sobota, 29 września 2012

Epilog - "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"

Noc. Czarna, zimna i pochmurna noc. Dlaczego nie śpię? Nie mogę. Za dużo myśli. Za dużo wspomnień. Nie wiem czy to dobry pomysł wychodzenie o drugiej w nocy z domu, ale czuję, że tam będzie najlepiej. Wszystkie londyńskie budynki nikną w mroku. Jedynym oświetleniem są elektryczne lampy i migoczące, neonowe reklamy. Księżyc przebija się przez chmury tworząc wspaniały efekt. Zbliżając się do cmentarza, już z oddali były widoczne płomienie zniczy.
Wierzchem dłoni otarłam samotną łzę płynącą po policzku. Nie. Nie boję się płakać. Już nie.
Dzisiaj, siódmego sierpnia dwa tysiące trzynastego roku jest rocznica śmierci Louisa. Nadal trudno jest mi w to uwierzyć. Pamiętam ten dzień doskonale i mimo wszystko chcę go pamiętać na zawsze. Dopiero wtedy tak naprawdę odczytałam swoje uczucia. To wtedy słysząc słowa " Kocham Cię" zrozumiałam, uwierzyłam i zaufałam.
Doszłam już do cmentarza. Brama otworzyła się z nieprzyjemnym skrzypnięciem. Było ciemno, ale do grobu Louisa mogłam trafić z zamkniętymi oczami. Przychodziłam tu codziennie. A inni nie rozumieli dlaczego to robię. Dlaczego akurat JA? Tylko Harry wiedział. Domyślał się od początku, że Louis nie jest mi obojętny. To była prawda. Harry naprawdę jest moim przyjacielem. Nie rozumiem tylko samej siebie. Dlaczego chwilę przed śmiercią Lou wszystko stało się jasne? Dlaczego nie zrozumiałam tego wcześniej?
Zatrzymałam się przed grobem. Był cały zawalony kwiatami i zniczami. Były tu nawet rozłożone zdjęcia Louisa. Nocą było tu najlepiej. Nikogo tu nie było. Za dnia przychodziły tu fanki. To bardzo miło, że wciąż o nim pamiętają.
Gdzieś na białych margaretkach położyłam marchewki, które tu przyniosłam. Nie żadne kwiaty, bo tego cholerstwa było tu pełno. Wiedziałam, że marchewki bardziej przypadłyby do gustu Louisowi.
Usiadłam na drewnianej ławce wpatrując się w grób. Zawsze to robiłam. Patrzyłam tylko na grób. Dziś pragnęłam czegoś więcej. Czegoś co zawsze napawało mnie ogromnym strachem. Chociaż tak naprawdę to nic takiego. Po tej tragedii wszystko stało się inne. Ja stałam się inna. I choć trudno mi o tym myśleć: jestem bardziej wrażliwsza. Chyba już nie jestem taka chamska.
Z kieszeni bluzy wyciągnęłam pomiętą fotografie. Uśmiechnęłam się widząc osoby na tym zdjęciu. Kiedyś Harry zrobił zdjęcie mi i Louisowi kiedy się przytulaliśmy. Wtedy miałam ochotę go zamordować, teraz- wyściskać go na śmierć. Na jedno wychodzi.
Pocałowałam Louisa ze zdjęcia i zaczęłam:
- Rozpamiętywanie boli, jak cholera. Dziwnie się tu czuję. Może dlatego, że nie powinno nas tu być? Tak naprawdę pierwszy raz mówię do Twojego grobu. Zawsze mnie to przerażało. I choć jest tyle spraw, które chciałabym Ci powiedzieć, ciężko jest mi cokolwiek z siebie wydusić. Nawet do Twojego grobu. Nie wiem czy mnie słyszysz czy widzisz te moje łzy, ale uh... to nie jest takie proste. Bo widzisz, każdy dzień przypomina mi twój uśmiech. A to boli. Jak cholera.
Odeszłeś. Moja babcia mówiła, że życie jest jak płomień. Zostanie zdmuchnięty lub dotrwa do końca, ale zgaśnie na pewno. Ciebie zdmuchnęli. Za wcześnie to wszystko się stało. I żałuję, że się nie ustabilizowałam wcześniej. A tak? Nawet nie wiem czy wiesz co do Ciebie czuję. Wtedy powiedziałam to wszystko bardzo chaotycznie i nie określiłam sprawy jasno. Wiesz, to było najgorsze. Dlatego chciałam się zabić. Tydzień po twojej śmierci chciałam nałykać się jakiś leków przeciwbólowych, ale Harry mnie nakrył i powstrzymał. Spytał wtedy "Dlaczego chciałaś to zrobić", a ja mu wtedy powiedziałam "Mam do pogadania z Bogiem". Harry zawsze przy mnie był. Pocieszał mnie i wycierał łzy. Wiedział wszystko co do moich uczuć i on też bardzo cierpiał. W końcu byliście przyjaciółmi.
Zdałam sobie sprawę, że prawdziwą wartość drugiego człowieka odkrywamy dopiero wtedy, kiedy już go nie ma. Jak skarb, który trzymało się w dłoni, ale bezwiednie pozwoliło mu się wyślizgnąć przez palce. To smutne. Tęskniłam za Tobą, kiedy uciekłam do Polski tylko, że to było kilka dni a nie reszta życia. Jedynie co mi po Tobie zostało to wspomnienia, zdjęcie i czarna bluza, którą dałeś mi pierwszego dnia kiedy się poznaliśmy.
Decydując się na znajomość z Tobą nie sądziłam , że narodzi się we mnie coś znacznie silniejszego. Tak długo nie mogłam się odnaleźć w uczuciach a kiedy w końcu to się stało, było już za późno. Po prostu... nie potrafię naprawiać swojego błędu.
Miesiąc temu zmarła Stephanie. Thomas na razie przebywa w domu dziecka. Złożyliśmy już papiery z prośbą o adopcję. Procedura właściwie trwa dość długo, ale wy to wy. Chłopcy są sławni. Jak ktoś ma pieniądze może dużo zdziałać. Powoli przygotowuję się do nowego życia. Nie wiem czy lepszego. Bez Ciebie to nie to samo. Przede mną rola matki zastępczej. Boję się. Nie chcę zawieść Toma. Szkoda, że Ciebie nie ma, wychowalibyśmy go razem.
Wstałam z ławki i zabrałam jedną marchewkę z grobu.
- Kocham Cię Louis, Królu marchewek - szepnęłam i odwróciłam się na pięcie.
Ruszyłam w kierunku wyjścia a wiatr niósł słyszalny tylko dla mnie dźwięk "Ja Ciebie też".

 THE END
____________________________________________

OCh Smutno mi! :C Ten blog był naprawdę czymś wielkim. Miałam tyle czytelników tyle wejść. Po prostu. Największe osiągnięcie mojego życia. W statystykach zdarzało się nawet, że było 1200 wejść na dzień. A teraz to wszystko się skończyło. Ta piękna historia dobiegła końca. 
Obiecałam Wam, że wszystkko Wam wytłumaczę, więc czytajcie:
Opowiadanie o Alex nie było zwykłym opowiadaniem. Nie chciałam tu zmyślać bezsensownych historii, które nie miały być celu. Każde działanie niesie za sobą skutki. Mam nadzieję, że mój blog też. 
Bop widzicie. Louis musiał umrzeć. Gdyby to się nie stało Historia by się nie dopełniła. O czym ja mówię? 
Chciałam Was czegoś nauczyć przez to opowiadanie. Może domyślacie się czego? Między innymi tego, że nie warto zwlekać z tym co ważne. Pozwolę sobie użyć słów księdza Jana Twardowskiego "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Można powiedzieć, że ten cytat prowadził mnie do końca tej historii. Teraz Alex ma nowe zadanie. Opiekę nad nieletnim Thomasem. Czy da sobie radę? Pozostawię to dla Waszej wyobraźni.
Nie będę pisać nowego bloga. Jeśli chcecie czytać nadal moje dzieła, zapraszam na:
http://zycie-to-jeden-wielki-bol.blogspot.com/
Nie sądzę żeby tamten blog odniósł taki duży sukces i nie sądzę żeby był aż tak popularny. Cóż, przeżyłam już chwilę wyższości. Właśnie tu. A moja godzina już minęła.
Nie będę Was prosiła żeby każdy z Was napisał byle coś jako świadectwo, że czytaliście, bo to tylko liczba. Ja wiem, że jest was dużo, bo po prawej jest ankieta. Wystarczy, że napiszecie " Dziękuję" jeśli to coś odrobinę dla  Was znaczy.
Teraz chciałabym wszystkim Wam podziękować za to, że czytaliście, wspieraliście i poganialiście. Za te ponad 1200 komentarzy ponad 70 tysięcy wejść i oddane głosy w konkursie. Wiecie jaka piosenka mi się teraz nasuwa? "Bielieve" Justina Biebera . Bo Nic bym nie osiągnęła gdyby nie Wy. 
Nie jestem pewna czy przeczytacie tą moją "krótką" notkę, ale to nic. Wystarczająco się ze sobą męczyliśmy :D

I LOVE YOU ALL
Majka 

czwartek, 27 września 2012

#30 - Potrzebuję Cię. Rozumiesz?

- Uhh! Zaspałam! - krzyknęłam na cały dom i w zawrotnym tempie znalazłam się w kuchni.
- Żaden inteligentny człowieczek nie mógł mnie obudzić? - spytałam wściekła wszystkich domowników
- A wczoraj mówiłaś żeby cię obudzić? - zainteresował się Zayn
- No nie bo myślałam, że sama wstanę
- O właśnie ! - Harry wskazał na mnie ręką
- No ale przecież Wam mówiłam, że musimy jechać po Stephanie i Thomasa - westchnęłam i wzięłam z talerza Nialla gorącego tosta
- Mówiłaś, jakoś... ej! Oddawaj moje śniadanie! - krzyknął Niall
- Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, że śniadanie powinno się jeść o trzynastej - powiedziałam i ugryzłam spory kawałek
- Obiad też mi się zmieści - powiedział Niall
- Tylko najpierw ten obiad musisz sobie zrobić - powiedział Liam
- Nie zrobiliście obiadu!? Co Ja teraz zrobię? Chcecie żebym umarł z głodu? - oparł głowę na rękach i zaczął lamentować
- Ogarnij się dzikusie - pacnęłam go w głowę
- Najpierw oddaj mi mojego tosta!
- A możesz się nim teraz wypchać - rzuciłam w niego tostem tak, że został mu na twarzy ketchup
- Milcz! - rozkazałam zanim się odezwał
- co to jest za sprawiedliwość - westchnął
- Więc tak jak mówiłam. Stephanie i jej koleżanka wybrały się za miasto ze swoimi wnukami na biwak i dziś wracają, więc miałam skombinować transport. To który z was mnie zawiezie ?- spojrzałam po wszystkich twarzach, ale nikt nic nie mówił
- Harry dlaczego codziennie rano widzę cię w samych bokserkach?
Chłopak wzruszył ramionami i uśmiechnął się
- Tak mi wygodnie
- Czyli nie mogę liczyć na waszą pomoc? - spytałam po chwili ciszy
- Fajnie. Może chociaż Louis mi pomoże - odezwałam się, nie doczekawszy się odpowiedzi
Wstałam z miejsca i ruszyłam w kierunku pokoju Louisa. Otworzyłam gwałtownie drzwi i weszłam tam tak szybko, że aż wpadłam na coś miękkiego.
- O Alex! - uśmiechnął się i korzystając z okazji, że stoję tak blisko przytulił się na powitanie
- Dobra, dobra bez tych czułości - odsunęłam się i oparłam o drzwi - pojedziesz ze mną po Stephanie? - spytałam
- Jasne
- Dziękuję! Uratowałeś mi życie- uśmiechnęłam się i pod wpływem impulsu sama się do niego mocno przytuliłam
- Alex, ja muszę Ci coś...
- Nie ma czasu ! Później. Teraz się ubierz się i czekam na dole- odkleiłam się po niego i pobiegłam do swojego pokoju. Ubrałam szare spodnie dresowe i białą bluzę z kapturem. Szybko rozczesałam włosy i zeszłam na dół. Louis już czekał w samochodzie.
- Dzięki za pomoc- krzyknęłam na cały dom i wyszłam.
Wsiadłam do auta i zapięłam pas.
- Dokąd? - spytał Louis
- Za miasto, w tamtym kierunku - wskazałam ręką
Pogoda była koszmarna. Lało tak, że z oddali ciężko było cokolwiek dojrzeć.
- Ciekawe czy na tamtym biwaku też mają taką pogodę - westchnęłam
Louis milczał. Wyglądał na bardzo zamyślonego. Domyślam się, że nawet nie słyszał moich słów. Oparłam głowę o szybę i Przyglądałam się dwóm ścigającym się kroplom deszczu. Dzisiejszy dzień był naprawdę ponury aż człowiekowi robiło się smutno. Zimno i mokro. To jest to czego nie lubię najbardziej. Usłyszałam dźwięk telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni bluzy i odebrałam.
- No cześć Alex. Tu Stephanie. Wyjechaliście już? - spytała
- Cześć. Tak jakieś pięć minut temu.
- Dopiero?
- Oj no zaspałam - wywróciłam oczami
- No już dobrze - zaśmiała się
- Tam też tak pada?
- Leje jak z cebra.
- To jak tam z tym waszym biwakiem?
- Jesteśmy w leśniczówce. Bardzo miły ten leśniczy.
- No to nie jest źle.
- To wy jedzcie spokojnie
- No dzięki
- Do zobaczenia
- Pa
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni.
Długo jechaliśmy przez miasto. Londyn jest naprawdę bardzo duży. Po za tym, chwilami robiły się strasznie długie korki. Mieliśmy szczęście, że dzisiaj był mały ruch.
Jeśli chodzi o to jak długo już mieszkamy u chłopaków. Minął już chyba jakiś miesiąc. Nie jest tak źle jak myślałam. Dużo melanży, gry w pokera na jedzenie, oglądanie filmów do późna, bitwy na jedzenie i spanie do południa. Właściwie One Direction miało dużo wolnego w te wakacje. Czasem tylko jeździli do studia. Dwa dni byli na nakręcaniu teledysku do ich nowego singla. Jakoś nie specjalnie mnie to interesowało.
Nic się nie zmieniło. Nadal bardzo lubię Louisa i chyba trochę za bardzo, ale nic wielkiego się nie zdarzyło. Trudno mi było patrzeć na czułości Avy z Lou. W takich chwilach często wychodziłam na deskę albo namawiałam chłopaków na grę w pokera na jedzenie. Nialla zawsze najtrudniej było przekonać. Oczywiście on wpadł na ten pomysł i jako pomysłodawca nie mógł się doczekać pierwszej rundki. Później już mu się odechciało. Najczęściej wygrywał Zayn, ale było tyle żarcia, że sam nie mógł zjeść. W takim przypadku albo my mu pomagaliśmy, albo robiliśmy sobie walkę na jedzenie. Tylko trudniej było później sprzątać.
Maisie i Jeremy. Mam udawać czy mówić prawdę? Cieszę się, że w końcu się rozstali. Właściwie jemu chyba tak bardzo nie zależało albo przestraszył się moich gróźb. U chłopaków był tylko raz, ale wtedy ostro go potraktowałam. Maisie już się z niego wyleczyła i całe szczęście, bo na tego gościa już nie mogę patrzeć.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Louisa.
- Zerwałem z Avy
Podniosłam głowę wyżej, ale akurat najechaliśmy na nierówność i uderzyłam głową o szybę. Wyjechaliśmy już z miasta.
Miałam ochotę skakać, piszczeć i klaskać w dłonie przez to co usłyszałam, ale zamiast tego zachowałam powagę i siląc się na obojętny ton powiedziałam:
- Czemu to mnie niby miałoby interesować?
Kątem oka widziałam jak Louis mocno zaciska palce na kierownicy
- Wiesz, czasem mam wrażenie, że traktujesz mnie jak kogoś więcej, rozumiesz? Patrzysz na mnie jakby coś między nami mogło być, a czasem zachowujesz się zupełnie odwrotnie jakbyś miała w dupie cały świat, a mnie w samym centrum.
- I co? Teraz masz zamiar powiedzieć mi jaka jestem arogancka, pusta i samolubna?
- Nie. Najukochańsza na świecie - wyszeptał, ale na tyle głośno, że mogłam go usłyszeć
- No dobrze więc kiedy i dlaczego z nią zerwałeś?
- Jakiś tydzień temu - zamilkł.
Wyglądał teraz bardzo poważnie. Zbyt poważnie. Milczał. Tak jak na początku, jakby zbierał myśli.
- Dlaczego? - powtórzyłam pytanie
- Dlaczego... To naprawdę bardzo skomplikowane - westchnął
- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? - upewniłam się
- Tak. Nie. Nie wiem
- Nie musimy rozmawiać
- Nie. Od dłuższego czasu chciałem ci to w końcu powiedzieć, ale nie miałem na to tyle odwagi
- Przerażasz mnie
Zaśmiał się krótko.
- To nie takie proste. Nie kocham Avy. Nigdy jej nie kochałem.- przyznał
- W takim razie po co z nią byłeś? - zbił mnie z tropu, ale jednak ostatnie zdanie dziwnie na mnie podziałało. Jakby mnie to uszczęśliwiło.
- Chciałem... myślałem, że to zmieni moje uczucia do pewnej dziewczyny
- I zmieniło?
- Nie. Kiedy całowałem Avy, myślałem o tej dziewczynie, kiedy przytulałem Avy, myślałem o tej dziewczynie.
- A teraz?
- Wciąż czuję to samo
- A mogę wiedzieć kim jest ta dziewczyna? - byłam tego bardzo ciekawa i tak naprawdę żałowałam, że nie mówił o mnie.
Odchrząknął żeby uwolnić gardło od nerwowej chrypki i powiedział cicho:
- Ma na imię Alexandra. Alexandra Courtney Nowak. Czerwonowłosa dziewczyna o pięknych niebieskich oczach, ślicznym uśmiechu i o ostrym charakterze. Uwielbiam ją za jej temperament, podejście do życia i wkurzający sposób bycia. Nie wiem jak to się stało, ale chyba oszalałem na jej punkcie
Przez chwilę milczałam. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.
- Może faktycznie powinniśmy odłożyć tę rozmowę na później - tylko tyle zdołałam powiedzieć
Louis pokiwał głową i skupił swoją uwagę na drodze. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Znowu przykleiłam się do szyby.
Tak jak mówił Louis. To nie jest takie proste. Analizowałam sobie wszystkie chwile z Louisem. Nawet te kiedy o nim myślałam, tęskniłam. Wszystko uderzało z podwójną siłą.
- Louis...- zaczęłam, ale nagle zobaczyłam stojącą na drodze przed nami mają sarenkę - Louis uważaj!
Chłopak w ostatniej chwili gwałtownie obrócił kierownicą, ale stracił panowanie nad samochodem. Wpadliśmy w poślizg. Louis mocno zahamował, a auto zrobiło kilka kółek na śliskiej szosie. Ostatecznie stanęliśmy w poprzek drogi. Dobrze, że nic nie jechało bo spowodowalibyśmy wypadek.
Nic nam się nie stało. Dopiero teraz zorientowałam się, że trzymam Louisa za przedramię.
Spojrzałam na Louisa. Ciężko dyszeliśmy. Mimo wszystko uśmiechnęłam się wdzięczna, że nic nam się nie stało. Nie byliśmy w stanie wydusić ani słowa. Louis splótł palce z moimi i pocałował mnie w dłoń.
Nagle usłyszeliśmy przeraźliwie głośny dźwięk klaksonu. Spojrzeliśmy na drogę. Było już za późno. Tir był zbyt blisko i jechał zbyt szybko. Popchnął samochód do tyłu z dużą siłą. Uderzyliśmy z wielką siłą w przydrożne drzewo. Tir przycisnął nas do drzewa tak, że odległość między Louisem a mną znacznie się zwiększyła. Lou ucierpiał najbardziej. Uderzył się o szybę. A odłamki zmiażdżonej szyby przekuły mu skórę, podobnie jak mi. Nogi miał przyciśnięte tak, że zapewne nie mógł się wyswobodzić. Z resztą i tak nie mieliśmy dostępu do drzwi.
- Żyjesz? - spytałam zdenerwowana.
- Jeszcze - jęknął
- co Jest?
- Nie mogę... ciężko mi łapać powietrze.
- Nie wiadomo czy nie ma żadnych ran wewnętrznych
Lou zaczął kaszleć krwią, a z nosa i z uszu zaczęła mu lecieć ta sama wydzielina
- Może yyy...
- Nic wam się nie stało?- odezwał się jakiś facet. Prawdopodobnie kierowca ciężarówki.
- Proszę zadzwonić po pogotowie i straż pożarną- odpowiedziałam
Ścisnęłam mocno dłoń Lou
- Będzie dobrze. Wyjdziemy z tego.
- Powinniśmy... dokończyć rozmowę
- Później Louis. Nie męcz się.
- nie. Musimy teraz. Kurde... nie... wiem jak to powiedzieć.
 Under the lights tonight
You turned around
And you stole my heart
With just one look
When I saw your face
I fell in love
It took a minute, girl
To steal my heart tonight
With just one look, yeah
Been waiting for a girl like you -
zaśpiewał

- ale beznadzieja - uśmiechnęłam się lekko
- ale szczera ta beznadzieja. Słuchaj Lexi. Ja nie mogę. Za bardzo boli. To chyba koniec.
- Nie Louis, nie mów tak. Całe życie przed tobą!
-Lexi! Mówię serio!
Poczułam na policzku ciepłe łzy
- Płaczesz?
- Nie, ja tylko zamontowałam sobie zraszacze żeby oczy mi nie wyschły
- Pierwszy raz widzę jak płaczesz. Słuchaj... ałć... powiedz chłopakom, że ich kocham. I Ciebie. Lexi pamiętaj. Kochałem cię, kocham i będę kochać. Pamiętaj o tym proszę.
- Ej Louis ja też ci coś powiem. Przepraszam. Za długo od ciebie uciekałam.
- Jak długo?
- O kilka milionów uderzeń serca za długo . Ale teraz. Kurwa Louis nie zostawiaj chłopaków, nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię , tak jak ludzie potrzebują tlenu, tak jak rośliny potrzebują słońca, tak jak dzieci miłości, potrzebuję Cię. Rozumiesz?
Pocałowałam go w usta. Czułam smak jego krwi, ale nic mnie to nie obchodziło. Chciałam żeby żył żeby był.
Oderwałam się od niego. Ale on już powoli zamykał oczy. Zdążył niemo poruszyć ustami i zamknął oczy.
- Lou! Nie zasypiaj! Nie zasypiaj! - wrzeszczałam uderzając go otartą ręką po twarzy. Ale nie reagował.
Odpięłam jego pas i przysunęłam już bezwładne ciało do siebie. Przytuliłam go wyjąc jak dziki bóbr, wyciskając wszystkie łzy, które gromadziłam przez trzy lata. Dla niego. Chcę się obudzić. Chcę żeby to był koszmar. Niestety to ponura rzeczywistość...

___________________________________

PRZEPRASZAM Was za ten ostatni rozdział. 
Kurdę żałuję, że to już koniec. :/
I  jeszcze chcę wam powiedzieć, że nie będę pisać że to jej zły sen. To mało... hmmm. orginalne. To już postanowione 

Z boku jest ankieta. Zagłosujcie, którą piosenkę chcecie usłyszeć w epilogu, który pojawi sie prawdopodobnie w sobotę ;*

NIE ZABIJAJCIE MNIE ZA TO TAMTO NA GÓRZE "D
To nie było takie proste zabić Louisa ;C i jest mi bardzo smutno :C

Kocham, 
Majka <3

sobota, 22 września 2012

#29 - Pomóż mi odnależć cię w uczuciach...

Wracałam do domu przez mokre ulice Londynu. Właściwie to będzie moje ostatnie wejście do tego domu. Maisie odeszła od nas. Właściwie to od Caroline. Został jeszcze miesiąc wakacji a moja kuzynka zostanie do samego końca. Jakoś na początku mi się to nie uśmiechało, ale zdążyłam się już do niej przyzwyczaić i polubić ją. Tak, chyba zmieniam nastawienie do ludzi. Nie nienawidzę ich. Jak to się stało i kiedy? Nie mam pojęcia. Ale gdyby dwa miesiące temu ktoś powiedziałby mi, że zamieszkam z przygłupami, zafundowałabym mu bilet do psychiatryka w jedną stronę. A teraz? Nadal nie rozumiem jak ja z nimi wytrzymam. Właściwie oni sami wyszli z propozycją zamieszkania. Chciałam tylko żeby pozwolili Maisie u siebie zamieszkać, ale oni zaproponowali żebyśmy obie się u nich zatrzymały.
Doszłam do domu i pewnie otworzyłam drzwi. Z kuchni dochodziła rozmowa reszty domowników.
Przeszłam bez słowa przez kuchnie nie patrząc nawet na Caroline.
Skierowałam się do swojego pokoju i weszłam prosto do garderoby. Spakowałam wszystkie ciuchy. W drugą walizkę wpakowałam moje full capy, i pięć najlepszych desek. W karton włożyłam Frogusia i wszystkie ramki ze zdjęciami z tatą. Wyciągnęłam jeszcze z szafki markera i wielkimi, drukowanymi literami napisałam słowo "ŻEGNAJ" w języku polskim. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer do Maisie
- halo? - usłyszałam głos mojej kuzynki w telefonie
- Cześć Maisie. Weź powiedz któremuś przygłupowi żeby przyjechał po moje rzeczy - odezwałam się do dziewczyny
- Ale chłopaki zabrali mnie do centrum
- Wszyscy? - zdziwiłam się - i Nie pomyśleliście, że ktoś mógłby mi pomóc z tymi rzeczami?
- Nie. Louis został - oznajmiła
- To ja może zadzwonię do Louisa. Pa - powiedziałam szybko i się rozłączyłam żeby czasem nie usłyszała mojego drżącego głosu.
- Louis? - odezwałam się kiedy wybrałam połączenie
- Cześć Alex
- Mógłbyś po mnie wpaść? Nie zabiorę się sama na pieszo - starałam się żeby mój głos brzmiał najbardziej obojętnie, ale chyba tak nie było
- No nie wiem - zaczął się ze mną droczyć
- Mam cię błagać na kolanach? - zaśmiałam się
- Wystarczy poprosić
- Proszę?
- Tak lepiej. Zaraz będę
- Okey. Czekam
Rozłączyłam się i uśmiechnęłam się do telefonu na samą myśl o tym z kim rozmawiałam przed chwilą.
Wzięłam karton pod pachę i jedną walizkę i powoli zeszłam na dół.
- Ty też? - usłyszałam zniecierpliwiony głos Caroline
- Co? - odłożyłam walizki w kąt i skierowałam się do lodówki. Wyjęłam z niej karton mleka i upiłam łyka.
- Ty też się wyprowadzasz? - westchnęła
- Jak widać
- Dlaczego?
- Już wcześniej powinnam to zrobić. Nie uważasz że się tylko ze sobą męczymy?
- Ale przecież jestem twoją matką
- Może jesteś może nie. Zależy z której strony patrzysz - wzruszyłam ramionami - A gdzie masz Clarka? - spytałam od niechcenia
- Rozmawia z Daisy
- Na temat seksu w wieku dziecięcym? - zakpiłam
- Daisy ma osiemnaście lat i przestań sobie z niej żartować
- Czemu ją bronisz? Wiesz co ona zrobiła Maisie? Wiesz, ale masz to w dupie bo oczywiście ważniejsza jest ta dziewucha! Nie wiem czy pamiętasz, ale Maisie to córka twojego brata.
- Od kiedy ty lubisz rodzinę Smithów?
- Nie lubię was, ale Maisie jest inna niż wy. Niż ty
- Dlaczego ty mi zawsze wypominasz przeszłość? - spytała z wyrzutem
- Teraz już nie będziesz musiała się nad tym zastanawiać przecież już mnie tu nie będzie
- Nie odpowiedziałaś mi dlaczego chcesz odejść
- Nie cierpię ciebie, Daisy i Clarka po za tym musiałabym się powstrzymywać żeby czasem nie przypierdolić tej laluni
- Wiem, że masz do mnie urazę o to, że was zostawiłam, ale...
- wow! Amerykę odkryłaś - zakpiłam
- Daj mi dokończyć. Spróbuj mnie zrozumieć. Miałaś szesnaście lat, prawda? I jak byś się zachowała gdybyś się dowiedziała, że jesteś w ciąży?
- Na pewno nie tak jak ty - zapewniłam
- ale...
- ostatecznie mogę cię zrozumieć. Byłaś tchórzem, bałaś się odpowiedzialności i w ogóle, ale nigdy nie zrozumiem dlaczego odeszłaś od taty? Przecież on cię tak bardzo kochał albo dlaczego zostawiłaś mnie w tym ośrodku dla trudnej młodzieży?
- To...- zaczęła, ale nie skończyła bo jej uwagę odwrócił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je a w progu stał uśmiechnięty Louis.
- Wejdź- zaprosiłam go do środka
- Jedna walizka jest w moim pokoju a druga w kuchni - powiedziałam - Trafisz?
Chłopak kiwnął głową i poszedł na górę a ja wróciłam do kuchni
- Powiesz mi chociaż gdzie teraz zamieszkasz? - spytała Caroline
- To bez znaczenia
- A kim jest ten chłopak?
No właśnie, kim dla mnie jest Louis? Przyjacielem? Kolegą? Kimś więcej? Nie umiem tego określić. Zgubiłam się w sobie.
- Zamieszkam z przyjaciółmi. Louis to mój przyjaciel - powiedziałam próbując zamaskować swoją niepewność
- Żegnaj - odezwałam się, wzięłam karton pod pachę i wyszłam z domu kierując się do samochodu Louisa, który już na mnie czekał.
- Jesteś tego pewna? - spytał Louis gdy tylko zajęłam miejsce pasażera
- Proszę cię, nic mnie tu nie trzyma. Jedź - ponagliłam go.
Jechaliśmy w milczeniu od czasu do czasu dyskretnie na siebie spoglądając
- Jesteśmy na miejscu - odezwał się w końcu
Wyszłam z samochodu wzięłam karton i złapałam za rączkę walizki w tym samym czasie co Lou w skutek czego dotknęliśmy się dłońmi.
Mój wzrok powędrował w górę, na niebiesko- zielone oczy chłopaka. Uśmiechnęłam się delikatnie i zabrałam swoją rękę speszona.
- Weźmiesz te dwie walizki? - spytałam
Chłopak kiwnął głową i zabrał się za bagaż
- Poczekaj! Dom jest zamknięty - powiedział i rzucił mi klucze
- dzięki - mruknęłam i otworzyłam drzwi szeroko, tak żeby Lou mógł swobodnie przedostać się przez próg
- To gdzie będę teraz mieszkać? - spytałam
- W pokoju gościnnym razem z Maisie. Nie przeszkadza Ci to? - oznajmił chłopak
- Nie
- To tu - powiedział i postawił walizki na środku pokoju - Tutaj masz szafkę na ubrania - pokazał mi ręką - Maisie już się rozpakowała. Pomóc ci?
- Jeśli chcesz
Otworzyłam jedną walizkę, w której były ubrania
- w tych dwóch walizkach masz ciuchy? - spytał
- Nie . Tylko w tej.
- A co jest w tej drugiej?
- afrykański gatunek jadowitego węża - powiedziałam udając powagę
- Serio?
- Nie - zaśmiałam się - No otwórz - uśmiechnęłam się
Chłopak powoli i niepewnie zrobił to co powiedziałam i zaśmiał się wraz ze mną kiedy tylko zobaczył czapki i deskorolki
- Ale fajne - przyznał
- Wiem
- Ta mi się najbardziej podoba- wskazał niebieską czapkę z New Yourkera z daszkiem w czarno-białą kratkę. Natychmiast ją przymierzył i stanął przed wiszącym na ścianie lustrze
- Ładnie Ci - przyznałam- tylko przydałby się większy rozmiar
- Dzięki - uśmiechnął się i zabrał się za karton
- To zostaw - odezwałam się, ale nawet nie zareagował
Po chwili trzymał w ręce moją maskotkę - Frogusia
- Trzymasz jeszcze misie? - zaśmiał się
- To prezent od taty - powiedziałam, ale nie zabrałam mu pluszaka. Ufam mu.
Odłożył żabkę na łóżko i zabrał się za wyciąganie ramek ze zdjęciami.
- Na wszystkich zdjęciach jesteś ty i twój tata?- zainteresował się
- Tak
- Jesteś blondynką!- krzyknął zafascynowany
- z natury tak
- Dlaczego się przefarbowałaś?
- Bo mi nieładnie w blondzie. Lepiej w czerwonym
- Wcale nie. Ładnie Ci tak i tak
- Wolę czerwień
Louis uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Opowiesz mi o swoim tacie? - zainteresował się
To pytanie bardzo mnie zaskoczyło i zdziwiło
- Jeśli nie chcesz to nie musisz - dodał po chwili
- Nie, w porządku. To przecież nic złego. Był wspaniały! Miał na imię Karol i pochodził z Polski. Najlepszy tata na całym świecie. Dużo się ze mną bawił i rozmawiał. Kupił mi pierwszą deskę i był bardzo wyrozumiały. Umarł trzy lata temu. Miał wtedy 32 lata.- zamilkłam
- Na co?
- Miał raka. Było już za późno. Kocham go i wiem, że jest w niebie. Najlepszy człowiek na świecie - powiedziałam włożywszy ostatnie ubranie do szafki.
- Przykro mi
- To nic. Tak musiało być- wzruszyłam ramionami
- To już wszystko - wstałam i przeciągnęłam się - Aha, zostały jeszcze te ramki. Podasz mi?- zwróciłam się do Louisa, który podawał mi zdjęcia po czym ja ustawiałam je na regale
- Wiesz co Alex? - spytał gdy podał mi ostatnią ramkę
Wstał i niespokojnie przeszedł się w kółko po pokoju.
- No powiedz to w końcu- odezwałam się z niecierpliwiona
- Bo wiesz, ja naprawdę cię bardzo lubię
Spojrzałam na niego i podeszłam bliżej. Przytuliłam go a on chyba był bardzo zdziwiony i nie wiedział co zrobić.
- Ja ciebie też, Lou - wyszeptałam blisko jego ucha. Wtedy on też mnie objął. Uśmiechnęłam się czując jego dotyk na swoim ciele.
- Mam was! - krzyknął Harry otwierając szeroko drzwi jednocześnie pstrykając zdjęcie aparatem.
Odsunęłam się od Louisa i spytałam Harry'ego:
- Skąd ty się tu wziąłeś?
- Już wróciliśmy, ale aparatu wam nie oddam
- A czy ja w ogóle go chcę? - powiedziałam obojętnie - Wisi mi to co zrobisz z tym zdjęciem i aparatem. Mam to gdzieś
- Jak chcesz - wzruszył ramionami
- Kupiliście mi marchewki?- spytał Louis
- Są w kuchni
Chłopak wybiegł z pokoju zostawiając mnie samą z Harry'm
Loczek śmiesznie poruszył brwiami i usiadł obok mnie na łóżku
- Co?
- Coś między wami jest? - zainteresował się
- Skąd ten pomysł?
- Już drugi raz przyłapałem was jak się przytulaliście
- Tak tylko po przyjacielsku- wzruszyłam ramionami
- Podobno jesteśmy przyjaciółmi. Możesz powiedzieć mi wszystko
- Nic nas nie łączy, rozumiesz? On nie zdradza Avy
- Nie chodzi mi o to, Alex. Tylko o to, że ty coś do niego czujesz - odezwał się
- Nie, Harry. Chyba nic. Nie jestem pewna - powiedziałam zrezygnowana- muszę się przewietrzyć - wyszłam z pokoju kierując się na mokre ulice przytłaczającego Londynu.


_____________________________________

Cześć, kochane ;**
Coraz bliżej koniec. bardzo blisko.
I to nie dlatego, że ktoś powiedział coś tam.
Nie chciałam wlec tego opowiadania w nieskończoność. Już od początku wiedziałam co będzie i jak się skończy. To było zaplanowane.  Bardziej się boję że znienawidzicie mnie za końcówkę, którą wymyślę, ale to szczegół.
Tamta ostania notka nie dotyczyła tego, że macie do mnie pretensje, że długo nie dodaje. Tylko dlatego, że myślicie, że mam Was w dupie. To nieprawda. Ja was kocham <3 

sobota, 15 września 2012

#28 - Lepiej wyjdź zanim ci przypierdole!

- Maisie zaczekaj! - krzyknęłam za nią, ale nie zdołałam przekrzyczeć muzyki.
Zerknęłam przelotnie w kierunku, który był tak strasznie bolesny dla mojej kuzynki. Ścisnęłam mocno palce formując je w pięść. Szukałam wzrokiem Maisie, ale nigdzie nie mogłam jej dostrzec w tłumie spoconych ciał. Wstałam z miejsca i z trudem powstrzymałam się żeby czasem nie uderzyć tego dupka w jego krzywy ryj.
Ruszyłam w stronę, w którą odeszła moja kuzynka ignorując wołania Harry'ego i Eddy'ego.
- Co się stało? - usłyszałam czyjś głos tuż nad moim uchem i ciepło oddechu na swoim karku. Przez ciało przebiegł mnie przyjemny dreszcz, ale wypadałoby wrócić do rzeczywistości.
Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku i ujrzałam przed sobą twarz zaniepokojonego Louis'a.
Poczułam nagły przypływ złości. Sam widok całujących się Jeremy'ego i Daisy nie rozwścieczył mnie jak ten.
- Nic - warknęłam i chciałam odejść kiedy Lou przytrzymał mnie za przedramię.
- Przecież widzę - zmartwił się chłopak i dyskretnie chwycił mnie za rękę
- Tobie nic do tego! Lepiej zajmij się swoją dziewczyną! - krzyknęłam choć chwilę potem pożałowałam tych słów, widząc jaki smutek sprawiłam Louis'owi. Mimo wszystko nie wycofałam się. Ruszyłam w kierunku wyjścia nie obracając się za siebie w obawie, że moje spojrzenie może zdradzić moją zmianę nastroju. Przelotnie spojrzałam na stojącą z boku Avery, która kierowała się w stronę Tomlinsona. Prychnęłam pod nosem, a ja już nie przejmowałam się smutkiem chłopaka.
Przecież Avery go pocieszy - pomyślałam i obróciłam się by spojrzeć ostatni raz na Lou.
Avy ciągnęła go do tańca, a on ze smutnym wyrazem twarzy szedł za nią. Nasze spojrzenia się spotkały, ale zaraz odwróciłam wzrok i przyspieszyłam kroku.
Ta Avery jest ślepa, że nie widziała jego przygnębienia?
Zaraz pokręciłam energicznie głową jakby to miało mi w czymś pomóc i dopadłam drzwi.
Wyszłam z domu i rozejrzałam się niecierpliwie po okolicy. Westchnęłam, nie mogąc odnaleźć wzrokiem Maisie po czym ruszyłam w kierunku swojego domu. Biegłam coraz szybciej aż w końcu dostrzegłam sylwetkę młodej dziewczyny. Jej srebrny top połyskiwał wśród świateł latarni. Szła bosymi stopami po chodniku a w rękach trzymała swoje nowe szpilki od Gucciego. Podbiegłam do niej i jak nigdy dotąd przytuliłam ją żeby choć trochę dodać jej otuchy, ale wyszło odwrotnie. Maisie zaczęła coraz bardziej płakać zostawiając na policzku czarne ślady.
Zaklęłam pod nosem. Nie wiedziałam czy to dobry sposób żeby ją pocieszyć a teraz wątpiłam w to coraz bardziej.
- Chodźmy do domu - powiedziałam ostrożnie odsuwając się od kuzynki
Maisie pociągnęła nosem i powoli ruszyła ze mną w stronę domu.
Nie mówiłam nic. Nie wiedziałam jak powinnam zachować się w takiej chwili. W końcu nie zdażyło mi się pocieszać zdradzonej osoby. Właściwie to nigdy nie obchodził mnie los innych. Chyba coś się ze mną działo skoro troszczyłam się o kuzynkę, którą jeszcze jakiś czas temu uważałam jako debilkę. Przecież nosi nazwisko Smith na pewno jest pustą idiotką - do niedawna właśnie tak o niej myślałam, ale ona nie była taka jak Caroline. Chociaż tak naprawdę nie znam mojej matki. Czemu ja dzisiaj jestem taka wspaniałomyślna?
Dotarliśmy do domu i wyciągnęłam klucze z kieszeni i otworzyłam dom. Zaprowadziłam kuzynkę do kuchni, gdzie zastaliśmy śmiejących się Caroline i Clarka. Na ich widok Maisie wybuchnęła głośniejszym płaczem. Posadziłam ją na krześle przy stole. Wyciągnęłam dwie szklanki z szafki i nalałam do nich zimnego mleka.
- Co się stało? Gdzie Daisy?- spytała przejęta Caroline.
Myślałam, że moja kuzynka nie może bardziej płakać, ale myliłam się.
- Możesz się zamknąć z łaski swojej ? - rzuciłam w stronę Caroline i postawiłam przed Maisie szklankę mleka, którą wypiła na poczekaniu.
- Gdzie Daisy? - spytała ponownie matka
- Kurwa, nie widzisz, że ona przez Ciebie bardziej płacze? - uderzyłam głośno dnem szklanki o stół - Mówiłam ci, że nie będę niańczyć tej debilki. Chyba nie myślałaś, że zmienię zdanie - powiedziałam
- Nie sądziłam, że ty będziesz miała na nią oko, ale Maisie? Przecież ona jest bardziej odpowiedzialna od ciebie
- Zamknij się! Nie widzisz w jakim ona jest stanie? - wskazałam na zapłakaną Maisie
- A to wszystko dzięki twojej idealnej córeczce, Clark - zakpiłam
- Nie przypominam sobie żebyśmy byli na "Ty", gówniaro - powiedział rozzłoszczony mężczyzna
- Gówniarą to może być twoja córeczka. Ode mnie się odpierdol. Mam wystarczająco problemów. Po co mam sobie zawracać głowę tobą i Daisy?
- Powiedz chociaż co się stało - odezwała się Caroline
- Myślę, że Daisy wytłumaczy wam to lepiej - powiedziałam i wzięłam za rękę moją kuzynkę
- Chodź, Maisie - zachęciłam ją i ruszyłam z nią do swojego pokoju
Wręczyłam jej piżamy.
- Umyj się Maisie. Nie chcę cię bardziej dołować, ale wyglądasz strasznie - powiedziałam
Dziewczyna pociągnęła jeszcze nosem po czym udała się do łazienki tak jak jej przykazałam.
Westchnęłam i potarłam swoje skronie. Strasznie mnie bolała głowa. Nie miałam na nic siły. Przebrałam się szybko w piżamy i czekałam na moją kuzynkę, która po chwili stanęła w drzwiach w różowym komplecie. Nie miała już rozmazanej od tuszu twarzy. Próbowała się uśmiechnąć, ale wychodziło jej to gorzej niż mogła to sobie wyobrazić.
Posunęłam się jej i położyła się obok mnie na łóżku.
- On... oni... oni się całowali, widziałaś to, prawda? - zagadała Maisie
- Tak, widziałam, ale nie myśl już o tym - powiedziałam
Dziewczyna zaczęła na nowo płakać. Odwróciła się do mnie plecami. Podałam jej moją maskotkę- Frogusia do którego się mocno przytuliła. Po chwili spała już spokojnie. Tylko ja nie mogłam zasnąć. Obracałam się w każdą stronę, ale żadna pozycja nie ułatwiała mi zasypiania. To niesprawiedliwe, że myślę tyle o Louisie. Po jakimś czasie zasnęłam, ale moje myśli nadal były przy jednym i tym samym.



Następnego dnia Maisie już nie płakała. Tylko po tym jak jej powiedziałam, że miałam rację co do Jeremy'ego. Jakoś nie najlepiej idzie mi jej pocieszanie i jak przypomina mi się tekst Louis'a "Byłabyś dobrą przyjaciółką" To mam ochotę śmiać się wniebogłosy.
Maisie nie rozmawiała z Daisy. Tej głupiej blondynce zakazałam wychodzić z pokoju. Cały dzień Jerry próbował dodzwonić się do mojej kuzynki, ale w końcu wyłączyła telefon.
Właściwie Maisie cały dzień spędziła przed telewizorem jedząc mnóstwo lodów.
Była już godzina 17. Caroline już wróciła z pracy podobnie jak Clark kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Nie wiedziałam kogo mam się spodziewać choć to chyba było oczywiste.
- Edward? - spytałam gdy otworzyłam drzwi
- Nie, Jeremy - odezwał się gość
- Lepiej wyjdź zanim ci przypierdole! - ostrzegłam go trochę za głośno niż zamierzałam
- To, że mnie nie lubisz nie znaczy, że nie mogę przychodzić do mojej dziewczyny - Jerry oparł się o framugę drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- O której dziewczynie mówisz, bo chyba nie o mnie - powiedziała Maisie
Natychmiast odwróciłam się i spojrzałam na moją kuzynkę. Zauważyłam jak jej dolna warga lekko drga a oczy powoli zachodzą łzami.
- Czyli, że Daisy już Ci powiedziała - mruknął Jerry - Posłuchaj Maisie, ja naprawdę nie wiem dlaczego ja się z nią przespałem to był błąd, ale...
- Przespałeś się? -krzyknęła Maisie
Jeremy zrozumiał, że popełnił błąd.
- Maisie, proszę...- zaczął chłopak
- Wynoś się z tego domu! - wykrzyczała Maisie cała zalana łzami - Wynoś się! - zaczęła go bić na ślepo
Westchnęłam, widząc, że dla chłopaka to tylko jak ukąszenie komara.
Odciągnęłam moją kuzynkę od niego po czym stanęłam przed chłopakiem.
- Jeszcze coś? - spytałam zdenerwowana
Chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął usta i obrócił się na pięcie
- Jeremy! - zawołałam za nim.
Chłopak odwrócił się z nadzieją , że ma we mnie sprzymierzeńca
- Chyba zapomniałeś o swoim prezencie - powiedziałam i z całej siły uderzyłam go z pięści w twarz. Chłopak żeby nie stracić równowagi musiał przytrzymać się drzwi. Z nosa zaczęła mu lecieć krew. Popatrzył się na mnie gniewnie po czym odwrócił się i wyszedł z naszego domu.
Szybko pobiegłam do swojego pokoju sprawdzić jak się czuje Maisie.
Gdy weszłam do pomieszczenia Maisie przepełniona złością zaczęła ciskać ubraniami do walizki.
- Co ty robisz? - spytałam zdezorientowana
- Pakuje się, nie widać?
- Tak, ale wracasz już do domu?
- Nie, Nie wiem, może. Ale na pewno nie będę z nią mieszkała w jednym domu! - krzyknęła
Maisie zapięła walizkę i chwyciła za rączkę
- A może chłopaki, no wiesz Przygłupy pozwolą żebyś z nimi została - zaproponowałam
- Wątpię - powiedziała cicho
- Zawsze warto spróbować - zachęciłam ją
- No dobrze
Zeszłyśmy na dół gdzie w kuchni spotkałyśmy Daisy i Caroline
- Maisie! Wyjeżdżasz? - spytała zdziwiona Caroline
- Dlaczego?- spytała, nie doczekawszy się odpowiedzi
- Nie będę mieszkać pod jednym dachem z dziewczyną, z którą zdradził mnie mój chłopak - powiedziała i ku mojemu zaskoczeniu przełknęła łzy i ruszyła ku wyjściu z domu
- Że Daisy? To niemożliwe - sprzeciwiła się kobieta
- Zamknij już te swoją jadaczkę. Mam już dość tego, że Daisy stawiasz na piedestale. Nie chodzi tu o mnie, bo ja mam was w dupie, ale o Maisie. Nie widzisz jak ona się czuje? - powiedziałam i wybiegłam z domu za moją kuzynką


________________________________

Rozdział pisany na szybko i wyszedł krótki. Nie mam dzisiaj czasu jeszcze muszę napisać referat z biologi. 
Jeśli tak bardzo się ze mną męczycie to nie musicie czytać tego badziewia. 
Nie musicie głosować na mój blog, jesli to waszym zdaniem egoistyczne z mojej strony. To była prośba. Może ja to źle napisałam albo wy żle zinterpretowaliście. 
Ale spokojnie, jeszcze jakieś pięć rodziałów i już mnie tu nie ma. Nie będziecie musieli mnie przeklinać, że tak żadko dodaje rozdziały. 
Nie wiem co wy sobie tam o mnie myślicie, ae ja naprawdę częściej rozdziałów dodawać nie mogę. Jeśli mnie nie znacie nie ustalajcie z góry, że mam w dupie Was i ten blog, bo tak nie jest. 
I nie jestem tylko na tym blogu ale na tamtym też. 
Dzięki za wyrozumiałość...

niedziela, 9 września 2012

Siemka!

Zgłosiłam moj drugi blog do konkursu
http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/2012/09/lista-zgoszonych-blogow-do-konkursu.html
Mój numerek to 8
Jakoś nie specjalnie wierzę w to, że znowu wygram, ale zawsze warto spróbować :)

Chciałabym jeszcze Was poprosić o głosy na moją przyjaciółkię Karlee
Jej numerek to 9
Bardzo mi zależy na głosach bo to właśnie ja ją w to wkręciłam. Ona o tym wszystkim sie dowiedziała właśnie przed chwilą. Przepraszam ją bardzo , ale nie żałuję. Zostałam napełniona dzisiaj Duchem Świętym to mam moc xD
Dobra, no to głosujcie na nią bardzo Was proszę ;**

Na tym drugim blogu rozdział pojawi się być może jutro, a na tym? Cóż, na pewno w tym tygoidniu.
Ale żebyście zostali nagrodzeni powiem wam, że tak akcja pod koniec ostatniego rozdziału nie dotyczy Louia.

No to Dziękuję Wam i przepraszam za mój debilizm :D

KOCHAM SIĘ UŚMIECHAĆ ! :**

czwartek, 6 września 2012

#27 - "W naszej bajce może być trzynastu krasnoludków"

Minęły trzy dni od tej kolacji zapoznawczej i mimo moich sprzeciwów nowa rodzinka wprowadziła się już następnego dnia po poznaniu.
Tak jak mówiła Caroline Maisie jest ze mną w pokoju a Daisy zajęła pokój gościnny, w którym wcześniej była moja kuzynka. Taka sprawiedliwość. Dzień był dość nieprzyjemny. Wciąż padało i nie zanosiło się na zmianę pogody.
- Ruszmy się z tego domu wariatów - stękała Maisie siedząca na podłodze przy łóżku
- Nie chcę mi się- mruknęłam i dalej bawiłam się telefonem
- No idzie zwariować
- Zadzwoń po twojego kochasia
- Żeby znowu ta głupia Daisy się do niego łasiła? Sory, ale nie - powiedziała
- To nie będziecie się wcale spotykać bo coś tam? - spytałam
- Nie bo coś tam tylko...
- Daisy - dokończyłam - Na jedno wychodzi. Mówię ci oni są siebie warci.
- Czemu nie lubisz Jeremy'ego?- zagadnęła
- Po prostu. Miałam z nim małą sprzeczkę i... Opowiadał ci jak mu przywaliłam z prawego sierpowego?
- Nie - uśmiechnęła się
- No więc to było tak- Podniosłam się do pozycji siedzącej i postawiłam przed sobą żabią maskotkę - Poszłam po Edwarda żebyśmy razem pojeździli na deskorolce. Zabrałam go do Skate Parku i nagle z na przeciwka idzie no taki sam koleś jak Eddy. Zrobiłam wielkie oczy i nie wiedziałam co się dzieje, czy to jakiś żart. Okazało się, że ten kim miał być Edward tak naprawdę był Jerry, a ten koleś, którego spotkaliśmy na ulicy to prawdziwy Ed. Trochę się posprzeczaliśmy i jakoś wyszło, że Jer nazwał swojego brata pedałem czy coś w tym stylu no to się wkurzyłam i uderzyłam go z pięści w twarz - rzekłam tym samym wykonując imitację uderzenia na Frogusiu.
- Wow- tylko tyle zdołała wydusić Maisie
- taka tylko SuperJa - uśmiechnęłam się
- Chodźmy do chłopaków - poprosiła moja kuzynka po chwili ciszy
Automatycznie przypomniało mi się ostatnie spotkanie z Louisem i swoją powagą próbowałam zatuszować uśmiech.
- Do przygłupów?- spytałam przywracając swój naturalny wyraz twarzy
- Tak. Cholernie mi się nudzi - westchnęła
- W sumie to dobry pomysł. Chodź - pogoniłam ją stając na równe nogi. Wyciągnęłam w jej stronę rękę żeby mogła się podnieść. Po chwili szła już obok mnie zeszłyśmy po cichu ze schodów dalej przez kuchnię aż do przedpokoju i wyszłyśmy z domu. Dlaczego chciałyśmy wyjść z domu niezauważone? Dlatego, że Caroline na pewno wysłałaby za nami Daisy czego naprawdę nie chciałyśmy.
- Ty geniuszu! Zapomniałaś parasola - Zawołałam do niej
- Ja nie wzięłam? Przecież ty mogłaś o tym pomyśleć
- Dobra mniejsza o to. Załóż kaptur - zaproponowałam robiąc to co jej przykazałam
- To na trzy, dwa, jeden biegniemy - powiedziała
- Trzy, dwa, jeden, biegniemy! - powiedziałyśmy równocześnie i puściłyśmy się pędem w stronę wyjścia z posesji aż do domu chłopaków. Droga nie była aż tak długa, ale zdążyłyśmy już zmoknąć.
Zdyszane wpadliśmy do domu naszych przyjaciół bez pukania po czym wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Zaraz przed nami wyrosło czterech zdziwionych chłopaków.
- Tylko zdejmijcie buty zanim wejdziecie do środka. Dopiero co posprzątałem- odezwał się Liam
- A może jakieś powitanie a nie - zaproponowałam i zdjęłam z głowy kaptur
- Cześć - przywitali się chłopaki jednocześnie mówiąc
- No cześć, cześć - zawtórowałam po czym zdjęłam buty i skierowałam się prosto do salonu rzucając się prosto na kanapę. To samo zrobiła Maisie
- Pomoczycie mi całą kanapę - jęknął Liam krzyżując ręce na klatce piersiowej
- Naszą tato, naszą kanapę - poprawił go Niall
- Nie jestem waszym tatą - oburzył się Liam
- Wyluzuj tato - poklepał go po ramieniu Zayn
- Nie no ja z wami zwariuję - uniósł ręce w górę i szybkim krokiem popędził do innego pomieszczenia
- Co mu jest? - zainteresowała się Maisie
- Gdyby był dziewczyną powiedziałabym, że ma ten stan napięcia przedmiesiączkowego - powiedziałam
- Słyszałem! - krzyknął Liam z drugiego pokoju
- Dobra! Już nie będę tak głośno mówiła, a ty nie podsłuchuj! - krzyknęłam jak najgłośniej żeby go choć trochę rozbawić, ale nic takiego się nie stało. Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi czy jakiegokolwiek odwetu .
- Wysprzątał dzisiaj cały dom nawet umył sedes - zakomunikował Harry
- A to wszystko dlatego, że Danielle miała dzisiaj wrócić. Zaplanował dla niej imprezę dzisiaj wieczorem - dokończył Zayn
- Ale ostatecznie się okazało, że jednak Danielle musiała zostać w Los Angeles na jakiejś tam sesji i ma jakieś przygotowania do jakiegoś tam występu dlatego wróci dopiero za miesiąc - dopowiedział Niall przeżuwając kanapkę
- I właśnie z tego powodu chodzi taki wkurzony i wyżywa się na nas - jęknął Harry opadając na fotel
- No to nieciekawie - skomentowała Majsie
- Do jutra mu przejdzie - machnęłam ręką
- A co z tą imprezą? - zapytała moja kuzynka
- Ludzie już zostali pozapraszani więc nie możemy odwołać- powiedział Zayn
- Właśnie tak. Teraz to my podtrzymujemy imprezę - Harry się uśmiechnął i zaklaskał w dłonie z zadowolenia
- Gdzie Louis? - spytałam zaciekawiona
Harry spojrzał się na mnie podejrzliwie na co natychmiast się usprawiedliwiłam
- No co? Pytam bo brakuje jeszcze jednego krasnoludka
- krasnoludków było siedmiu - poprawił mnie Niall
- Doliczmy jeszcze Edwarda i...
- Jerry'ego - przerwała mi Maisie
- Nie! - powiedziałam stanowczo - Myślałam o Thomasie
- Mniejsza o To - jęknął Zayn. - W naszej bajce może być ośmiu krasnoludków
- Nie no sory, ale dlaczego dziewczyn nie liczysz? Co to one małą być królewnami? Nie ma tak! chciałyście równouprawnienia to macie - oburzył się Harry - doliczmy jeszcze Alex, Maisie, Avery, Danielle i Perrie to jest nas trzynastu
- No to w naszej bajce może być trzynastu krasnoludków - poprawił się Zayn
A wszyscy wybuchnęli śmiechem
- No to co? Niedźwiadek? - rozwarł ręce Niall
Wszyscy jak jeden mąż i jedna żona przytuliliśmy się do siebie i kołysaliśmy się lekko
- Nie żeby coś, ale brakuje ośmiu krasnali - powiedziałam
-Nie marudź - odezwała się Maisie
Odczepiliśmy się od siebie po czym opadłam z powrotem na sofę
- Nadal nie powiedzieliście mi gdzie Louis - przypomniałam im
- Jest z Avery - odezwał się Zayn
- Z Avery - wyszeptałam cicho prawie, że niesłyszalnie. Zapomniałam całkiem o jej istnieniu. W ogóle zapomniałam, że przecież Louis ma dziewczynę.



- Gotowa już jesteś? - krzyknęłam na Maisie jednocześnie sprawdzając godzinę. Wyjrzałam przez okno gdzie podjechał już srebrny samochód.
- Gdzie jedziecie - zainteresowała się Daisy
- Dozwolone od lat osiemnastu- odpowiedziałam na odczepkę
- Mam już osiemnaście lat
- Serio? Bo wyglądasz na dwanaście - zakpiłam
- No to idziemy? - w progu kuchni pojawiła się Maisie
W tym samym czasie w pomieszczeniu pojawiła się Caroline
- Wychodzicie gdzieś? - zainteresowała się
- Jasne. Na plac zabaw zaprowadzić Daisy - odezwałam się siląc się na sztuczny uśmiech
- Alex!- skarciła mnie Caroline - Maisie dokąd idziesz w takim stroju - zwróciła się do mojej kuzynki wskazując na wysokie szpilki
- Na imprezę do przyjaciół - powiedziała zrezygnowana
- Świetnie! Zabierzcie też Daisy - odpowiedziała z entuzjazmem
- jasne bo ja nie mam co robić tylko tego smarkacza niańczyć
- Mam już osiemnaście lat idiotko!-oburzyła się Daisy
- Nie pozwalaj sobie dziewczynko za cienka w uszach jesteś
- Alex przestań!- przyczepiła się Caroline - Daisy idź ubierz coś ładnego
- Jasne, Alex najgorsza, Alex to zło - sparodiowałam matkę
- Miałaś być miła - odezwała się kobieta
- Nic takiego nie mówiłam - prychnęłam
- Chodź Maisie. Poczekamy na tą smarkulę w samochodzie - powiedziałam do swojej kuzynki
- Gotowa - zbiegła ze schodów Daisy
- Mała czarna już jest przereklamowana - rzuciłam i nie czekając na odpowiedź wybiegłam z domu ciągnąć za sobą Maisie


-Jak impreza- zagadał Harry podchodząc do mnie i do mojej kuzynki
- Widziałeś może Jeremy'ego? - spytała Maisie
Westchnęłam po raz kolejny słysząc to samo pytanie.
- Nie, nie widziałem - powiedział Styles
Dziewczyna zaczęła się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu
- ej wyluzuj przecież nie musisz go prowadzać za rączkę
Pociągnęłam łyk piwa widząc Louisa tańczącego z Avy.
- Lipnie trochę - westchnął Eddy i usiadł obok nas
- Ej krasnoludku ! To prawie że ja zorganizowałem tą imprezę i wszystkim musi się podobać - powiedział Loczek
- Dlaczego zwracasz się do mnie Krasnoludku? - zdziwił się Ed
W tym momencie Harry zaczął mu wszystko tłumaczyć, a ja już przestałam go słuchać, bo byłam zajęta przyglądaniem się pewnej parze
- Ej! Widzicie to co ja- szturchnęłam Stylesa
- Nie prze... O cholerka!
 - Czy to nie czasem ta Wasza Daisy? - spytał Edward
Kiwnęłam głową i zacisnęłam mocno pięści zamknęłam oczy i policzyłam do trzech w nadziei, że to tylko złudzenie.



______________________________________

Rozdział krótki, ale cholera czasu nie mam :C
Praktycznie codziennie mielismy spotkania w kościele bo w niedziele ma bierzmowanie.
A do tego od przyszłego tygodnia nauczyciele chcą nam dorzucić kilka zajęć dodatkowych po lekcjach. Twierdzą, że  trzeba nas przygotować do testów po trzeciej gimnazjum,. Masakra.
A tak w ogóle to już niedługo koniec :P Serio mówię.
I jakoś ostatnio miałam wywiad z Kaxii tu macie link:
http://thekaxii.blogspot.com/2012/09/httpcarrot-world-with-king-of.html

Możecie skomentować? Kaxii się bardzo starała :) Dziękuje ;**

 http://wszystko-co-masz-to-twoja-dusza.blogspot.com/ <-- Paczajcie na ten blog ;) Karlee wybrała bardzo odważny temat. Na razie prolog. Możecie też sypnąć jej komentarzami? Bradzo przeżywa ten nowy blog i liczy na wasze opinie ;)

Mam nadzieję że rozumiecie ten brak czasu? 

Kocham
Majka <3

sobota, 1 września 2012

#26 - Znasz moje imię, nie moją historię

Leżałam na niepościelonym łóżku ze słuchawkami na uszach i Panem Marchewką na brzuchu. Piesek już prawie zasypiał a ja głaskałam go za uchem. Kolejny dzień wakacji mijał na leniuchowaniu.
Do pokoju weszła Caroline co mnie zupełnie zaskoczyło. Usiadła na brzegu łóżka i wpatrywała się z obrzydzeniem na zwierzę.
Zmęczyła mnie ta cisza i głupie wpatrywanie się we mnie.
- Wypierdalasz mnie z domu czy wysyłasz mnie do psychiatry?- zapytałam gdy zdjęłam słuchawki
- Nic z tych rzeczy
- To po co tu przyszłaś?
- Dzisiaj wieczorem jest kolacja - oznajmiła
- Brawo za spostrzegawczość, ale tak się składa, że kolację jem codziennie
- Chcę żebyś poznała mojego chłopaka - kontynuowała nie zwracając uwagi na moją poprzednią uwagę
- Chłopaka?- wybuchnęłam śmiechem- To ty masz chłopaka?
- Tak. Ma na imię Clark i ma córkę Daisy.
- Co?! Masz faceta, który ma bachora?
- nie żadnego bachora, bo Daisy ma siedemnaście lat. A po za tym ja też nie mogę mieć kogoś bo mam dziecko ?
- Ty to tak jakbyś nie miała - powiedziałam
- Proszę cię tylko żebyś była miła
- A kto powiedział, że ja w ogóle zostanę na kolacji
- Proszę Cię Alex. To dla mnie bardzo ważne .
- W takim razie wcale nie przyjdę
- Alex, proszę
- No dobra zobaczę co to za debil
- Bądź miła
- Tylko masz nie mówić że jestem twoją ukochaną córeczką, bo zrobię takie przedstawienie, że ten twój fagas więcej tu nie wróci
- Proszę Cię...
- No dobra, ale ja za siebie nie odpowiadam
- Ubierzesz się sama czy mam ci kupić jakąś sukienkę
- Czy ty jeszcze nie zapamiętałaś, że ja nienawidzę sukienek? - spytałam zirytowana
- Tylko ubierz się ładnie
- ja zawsze ubieram się ładnie i wyjdź już z mojego pokoju! - krzyknęłam tak, że Pan Marchewka aż zeskoczył z mojego brzucha.
Westchnęłam i podniosłam się z łóżka. Poszłam do pokoju Masie żeby powiedzieć jej o całej sytuacji.
- Fuuj jakie to obleśne! Musicie się lizać na moich oczach - powiedziałam kiedy weszłam do pokoju
Jeremy i Masie oderwali się od siebie.
- Nikt ci nie kazał tu wchodzić- odezwał się Jerry
- Ja nie potrzebuje pozwolenia. To mój dom - powiedziałam
- Co to w ogóle jest, że taki debil nawiedza mój dom o dziewiątej rano? - spytałam
- On nie jest debilem - poprawiła mnie kuzynka
- Mniejsza o to, więc co... Aaaaa... on tu był przez noc ?
Maisie się zarumieniła i pokiwała głową a Jerry uśmiechnął się szeroko
- Słychać było wasze jęki w moim pokoju - powiedziałam siląc się na powagę
Spojrzeli na siebie zakłopotani
- No spać się nie dało - kontynuowałam - W nocy rozumiem, ale żeby jeszcze nad ranem. Raz wam nie wystarczy? Tu też ludzie mieszkają. A Caroline wie? No pewnie. Przecież dała wam jeszcze gumki. Chociaż nie Caroline nie są potrzebne ona woli bez. Ale wy chyba się zabezpieczyliście? Bo inaczej powstanie takie coś jak ja - przerwałam moją ściemy żeby zobaczyć co oni na to. Ich miny? Bezcenne.
- Nie no zabezpieczyliśmy się i w nocy i rano też - powiedział Jerry
Przez chwilę patrzałam się na nich jak na jakieś małpy w zoo, ale zaraz zaczęłam się śmiać jak głupia, tak, że aż spadłam z krzesła, na którym siedziałam.
Oni nie wiedzieli o co mi chodzi. Po kilku minutach szalonego śmiechu usiadłam ponownie na krzesło z szerokim uśmiechem
- Z czego się tak śmiałaś? - spytała
- Nie nic tylko te wasze prezerwatywy były dziurawe. Moje dzieło
- Żartujesz? - Masie i Jerry zrobili przerażone miny a ja rzuciłam uśmiech szalonego naukowca
- Tak naprawdę to was nie słyszałam i nie ruszałam waszych gumek. Zajebisty ze mnie jasnowidz, nie?
- Ty małpo! - skwitowała moja kuzynka i rzuciła mnie poduszką
- Ale Nie przyszłam w tej sprawie. Caroline już ci mówiła, że jest jakaś kolacja, na której poznamy jej faceta i jego córkę? - spytałam kiedy już się uspokoiłam
- Tak mówiła mi wczoraj. Wspominała też o jakiejś niespodziance
Wzruszyłam ramionami i wstałam z krzesła
- tylko weźcie się wzajemnie nie wezsijcie kiedy wyjde bo to jest strasznie obleśne - powiedziałam i wyszłam. Pójdę do Toma dawno nie byłam u Andersonów



Caroline kazała już nam zejść na kolację. Ostatecznie ubrałam zielone dżinsy i t-shirt w niebiesko-białe paski i moje papcie. Maisie ubrała białą sukienkę na ramiaczkach i czarne szpilki, a Jeremy, który jej towarzyszył ubrał spodnie od garnituru i białą koszulę, a Caroline bardziej odjebać się nie mogła.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Caroline kazała nam zostać w jadalni. Usiadłam sobie na krześle a Jerry i Maisie stali żeby móc powitać gości. Moja kuzynka kiwnęła na mnie żebym wstała, ale machnęłam ręką i nie ruszyłam się z miejsca.
Po chwili weszli goście. Caroline machała mi dyskretnie rękami na co tylko sztucznie się uśmiechnęłam.
- Clark, Daisy poznajcie to moja bratanica Maisie- kuzynka uśmiechnęła się Na powitanie i podała ręce gościom- jej chłopak Jeremy - zrobił to samo co jego dziewczyn-a to moja córka Alexandra
- No Siema - uniosłam rękę w górę nie ruszając się z miejsca
- Proszę usiądźcie - wskazała matka
- Z lepszej strony to ty się nie mogłaś pokazać - mruknęła mi Masie na ucho i zajęła miejsce obok mnie przy okrągłym stole. Koło niej Jerry, dalej Daisie później Clark i Caroline.
- Nie zależy mi
Kolacja przebiegała strasznie nudno oprócz tego, że zalecanie się Daisy do Jerry'ego strasznie mnie rozśmieszało. Za to Maisie nie było wcale do śmiechu .
Ten cały Clark zaczął coś pieprzyć, że nie lubi dziewczyn, które nie są zbyt kobiece i dlatego prowadzi jakąś tam drogerię . Po za tym gadał coś jak się poznali i jaka to Daisie jest mądra, sliczna, inteligentna i uzdolniona.
Napisałam pod stołem sms.
Do: Louis
Pomoż mi!
Nie Wiem dlaczego akurat do niego.
Uśmiechnęłam się gdy dostałam odpowiedź.
Od: Louis
co jest?
Do: Louis
Opowiem ci tylko przyjdź po mnie do mojego domu. Możesz w ogóle?
Od: Louis
Jasne. Twój Superman już leci :)
Do: Louis
Głupi jesteś wiesz? xD
Od: Louis
Tyle razy to od ciebie słyszałem, że stało się już moim mottem życiowym :)
Do: Louis
Teraz to sam udowadniasz swoją głupotę
Od: Louis
Serio? Nie zauważyłem xD
Wyczułam czyjś wzrok na sobie. To tylko ta Daisy. Uśmiechnęłam się sztucznie i pokazałam jej środkowy palec, ale Maisie, która to widziała szturchnęła mnie łokciem.
- No co? Przecież sama byś ją zwyzywała gdyby nie twoja spokojna natura
- No masz rację, ale to nie znaczy żeby tak przy stole
- To niech się Na mnie nie gapi
- Jak dziecko
- Razem z Clarkiem ustaliliśmy, że zamieszkamy razem - zakomunikowała Caroline i pocałowała swojego faceta w usta
- Maisie nie będziesz miała nic przeciwko jeśli Daisy zajmie twój pokój a ty tymczasowo zamieszkasz z Alex w pokoju?
- Chyba Was pojebało! - powiedziałam odrobinę za głośno
Caroline posłała mi błagalne spojrzenie tak samo jak Maisie
- Nie lubię wulgarnej młodzieży - skwitował Clark
- Bo akurat to najbardziej mnie obchodzi. Ja nie będę mieszkać z jakimś ważniakiem i jego idealną córeczką!
- Alex obiecałaś, że będziesz miła
- No i ?
- Jak ty możesz tak nie szanować swojej matki? To dzięki niej jesteś na tym świecie! - odezwał się Clark
- Znasz moje imię a nie historię. Ty nie wiesz czy mam powody żeby jej nie szanować! I mam w dupie co o mnie myślicie
Clark zaczął jakiś długi wywód o stosunkach w rodzinie gdy zadzwonił dzwonek.
Wstałam z krzesła i oznajmiłam:
- Wychodzę z kumplem bo mam dosyć tego zjebanego towarzystwa
- Nie lubię gdy mi ktoś przerywa
- Mam w dupie co ty lubisz a co nie! - krzyknęłam i wyszłam z domu
- Cześć Alex- przywitał się Lou
- Siema - odburknęłam
- Co taka zła?
- Caroline znalazła sobie faceta, który jest strasznym idiotom i do tego ma córkę. W sumie nie obchodzi mnie kogo ona tam ma, ale chodzi o to, że oni mają z nami zamieszkać. To jest najgorsze, że ja z nimi nie wytrzymam. To jakieś pojebańce - powiedziałam i nerwowo poprawiłam grzywkę
Louis zaczął się śmiać a ja patrzałam na niego jak na debila
- Co jest w tym śmiesznego ?- usiadłam na ławce w parku wraz z Louisem
- śmiesznie wygladasz jak się złościsz
- Dzięki - mruknęłam
- Opowiesz mi coś o tym chłopaku u którego się zatrzymałaś kiedy byłaś w Polsce?- spytał Lou po chwili ciszy
- Po co?
- Tak po prostu - wzruszył ramionami
- Tak po prostu ci nic nie powiem
- To przez niego nie ufasz ludziom, tak? - spytał
- Dlaczego tak myślisz ?- spytałam
- Tak jakoś. Bo coś cię z nim łączyło, prawda? Dlatego kiedy z nim rozmawiałem powiedział, że jesteś jego dziewczyną?
- Tak byliśmy razem, ale to było dawno i nie chcę o tym gadać
- dlaczego?
- Ale ty jesteś upierdliwy- westchnęłam - Po prostu zranił mnie
- I dlatego jesteś taka wredna?
- No fajnie. dzięki, że tak mnie oceniasz
- Taka prawda
- Pamiętasz tą ławkę?- spytał Louis po chwili ciszy
Rozejrzałam się wokół. Widziałam stary dąb a niedaleko plac zabaw.
- Tu pierwszy raz się widzieliśmy.
- Pamiętasz co mi wtedy powiedziałaś?
- Jakoś nie bardzo
- "Nie pozwól by twoje życie straciło sens przez osobę, która po prostu nie była ciebie warta" To twoje słowa, a dzisiaj to Ja ci je przypominam
- Po co? Radek już mnie nie obchodzi
- Po prostu. Chcę tylko pomóc żebyś była szczęśliwa - powiedział i niepewnie splótł nasze ręce razem.
Zrobił to tak delikatnie żebym czasem nie nawrzeszczała na niego.
Ale nic takiego się nie stało. Nawet spodobało mi się to zabawne uczucie kiedy trzymał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego i szepnęłam "Dziękuję" chociaż sama nie wiedziałam za co.


____________________________

Przepraszam że tydzień przerwy, ale starałam się wykorzystać koniec wakacji jak najlepiej :)
Pamiętacie że wygrałam ten konkurs? To pojawiła się juz recenzja. Jak dla mnie super napisana :)
http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/2012/08/recenzja-blogu-miesiaca-lipiec-2012.html

Możecie zadawać mi pytania na >>Ask.fm<<

Kocham
Majka <3