał za mną wychodzić
- Wolałabyś żeby to był na przykład... hmm... Niall?
- Niall? O wiele lepiej niż ty. On przynajmniej zająłby się jedzeniem
Nastała krępująca cisza. Nie miałam ochoty jej przerywać. A jednak on musiał to zrobić za mnie
- Dlaczego jesteś taka dla swojej matki?
- Po pierwsze i najważniejsze: to nie jest moja matka! A po drugie to może nie zauważyłeś, ale zachowuje się tak samo w stosunku do każdego! - warknęłam
- No tak, ale to dzięki niej tu jesteś, to ona cię urodziła - odpowiedział niepewnie
- Może nie słuchałeś mnie podczas tej akcji, ale chyba mówiłam, że chciała dokonać aborcji? Czy to nie wystarczający powód, aby ją nienawidzić?
- Spróbuj postawić się w jej sytuacji. Co byś zrobiła na jej miejscu? Co...
- Na pewno nie pieprzyłabym się z ledwo poznanym chłopakiem i nie porzuciłabym dziecka - przerwałam mu
- Ale wyobraź sobie...
- Dlaczego ty jej tak bronisz? Nie znasz jej, nie wiesz jaka była, mimo to dowiedziałeś się o tym, że chciała usunąć ciążę, porzuciła mnie na 16 lat, zostawiła mnie na dwa lata w zakładzie dla trudnej młodzieży i jeszcze stajesz w jej obronie? Wyobrażasz sobie jej uczucia, a o mnie nawet nie wspomnisz. Jak sądzisz kto tu jest ofiarą? Ona? Bo co? Bo nie potrafiła uporać się z własnymi problemami? Czy może była taka słaba i tchórzliwa, że była się mnie wychować. Ty może tego nie rozumiesz bo byłeś wychowywany przez oboje rodziców kiedy ja miałam tylko jednego . Nie wiesz jak to jest żyć szesnaście lat bez matki. Nie wiesz jakie to jest uczucie kiedy po tylu latach matka przypomina sobie o twoim istnieniu tylko po to, by wpakować cię do zakładu dla trudnej młodzieży. Nie wiesz o mnie nic, a mimo to potępiasz i stajesz w obronie napastnika.
Chłopak zwiesił głowę wyraźnie zawstydzony i zmieszany. Jednak cała ta wypowiedź nie zamknęła mu ust na kłódkę. Wpatrywałam się tępo przed siebie rozdrapując rany.
- Gdzie jest twój ojciec?
Zaśmiałam się niemrawo. Uniosłam twarz w górę jakby szukając odpowiedzi. Nie odrywając twarzy od pociemniałych chmur odpowiedziałam zachrypniętym głosem
- Nie żyje - w myślach dodałam, że na pewno jest w niebie. Nie powiedziałam tego głośno, bo nie chciałam rozpowiadać moich przypuszczeń byle komu, a już na pewno nie najgłupszemu z przygłupów
- Przykro mi
- Przestań. Każdy tak gada a wcale nie wiedzą co ja czuję.
Dalej siedzieliśmy w milczeniu, jakby nie wiedząc jaki podjąć temat. W każdym bądź razie ja nie chciałam żadnego, a on być może się bał odezwać żebym przypadkiem pod wpływem furii nie zrobiła mu krzywdy. Ku mojemu zdziwieniu obawy nie były słuszne
- Od zawsze jesteś taka zimna, wredna, obojętna i w ogóle?
Popatrzałam na niego zdziwiona nie spodziewając się pytanie tego typu
- Od zawsze jesteś taki wścibski? - odgryzłam się
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.
- A co chcesz coś we mnie zmienić? Mówię od razu, nie da się tego zrobić- było jasne, że nie chcę odpowiadać na to pytanie, zwyczajnie unikałam odpowiedzi. Natomiast Lokowaty nie spostrzegł zmiany steru i odpowiedział z zaangażowaniem:
- Mógłbym się założyć, że gdybyś przebywała w naszym towarzystwie zmieniłabyś się o 180 stopni
- Pff... akurat
- Chcesz się założyć ?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie czemu nie, ale zaraz. Przecież to mnie wcale nie obchodzi.
- Nie będę wchodziła z tobą w żadne układy
- Boisz się! - zarechotał
- Nie
- Boisz się!
Zacisnęłam sztywno pięść i uderzyłam go w ramię
- Ałć- jęknął pocierając miejsce uderzenia
Dopiero teraz zauważyłam jak elegancko się ubrał. Tak elegancko, że aż śmiesznie. Miał na sobie czarny garnitur i białą koszulę, a pod szyją związaną miał muszkę, która tak naprawdę wywołała u mnie napad dzikiego śmiechu.
- Co cię tak bawi?
- Wygladasz jak pingwin - powiedziałam w przerwie od śmiechu
- Nie rozumiem
- Ubrałeś się jakby za chwilę mieli cię włożyć do trumny i odprawić pogrzeb
- Ale ty masz dziwne skojarzenia
Wstał z ławki i poprawił muszkę
- Idziesz?
- Dokąd? - zapytałam zdziwiona
- No na imprezę. Chyba Louis ci o niej powiedział - uniósł brwi do góry
- Nigdzie z tobą nie idę. Zapomniałeś już, że nie lubię ani ciebie ani reszty tych błaznów?
- Oj daj spokój. Nie daj się prosić.- wyciągnął zachęcająco rękę w moją stronę
- A to będzie pochlaj-party?
- Co?
Przewróciłam oczami
- Czy to będzie impreza alkoholowa?
- Oczywiście!
- No to chodźmy
Jednym sprawnym ruchem odepchnęłam rękę chłopaka i poszłam przodem. A wiecie co mnie skłoniło do tej imprezy? Byłam spragniona alkoholu w nadziei, że pozwoli mi zapomnieć o dzisiejszym wieczorze i zagoi wszystkie rany, które niechętnie zostały rozdrapane. Jedyną rzeczą o której nikt mi nie przypominał był Radek. Dobrze, że nie musiałam przedzierać się przez trzyletnią barierę, która tak właściwie, gdyby dobrze uderzyć zostałaby bezlitośnie przerwana. A tego bym nie chciała.



___________________________________________




Nooo czeeeeść ;D Jak widać nie zaprzestałam pisania tego bloga;) Wasze prośby mnie zmotywowały chociaż jedne mogą uchodzić za groźby xD Ale to nic. Widzę, ze kochacie tego bloga równie dobrze jak ja i cieszę się bardzo ;P


Ogólnie w planach miałam żeby w tym rozdziale opisać jeszcze imprezę ale za długi by był rozdział


A teraz, spodziewałyście się, że to Harry? 
Większość z Was obstawiała albo Louisa albo Eddiego no niektórzy któregoś z przygłupów, ale nie konkretnie


piątek, 8 czerwca 2012

#9 - "Przyjaciółkami" to zbyt mocne słowo

Wyjmowałam z szafki książki i przekładałam do plecaka po czym zamknęłam ją z impetem. Spojrzałam w bok. Przy sąsiedniej szafce stał oparty Tomlinson z nonszalanckim uśmiechem. Przewróciłam oczami i spoglądałam na niego wyczekująco.
- Czy mówiłem ci już, że do twarzy ci w paskach? Nie? To właśnie to robię, a tak w ogóle to ładnie dziś wyglądasz. Nie żebyś nigdy nie wyglądała... no wiesz. Dziś wyglądasz bardzo wyjątkowo inaczej...
- już? Skończyłeś?Znasz mnie... hmm... od wczoraj?
- A to pierwsze spotkanie się nie liczy?
- Zmartwię cię. Ale nie.
- Czy mówiłem już, że masz ładny kolor włosów. Taki intensywny, żywy, lśniący...
- Taa... to moja szałma- mruknęłam pod nosem
- mówiłaś coś do mnie?
- Taki tam szczegół- machłam ręką
- Więc, czy mówiłem ci już...
- Nie denerwuj mnie, kończą mi się miejsca gdzie mogłabym ukryć ciało- wspiełam się na palce i szepnęłam mu do ucha z udawaną grozą, która miała działać tak jak w horrorach. Ostatecznie przekształciła się w komizm. Louis zaczął się śmiać. Przewróciłam oczami i ruszyłam do wyjścia ze szkoły. Chłopak zatorował mi drogę
- Tak naprawdę, to chciałem cię przeprosić.
- Za co ?
- Za moje zachowanie, że nie daje ci spokoju i za to co powiedziałem, że w ciebie zwątpiłem...
- Aha... fajnie - ominęłam go, ale on zaraz dorównał mi kroku i zapytał
- Mogę ci trochę potowarzyszyć?
- Nie będziesz mi tu przebywał koło stopy
- Lexii...
- Nie mów tak do mnie
Louis spuścił głowę.
- Nie dasz się namówić na wypad do kina
- Lepiej nie marnuj czasu.
- Lexi... wiesz... chyba nie zachowuje się w porządku w stosunku do ciebie...
- No... jesteś strasznie upierdliwy- wtrąciłam
- Nie przerwaj, bo stracę koncepcję. Tak, więc uważam że nie powinienem się narzucać. Jeśli zmienisz zdanie co do mnie lub będziesz chciała po prostu pogadać lub spędzić ze mną czas, daj znać. Jestem do twojej dyspozycji.
Wypowiedział to wszystko z takim uczuciem, że aż chwyciło mnie za serce. Otrząsnęłam się z tych głupich myśli i włączyłam tryb"obojętność"
- Aha - ruszyłam szybciej na co Lou zareagował tym samym
- Jeszcze jedno. Myślę, że nie powinnas się zadawać z tym Edwardem. Zapewne nie powiedział ci swojej tajemnicy? Nie jest wart twojego zainteresowania
- A Może ty jesteś,co?Każdy ma swoje tajemnice i mi to nie przeszkadza, że coś jest na tyle dla niego ważne, że zachowuje to dla siebie. A ty mi nie mów z kim mam się zadawać.
Spojrzałam w dal. Niepewnie zbliżał się do nas Edward. Ponagliłam go ruchem ręki.
- To ja już będę szedł. Cześć
- Poczekaj! - szarpnęłam go za rękaw bluzy
Właśnie doszedł Ed
- Cześć- przywitał się nieśmiało
- Louis poznaj mojego kumpla Edwarda. A to jest Louis
Chłopcy uścisnęli sobie dłonie. Ed był bardzo zadowolony, a Lou wręcz przeciwnie
- Ja już muszę iść. Alex robimy dziś piątkową imprezę. Wpadnij będzie nam bardzo miło- powiedział tak jakby ignorując Edzia
- Widziałeś to? - zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia. Chłopak pokiwał głową
- To było chamskie. Edward musisz mi powiedzieć o co chodzi. Dlaczego oni cię tak... dlaczego oni za tobą nie przepadają. W ogóle wszyscy
- Muszę?
- Tak
- Ale miałem szybko wrócić do domu pomóc mamie w... w czymś tam
- To cię odprowadze
- To w przeciwnym kierunku
- Chociaż kawałek i Nie będziesz mi odmawiał
- Dobra
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Ta chwila mi się strasznie dłużyła, ale nie mogłam zmusić Eda do mówienia. Cóż, w sumie jestem bardzo niecierpliwa i do tego porywcza, dlatego zaczęłam nim potrząsać i wrzeszczeć coś w stylu "No gadaj!". Czułam się jak szfabskie gestapo w czasach drugiej wojny światowej. W końcu się uspokoiłam słysząc jego marudzenie
- No? Gadaj
- Dobra, dobra... już. Jestem...
- Jesteś..?
- jestem... gejem- powiedział i zwiesił głowę
- jak to gejem?
- No normalnie. Wolę chłopców.
Stałam jak słup soli tępo wpatrując się w jeden punkt. Ed machnął mi przed oczami ręką tym samym wyprowadzając mnie z transu
- Ey! Alex powiedz coś, cokolwiek!
Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili, ku zdziwieniu chłopaka zaczęłam skakać i przytuliłam go do siebie. Cieszyłam się jak głupi do sera
- Oj przepraszam- wydukałam gdy się uspokoiłam
- Dlaczego się tak cieszysz, przecież to okropne !
- Okropne? Wspaniałe! Będę mogła zadawać się z chłopakiem, który jeździ na desce i do tego będę miała pewność, że się we mnie nie zakocha. Perfect!
- To ty po tym wszystkim chcesz się ze mną zadawać?- zdziwił się
- Oczywiście oprócz tego że jesteś chłopakiem jeżdżącym na desce, który się we mnie nigdy nie zakocha, To jeszcze odstraszasz tych pięciu przygłupów. Rozumiesz co to znaczy? Mamy wspólne zainteresowania i bardzo dobre warunki. Czyli...
- Zostaniemy przyjaciółkami- zaklaskał w dłonie
Wykrzywiłam usta w uśmiech i zlustrowałam go wzrokiem
- Chwilunia."Przyjaciółkami" to zbyt mocne słowo. Nie mam przyjaciół. Ale możemy po prostu być kumplami.
- o yeah! Mi pasuje
- Cieszę się
- To mój dom. Dzięki za odprowadzenie i za wyrozumiałość. Wiesz większość ludzi odtrąca takich jak ja.
- Nie ma sprawy.
Pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam z powrotem do domu.


- Alexandro! - usłyszałam za sobą głos matki
Przystanęłam i popatrzałam pytająco na kobietę. Doprawdy nie miałam już siły się z nią wykłócać. Miałam już dość na dzisiaj kłótni. A dlaczego? Ponieważ ta dziwna wymiana zdań z Tomlinsonem była naprawdę poruszająca a najbardziej ostatnie słowa "Kochałaś kiedyś? " chyba nawet nie opisywałam tego w moim pamiętniku.
- Kolacja o 19. Uszykowałam ci szpilki od Louboutina i śliczną sukienkę od Prady. Biegnij do swojego pokoju i zobacz jaki świetny zestaw.
Spojrzałam na nią z miną typu WTF.
- Jak mogłaś zdradzić Paradę z jakimś tam Lubutinem? -zapytałam przesłodko udawanym głosem
- Nie Paradę tylko Pradę i Nie Lubutina tylko Louboutina. Zresztą ten wybór bardzo ze sobą współ gra więc nie ma tu mowy o zdradzie
Machłam ręką i ruszyłam na górę. Pewnie zastanawiacie się dlaczego nie zadeklarowałam Caroline tego, że nie ubiorę tego stroju? A no dlatego, że jest nastawiona na to, że z wrednej i bezczelnej dziewczyny zmienię się w idealną i przykładną córusię. Nie chciałam aby zmieniła swoje naiwne zdanie. Otóż, jak już mówiłam chcę narobić jej siary, więc nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek wpadki.
Przekroczyłam próg pokoju i skierowałam się do łóżka, gdzie leżała wspomniana sukienka. Przystawiłam ją do ciała i pomaszerowałam do garderoby by przejrzeć się w lustrze. Sukienka była niezwykle krótka ledwo zakrywająca pośladki do tego raziła żywą czerwienią i straszyła dekoltem (jak się domyślam) w kształcie litery V. Westchnęłam i rzuciłam ją w kąt. Wróciłam po czarną, puchatą narzutkę. Oceniłam ją z przymrużonym okiem. Do kitu. Następną rzeczą do obejrzenia były buty od... Hmmm... jak mu tam? Lubutina? Nieważne. Były bardzo ekskluzywne, zamszowe w czarnym kolorze. Podeszwa emanowała żywą czerwienią. Wręcz przerażły wysokością. Nie miałam miarki w oczach, ale sądziłam, że napewno mierzą 13 cm. Jak kobiety mogą chodzić w czymś takim? Przecież to jest niewygodne i robi z kobiety potwora. No może nie z każdej, ale jeśli ja mierzyłam 170 cm to takie podwyższenie o 13 cm czyniło ze mnie tyczkę. Jeżeli dodatkowo dorzucić tą ciasną kieckę to bym wyglądała jak nie ja. Może nawet jak modelka, ale nie byłam pewna czy czerwoną sukienka byłaby dobrym wyjściem w mojej sytuacji. Za dużo tego koloru zważywszy na moje włosy. Podniosłam szpilki oraz sukienkę i wyrzuciłam je przez okno. Następnie skierowałam się z powrotem do garderoby skąd wyciągnęłam moje ulubione czarne spodnie dresowe.
- To jest to - mruknęłam do siebie zadowolona
Zdjęłam z siebie rurki i odetchnęłam z ulgą czując na sobie luz szerokich nogawek.
Zabrałam z łazienki swoją kosmetyczkę, w której mieściły się wszystkie moje lakiery do paznokci. Do wyboru, do koloru. Może nie wspomniałam wcześniej, ale bardzo lubię mieć kolorowe pandziorki.
Usiadłam po turecku na łóżku i wybrałam kolor. Żywa czerwień, która tak mnie prześladowała. Pomalowałam je na wybraną barwę po czym wzięłam się za robienie czarnych wzorków na paznokciach.
Kiedy skończyłam, wyprostowałam ręce i z daleka obserwowałam moje dzieło. Nie czekając aż wyschną wzięłam telefon i wybrałam numer do Thomasa
- Halo?- usłyszałam przesłodki głosik, który wywołał ciepło w brzuszku i naprawdę szczery uśmiech
- Cześć Tomciu! Mówiłam, że zadzwonię.
- Lexi! - usłyszałam radosny okrzyk małego brzdąca - nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę
- Oj wiem!
- Opowiadaj
- Co? -zdziwiłam się
- No co tam w Londynie. Przecież zaczęłaś chodzić do nowej szkoły. Poznałaś już kogoś? Fajni są? Jak tam nauczyciele? Tak samo wkurzający jak poprzedni? Byłaś już u dyrka? Za co? Jaką karę dla ciebie wymyślił? A jak tam moje...
- Zwolnij chłopie. Już ci opowiadam. Poznałam takich pięciu przygłupów. Mówię ci nie chcą się ode mnie odczepić! A najgorszy jest taki Louis. Poza tym poznałam takiego Edwarda, który jak się okazało jest gejem i jest takim moim strachem na przygłupów. Byłam już u dyra, bo pobiłam się z jednym z tych pięciu świrów o paczkę żelków. Szefuncio okazał się niezainteresowany całą sytuacją z czego nie wyniknęły żadne komplikacje. A dzisiaj Caroline ma jakąś kolację ze swoją koleżanką i muszę też w tym uczestniczyć, ponieważ ta jej znajoma ma przyjść z synem. Tylko nie wiem po co? Zostaje na tej kolacji, teoretycznie żeby zrobić siarę Carol. Czaisz?
- Uuu... nielicha historia. Dużo się działo.
- A u ciebie jak tam? Jak się czuje ciocia.
- Lepiej, ale jest jakaś dziwna - dodał ściszonym głosem
- Tomciu ona jest chora. dlatego taka jest
- No wiem, ale strasznie mi się tu nudzi. Mam mało zabawek, a ciocia nie ma nawet DVD żeby obejrzeć jakieś bajki
- Uszy do góry. Zobaczysz, niedługo będę mogła cię tak mocno przytulić kiedy tylko wrócisz
- Tęsknię za tobą
- Ja za tobą też. Posłuchaj Tom. Za kilka minuty 19. Muszę przygotować się na misję "Siara dla Caroline". Pa pa. Zadzwonię jutro
- Pa pa. Buziaczki
Rozłączyłam się i rzuciłam się na łóżko. Po chwili usłyszałam trzask drzwi i odgłosy powitania. Odetchnęłam głęboko i zeszłam na dół. Moje zacne oczy ujrzały kogoś znajomego. Moje zdziwienie sięgało zenitu. Nie byłam w stania wydusić słowa.


____________________________________

No cześć;) Nie było jeszcze 40 komentarzy, ale postanowiłam rozdział dodać już, ponieważ jutro jadę na urodziny koleżanki i nie będę miała czasu dodać jutro. 
Przepraszam, że nie opisałam jeszcze przebiegu tej całej kolacji, ale trochę przedłużyło się z Edwardem. I jak uczucia co do Edzia- pedzia? ;D Spodziewałyście się?  


Wiecie co? Chyba usunę tego bloga. Po prostu ciągle nawalam i wgl jakoś nie pałam z pisaniem ;/ Nie że brak weny czy coś ale po prostu lenistwo. Sama nie wiem. Mam wiele pomysłów ale chcę już się rozkręcić z Alex i Louisem ale nie mogę zrobić tak, żewszystko będzie działo się tak szybko. Muszę jeszcze poważnie pomyśleć nad istnieniem tego bloga. A wy nie pomagacie na 115 osób tylko 20-40 komentarzy. To bardzo mało;/


43020310 moje gg jeśli macie jakieś pytania, uwagi, propozycje czy po prostu chcecie mnie poznać lub popisać piszcie śmiało ;D


Kocham,
Majka <3 :**

poniedziałek, 4 czerwca 2012

#8- Ciężki charakter? Wiem mam z natury.

Podniosłam się na łokciach jednocześnie ziewając. Przekulałam się na krawędź łóżka by sięgnąć telefon. Spojrzałam na godzinę i z wrażenia spadłam z łóżka. Jęknęłam cicho i pozbierałam się z podłogi. Nie do wiary, że już po ósmej. Jak się sprężę to zdążę na drugą lekcję. Szybko wyciągnęłam z garderoby czerwoną bokserkę w białe paski (lub jak kto woli białą bokserkę w czerwone paski), biało czarną bejsbolówkę i dżinsowe rurki. Zaraz, zaraz... dżinsowe rurki? Okey... nie lubię ich, ale nie będę ciągle chodziła w dresach. Z resztą nie mam czasu zmieniać. 
Ubrałam się i jak najszybciej znalazłam się na dole. Capnęłam z lodówki kilogram marchewek i wybiegłam z domu. No dobra, mogłam wziąć deskę, ale nie będę się wracać- To przynosi pecha. Pff... od kiedy ja jestem przesądna? Nie mam czasu na takie refleksję.
- Gdzie są moje słuchawki? -mruknęłam pod nosem, nie zwracając uwagi na to, że mówię poza granicami własnego umysłu. 
No pięknie! Nie wzięłam. Ależ cudownie się ten dzień rozpoczyna. Czy tylko ja wyczuwam sarkazm? Never mind. Wgryzłam się w marchewkę głośno chrupiąc. Pyszka. 
Szłam w dość szybkim tempie. Znalazłam się już w pobliżu domu pięciu błaznów. Zmrużyłam oczy, dostrzegając siedzącego na schodach najstarszego z "rodziny" głupkowatych. Siedział w lekkim rozkroku wlepiając gały w swoje buty. Wyglądał dokładnie tak jak wtedy, w parku. Tyle, że to chyba nie był smutek. Domyślam się, że raczej zaduma. Minąć go czy się zatrzymać? Ech... co jest w nim takiego, że mi serduszko ściska i dlaczego tak się dzieje? Czekaj, czekaj... chyba żal mi jego głupoty. 
Zatrzymałam się. Sama nie wiem po co. Jestem spóźniona, dzień nie zaczyna się zachęcająco i coś czuję, że Louis nie pomoże mi tego zmienić tylko jeszcze to spotenguje. Za późno. 
Chłopak podniósł na mnie wzrok, a kąciki jego ust podniosły się ku górze wywołując wspaniały efekt, wspaniały uśmiech... 
Zapatrzyłam się na jego usta nie ogarniając jak długo to trwa. Dźwignął się na nogi nie przestając się uśmiechać. Zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, tak że bez problemu mogłabym utopić się w jego oczach. Po raz kolejny byłam zafascynowana ich wspaniałym kolorem. Ech..." wspaniały" chyba wyczerpałam dzienny limit tego słowa: "wspaniały uśmiech" , "wspaniały kolor oczu". Nieważne. 
- Czemu nie jesteś jeszcze w szkole? - spytałam odsuwając się od niego na znaczną odległość 
- Uu, ale powiało chłodem. Naprawdę nie potrafisz mówić trochę milszym głosem
- A na co liczysz? 
- No na przykład: Witaj kochany Louisku. Jak miło cię widzieć. O niczym innym nie marzyłam, jak o spotkaniu z tobą - powiedział przesłodzonym głosem gestykulując rękami 
Populakałam palcem w czoło i ruszyłam przed siebie 
- No nawet nie powiesz mi "Cześć"? - pobiegł za mną dorównując mi kroku. 
- Człeść - odburknęłam jednocześnie przeżuwając warzywo
- Oo! Masz marchewkę. Daj! 
- Co ci się stało? 
- O co chodzi ślicznotko 
- Jakim sposobem dopiero teraz ją zauważyłeś? 
- Byłem zapatrzony w twoje magiczne oczy - poruszył brwiami 
Przewróciłam oczami. 
- Daaaj! 
- Ty! Patrz, że ostatnia! Zjeść czy dać przygłupowi? - udałam, że się zastanawiam- hmm... jestem bardzo uczynną, miłosierną i wyrozumiałą dziewczyną dlatego postąpię odpowiednio dla tytułu miłosiernego samarytanina- ujrzałam kątem oka radość Tomlinsona. Uśmiechnęłam się złowieszczo- Dlatego wyzwolę tą bezbronną marchewkę od przygłupa. A teraz możecie mi przyznać pokojową Nagrodę Nobla - nagryzłam warzywo wpatrując się badawczo w chłopaka 
- I to ma niby być dobry wybór? -zmrużył oczy i skrzyżował ręce na klatce piersiowej 
- Ze mną będzie jej lepiej 
- Jasne, jasne ...
Ruszyłam przed siebie nie zwracając uwagi na plączącego się pod nogami Tomlinsona. 
- Leeexiiii ?! 
Spojrzałam na szczerzącego się głupio Louisa dziwnym wzrokiem 
- bo tak naprawdę to czekałem na Ciebie 
- No i po co ? 
- Bo... bo... chciałbym z Tobą trochę pogadać 
- Ale ja nie chce gadać 
- Poprawka. Spędzić z Tobą trochę czasu- powiedział i położył rękę na moim ramieniu
Zrzuciłam ją z siebie i przyspieszyłam kroku 
- Aleeex! 
- Czego?! - odburknęłam
- Ja po prostu... ech... lubię cię i... 
- i? 
- ... i chciałbym żebyś ty też mnie polubiła, więc staram się cię poznać. Rozumiesz? 
- Że niby ja mam cię polubić, tak? A wiesz co ja ci powiem? Możesz to zaliczyć do swoich marzeń, niespełnionych marzeń, bo nigdy to nie nastąpi. 
- Daj szansę na przyjaźń, czy to dużo? 
- Za dużo- Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Louis chwycił mnie za nadgarstek i odwrócił mnie w swoją stronę. Chciałam wyszarpnąć dłonie, ale nie dałam rady. Trzymał mnie za mocno i za blisko. Zniecierpliwiona uciekałam wzrokiem żeby tylko nie patrzeć w jego oczy 
- Lexi..., proszę... przed czym ty Tak uciekasz? Czemu jesteś taka?
- Taka to znaczy jaka? 
- powiedz , gdzie kupujesz obojętność ? bo nie wierzę, że masz jej tyle 'od tak' .
- taka jestem od zawsze to cecha wrodzona
- Nie jesteś taka
- A skąd ty możesz o tym wiedzieć? Nie znasz mnie na tyle dobrze by móc się tak wypowiadać. 
- Wystarczy popatrzeć w Twoje oczy i Twoje zachowanie. PAmiętasz to nasze spotkanie w parku?-kiwnęłam głową- nie byłaś taka. Podtrzymałaś mnie na duchu i pozwoliłaś zrozumieć, że życie nie kończy się wraz z zerwaniem. Czemu nosisz tą bluzę, którą ci dałem? Bo była moja, gdybyś ci nie zależało wyrzuciłabyś ją
- A wyglądam jakby mi zależało? 
- Świetnie się maskujesz 
- Bzdury..
Louis rozluźnił uścisk, ale się nie odsunął. Wyszarpnęłam ręce, ale stałam w tym samym miejscu. 
- Jestem spóźniona 
- Ja też 
- Nie wiem jak ty, ale ja idę-wyminęłam go 
- Poczekaj. Powiedz mi coś o sobie - powiedział dorównując mi kroku 
- Jeszcze sobie nie odpuściłeś?- westchnęłam 
- Nie poddam się póki nie odkryje jaka jesteś naprawdę 
- hmm? Tak naprawdę? Tak naprawdę to w głębi duszy jestem miłą, czułą i spokojną dziewczyną
- Naprawdę? 
- Nie, spierdalaj
- Alex 
- Co? Wiesz, że cię nie lubię, nie chcę się z tobą zadawać a ty jeszcze nie chcesz się odczepić? 
- Mówiłem ci już
- Louis nie rozumiesz, że nie chce mieć nic wspólnego z tobą i resztą twoich przyjaciół? 
- Nie i nie potrafię tego zrozumieć 
- Ty jesteś jakimś psychopatą. Masz obsesję czy co? 
- Nazywaj to jak chcesz
- Dobrze. Chcesz się O mnie czegoś dowiedzieć? Bardzo proszę, ale za wszelkie urazy psychiczne nie odpowiadam. Jestem wredna. Mam nawroty bezczelności co 3 sekundy i nie lubię się dzielić. Wystarczający powód żebyś dał sobie spokój? 
Chłopak pokręcił głową przecząco. Uderzyłam się otwartą ręką w czoło. 
- To nic nie daje? Czemu jestes taki? Albo dobra. Nie chce wiedzieć. Powiedzieć ci coś jeszcze? Jestem chorą manipulantką i egoistką z przerostem ambicji i pieprzoną dumą w zanadrzu. Wystarczy? 
Pokręcił głową 
- uhh... czego ty jeszcze chcesz? Żebym cię znienawidziła tak jak wszystkich innych ludzi? A więc brawo, udało ci się. nienawidzę cię! 
- tak więc wcześniej nie nienawidziłaś mnie? 
- Odpierdol się! 
- Nie zrobię tego póki Nie przekonam się, że nie dasz rady się zmienić
- A kim ty jesteś żeby mnie zmieniać, co? Tego już się nie da. Nikt nie da rady, a na pewno nie ty.
- Masz jakieś marzenia?- zapytał po chwili ciszy 
- Marzenia? Tak. Wypierdalaj to jedno się spełni 
- Alex... 
- Nie sądzisz, że osiągnąłeś limit słów "Alex" i "Lexi"?
- Alexandro 
- Nie mów do mnie - powiedziałam robiąc przerwę po każdym słowie, ściskając palce w pięść 
- Masz przyjaciół? - kontynuował nie zważając uwagi na moją prośbę. Czemu wszyscy ignorują moje wypowiedzi? 
- Nienawidzę ludzi, trudno więc powiedzieć, że przez nienawiść można się z kimś zaprzyjaźnić 
- A miałaś kiedyś choć jednego przyjaciela? 
Nie wiedziałam co powiedzieć? Nie miałam pojęcia czy mogłam nazwać Radka przyjacielem. Chyba nim był póki nie poznał tamtej dziewczyny 
- Aha! Trafiłem w sedno!- odniósł się okrzykiem triumfu 
- Nie! Nie wiesz co ja czuję co czułam. Nie Masz prawa tego wiedzieć. To jest podpisane folderem " Moje" i nie wolno ci tego odczytywać. Powtarzam ci to po raz kolejny. Odpierdol się. nie będę ci się zwierzać
- Kochałaś kiedyś?- zapytał już też na skraju wyczerpania nerwowego. Zacisnął zęby i spoważniał.- Odpowiedz
Zatrzymałam się, gdyż dotarliśmy do budynku szkoły. Coś się poruszyło w sercu na To pytanie. 
- A gdybym powiedziała, że tak i Tak byś nie uwierzył - powiedziałam i puściłam się pędem do klasy 

Właśnie zadzwonił dzwonek na drugą lekcję gdy dobiegłam do klasy. Weszłam do sali przed przybyciem nauczyciela. W środku panował wielki chaos. Uczniowie jak małe gówniarze z pierwszej klasy rzucali się papierkami, a w powietrzu latały samoloty. Jeden z nich uderzył mnie wprost w czoło. Zaraz usłyszałam głośne "Sorry". Podniósłam wzrok na osobnika i Uśmiechnęłam się szeroko. Nie do niego, ale na samo wspomnienie jego imienia. Ruszyłam w jego stronę i stanęłam nad nim
- Znowu mnie atakujesz Edziu? 
- Edziu? Bardziej obciachowego przezwiska to nie miałaś w zanadrzu? 
- Mam. Edzio-Pedzio- powiedziałam po polsku 
- Edzio, co? - zdziwił się 
- Nieważne- machłam ręką i zajęłam wolne miejsce niestety obok jednego z przygłupów. Chociaż było wolne u Edwarda, ale u niego jeszcze gorzej. Chyba ten czarnulek nie gada zbyt wiele. 
- Cześć- przywitał mnie szerokim uśmiechem 
- Proszę cię tylko o 45 minut ciszy. To chyba nie jest zbyt wielka prośba 
Kiwnął głową w geście zrozumienia. Uh... przynajmniej ten nie będzie przynudzał. 
Do klasy wszedł nauczyciel. Powitał nas cichym "Dzień dobry " i zaczął nas katować długim gadaniem o historii Europy. Wyciągnęłam z plecaka notes lub jak kto woli pamiętnik 

Siema! 
Mamy dziś piątek. Nie zapowiada się zbyt ciekawie. Oto wylądowałam w szkole dopiero na drugą lekcję, gdyż zaspałam. Nie byłoby tak źle gdyby nie niespodziewane spotkanie z Louisem. Ech... ten tu, Zayn- jeden z piątki debili zagładą mi przez ramie. Pewnie chce coś przeczytać. nic z tego kolego, piszę po polsku. Zawsze tak jest najwygodniej. Ech... wiesz co się okazało? Ten Edward chodzi ze mną do klasy i właśnie się na mnie gapi. Wkurza mnie to i ten nauczyciel też. Łazi w te i z powrotem jednocześnie plecie trzy po trzy. Miałam ci wyjaśnić o co cho... 

Bezczelnie ktoś wyrwał mi pamiętnik z ręki. Podniosłam wzrok na osobnika. Ech... nauczyciel 
- Śmiało. Proszę czytać- zachęciłam belfra - Może Pan na głos 
Facet zmarszczył czoło i popukał palcem w notesik. 
- Co to jest ? 
- Jak to co? Notatki Pan nie widział? 
- Dlaczego piszesz w obcym języku? 
- To nie jakiś tam obcy język, tylko mój ojczysty. Polski, gdyby Pan nie wiedział. 
- Dobrze - zwrócił mi moją własność - Proszę mi powiedzieć o Henryku VIII

Siedziałam przy stoliku przy frytkach i kurczaku. Rozejrzałam się dookoła z prawej strony kroczył w moją stronę Ed, a z lewej piątka debili. Edward doszedł pierwszy. Nie wiem co się stało tamtym, że się skrzywili i nie podeszli do mnie choć mieli taki zamiar. Usłyszałam ciche westchnięcie i ujrzałam smutną minę Eda 
- Przepraszam 
- Nie gniewam się za tego samolota 
- Nie o to chodzi 
- Za wczoraj też nie jestem zła 
- Nie, nie, o to też nie
- To o co?- zdziwiłam się 
- Że odstraszyłem chłopaków 
- Mówisz o tamtych- wskazałam palcem na piątkę chłopaków siedzących w sąsiednym stoliku
- Tak 
- To oni cię nie lubią? 
Kiwnął głową. Uśmiechnęłam się szeroko. Wiecie co to znaczy? Jeśli ten koleś będzie się mnie trzymał to tych pięciu się odczepi 
- Nikt mnie nie lubi 
- Mnie też 
Edward podniósł głowę i popatrzał na mnie z nadzieją 
- To może... zaprzyjaźnimy się? 
Zaśmiałam się tak głośno, że wszyscy się na mnie spojrzeli. Pozdrowiłam wszystkich środkowym palcem i Zwróciłam się do Eddy'ego 
- Ja też nie lubię nikogo 
Edward posmutniał
- Ale mam dla ciebie misję. Widzisz tych chłopaków?- wskazałam palcem na przygłupów. Chłopak kiwnął głową- oni cię unikają, tak? To możesz łazić za mną po przerwach 
- Dlaczego? 
- Bo odstraszasz ich ode mnie 
- Ty chcesz ich unikać z własnej woli? - zdziwił się 
- TAK 
- Żartujesz sobie? 
- Nie 
- To największe gwiazdy w szkole. Wszyscy ich lubią i wszyscy chcą się z nimi zadawać
- A ja nie 
Ed otworzył szeroko usta i wytrzeszczył oczy 
- No nie dziw się tak. A i jeśli masz za mną łazić to nie mów dużo tylko w razie konieczności. Rozumiemy się? 
- Tak 


_________________________________________

Witajcie kochane;** 
Przepraszam za tak długą nieobecność. wiem, że jestem beznadziejna. ;(
Miałam jeszcze w tym rozdziale napisać o tej kolacji z Caroline, ale juz nie miałam kiedy, bo jedna bardzo upierdliwa czytelniczka strasznie mnie ponaglała. A mowa tu o :
ILove1D  
A tak przy okazji polecam jej blog:
http://i-love-your-curls.blogspot.com/
Mam 110 czytelników a pod ostatnim rozdziałem tylko 27 komentarzy? wiem zawaliłam, ale mogłybyście skomentować, przecież nie zajmuje wam to wieczności.
Może był ktoś w sobotę na Lednicy? Ja byłam i kurczę tak mi się podobało, że za rok znowu jadę ;) 
Następny rozdział po 40komentarzach  


Kocham,
Majka ;** <3